Osoby:
Jim
Rafał
Ryszard
Andrzej
Edward
Janusz
AKT I
SCENA I
Scena jest oddzielona od widzów „szklanym ekranem”. Na środku sceny stoi stół i kilka krzeseł. Przy prawej ścianie stoi łóżko i barek z alkoholem i wieszak na ubrania. O ścianę oparty jest obraz – „szał uniesień”. Na podłodze rozrzucone są książki. Pomieszczenie nie ma drzwi ani okien.
JIM: Gdzie ja jestem?( przebudził się. Rozgląda się dookoła. Mówi w języku anglojęzycznym.)
ANDRZEJ: Nie znam angielskiego. (leży w łóżku i patrzy w sufit.)
RAFAŁ: A czy to ważne. (siedzi na krześle i próbuje skoncentrować się na czytaniu tomiku wierszy pt. sezon w piekle.)
JANUSZ: E tam… zgrywasz się. (siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
RYSZARD: Edward, studiowałeś, to może znasz angielski?
EDWARD: Znam tylko francuski. (przerywa czytanie książki o małej parowej lokomotywie.)
ANDRZEJ: Ja znam bułgarski!
RYSZARD: A po co nam twój bułgarski?! Teraz zostałeś z tym bułgarskim jak głupi ciul i próbujesz go nam wcisnąć! A w ogóle to, co my tu robimy?
ANDRZEJ: Przynajmniej znam język obcy!
RYSZARD: Nie ma się czym chwalić. Język bułgarski jest tak nam obcy jak Stalin i Putin.
ANDRZEJ: Jaki Putin?
RYSZARD: Nieważne.
RAFAŁ: Oto jest pytanie. A ja wam powiem, że nawet nie wiem, czy kiedykolwiek istniałem. (przerywa na moment czytanie.)
JANUSZ: E tam… zgrywasz się. (siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
EDWARD: Panowie, co my tu robimy? (oderwał się od czytania. Wodzi wzrokiem po pokoju.)
ANDRZEJ: Sam chciałbym wiedzieć! O! Leżą tu książki!. (podniósł się z łóżka. Podszedł do leżących książek. Zaczął sprawdzać tytuły.)
EDWARD: Co to za książki?(kieruje pytanie do Andrzeja. )
ANDRZEJ: Ciekawe tytuły; „Zabić ciotkę”, „Siekierezada”, „Sezon”, „Amerykańska noc”, „Poboki”, „Furia instynktu”(odkłada je na bok.)
RYSZARD: Nie ocenia się książki po okładce!
ANDRZEJ: Mam dobrą intuicję!
EDWARD: Czy wy nie rozumiecie?! Nas tu nie powinno być!!!
RAFAŁ: Nie przejmujcie się mną.(zapala papierosa od strony filtra.)
JANUSZ: E tam… zgrywasz się. (siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
EDWARD: Dlaczego mamy się nie przejmować ?(przerywa czytanie.)
RAFAŁ: Bo mnie nigdy nie było.(zaciąga się papierosem.)
JANUSZ: E tam… zgrywasz się.(siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
EDWARD: Wzrok mam jeszcze dobry.
ANDRZEJ: Panowie, znalazłem jakiś scenariusz.
RYSZARD: I co z tego?
ANDRZEJ: Tu są nasze imiona!
RYSZARD: Dawaj!!!(poderwał się z krzesła i energicznym ruchem wyrwał scenariusz.)
EDWARD: I co?
RYSZARD: Zgadza się. Co tu jest do cholery grane!!!(cisnął scenariuszem o podłogę.)
EDWARD: Pokaż! (zbiera kartki scenariusza z podłogi.) Rzeczywiście!
RAFAŁ: Jaki jest tytuł ? I czy ja tam jestem?(nie odrywa wzroku od czytania.)
EDWARD: Tytuł: Wyjście z formy.
RYSZARD: Co za idiotyczny tytuł. I niby bohaterami tego scenariusza jesteśmy my wszyscy?
RAFAŁ: To dziwne, bo mnie nigdy nie było.
RYSZARD: Denerwuję mnie to twoje gadanie. „Nigdy mnie nie było….nigdy mnie nie było” (przedrzeźnia Rafała.)
EDWARD: Ze scenariusza wynika, że wszyscy znikniemy. (spogląda na mężczyzn.)
ANDRZEJ: Ja protestuję. Nie chcę, by ktoś decydował za mnie, czy będę żył, czy nie!!!
RYSZARD: Przecież i tak jesteś martwy! Bodajże od 1958 roku.(spogląda wymownie na Andrzeja.)
RAFAŁ: A co to za autor?(nie odrywa wzroku od czytania.)
EDWARD: Nie ma podanego.
ANDRZEJ: Autor tego scenariusza to jakiś sadysta i grafoman.
EDWARD: A skąd wiesz?!
RYSZARD: Co bronisz go?!
EDWARD: Nie… przecież nawet go nie znam.(wzrusza ramionami.) A scenariusz można zmienić!
ANDRZEJ: Myślisz!?
EDWARD: Zawsze można spróbować.
RAFAŁ: Ja i tak jestem martwy. (zapala kolejnego papierosa od strony filtra. Zaciąga się. Zakłada nogę na nogę.)
JANUSZ: E tam… zgrywasz się. (siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
ANDRZEJ: A tamten na co patrzy?(wskazuje na Jima.)
RYSZARD: Na obraz z nagą babą na koniu.
ANDRZEJ: A co tu robi obraz z nagą babą!?
RYSZARD: A co masz do nagiej baby?
ANDRZEJ: Nic… ale, czy to ma jakiś sens?
RYSZARD: A co ty taki filozof się zrobił? Baba jak baba. Czy musi mieć sens? Niech sobie będzie, byle nie gadała. A może wolisz, by nagi facet świecił oczami?!
EDWARD: Panowie, przerwę wam tę inteligentną dyskusję. Osobiście zastanawiam się nad datą i miejscem.
ANDRZEJ: Mianowicie?
EDWARD: Ze scenariusza wynika, że jest rok 2021. W dodatku jesteśmy młodzi.
RAFAŁ: Ja się czuję staro.(zaciąga się dymem z papierosa.)
JANUSZ: E tam… zgrywasz się. (siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
ANDRZEJ: Oczywiście to jest dziwne! Jak się stąd wydostać tu nie ma drzwi, tylko ten cholerny ekran.
RYSZARD: A skąd mam wiedzieć. Może Amerykanin coś wymyśli.
SCENA II
Wszyscy podchodzą do Jima, który wpatruje się w obraz. Razem z nim przyglądają się nagiej kobiecie. Obserwują ją z różnych perspektyw z prawej z lewej strony z góry z dołu. Gładzą palcami po niej.
RYSZARD: Zabierz od niej te łapy !!(uderzył Andrzeja w dłoń.)
ANDRZEJ: Zgłupiałeś!!! Jesteś zazdrosny o obraz!!!(puka się w czoło.)
EDWARD: Panowie, trochę powagi!
ANDRZEJ: Rysiek spójrz! Amerykanin całuje obraz.
RYSZARD: A niech całuje!(machnął ręką.)
RAFAŁ: Ja też chcę! (odpycha Jima i zaczyna całować obraz.)
JIM: „Rozpal we mnie ogień” (podśpiewuje piosenkę w języku anglojęzycznym.)
EDWARD: I tak cię nikt nie rozumie.(klepie Jima po plecach.)
ANDRZEJ: Zupełnie wam odbiło! (puka się w czoło.)
RYSZARD: To hormony! A ten obraz jest bardzo realistyczny. Np. ten palec u stopy. (śmieje się.)
ANDRZEJ: Ta…ale bez przesady!
EDWARD: Rysiek, zaśpiewaj nam coś.
RYSZARD: Przecież ja śpiewać nie umiem!
JANUSZ: E tam… zgrywasz się. (ironizuje. Siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
EDWARD: Próbuję zmienić bieg wydarzeń scenariusza i rozładować emocję.
RYSZARD: Aha!
EDWARD: Przecież grałeś w kapeli rockowej.
ANDRZEJ: To nie jest ten Rysiek.
EDWARD: Nie!
ANDRZEJ: Ten jest z Grudziądza.
EDWARD: Gdzie to?
ANDRZEJ: Słaby byłem z geografii. Za to z picia wina na czas byłem najlepszy! (dumnie wypina pierś.)
EDWARD: To jak Rysiek!
ANDRZEJ: Ten z Grudziądza?
EDWARD: Nie, ten z Chorzowa!
ANDRZEJ: Aha…
RYSZARD: Co to za idiotyczna rozmowa!(puka się w czoło.)
EDWARD: Cholera!!! Nic się nie zmieniło. Nawet jest to, że w tym momencie sprawdzam scenariusz!
RAFAŁ: Może Amerykanin ma jakiś pomysł.
EDWARD: Z nim się raczej nie dogadamy.
RYSZARD: Stąd i tak nie ma wyjścia. Same ściany i ten cholerny ekran (sprawdza pomieszczenie. Wpatruje się w ekran.)
JANUSZ: E tam…(siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
ANDRZEJ: Może jest coś lub ktoś po drugiej stronie ekranu. Rafał ty takie rzeczy potrafisz rozbijać i przez nie przechodzić.
RAFAŁ: Nie przypominam sobie.
JANUSZ: E tam…teraz to się naprawdę zgrywasz!(siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
Amerykanin bierze krzesło i rzuca w ekran.
JIM: Mogę wszystko. Przecież jestem królem jaszczurów! (mówi w języku anglojęzycznym.)
EDWARD: Jednak Amerykanin coś rozumie. W przeciwieństwie do nas.
Rzucone krzesło przeleciało przez ekran.
JIM: „Przebij się na drugą stronę”. (podśpiewuje piosenkę w języku anglojęzycznym.)
RAFAŁ: Znam skądś tę piosenkę! (zaciąga się dymem z papierosa.)
JANUSZ: E tam… (ironizuje. Siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
RYSZARD: Jednego krzesła mniej. Ciekawe kto z nas będzie teraz siedział na podłodze.
ANDRZEJ: Odnoszę wrażenie, że po drugiej stronie ktoś nas obserwuje!
EDWARD: Życie to nie teatr.
ANDRZEJ: I tu się z tobą nie zgodzę! Wszyscy jesteśmy aktorami, a życie to wielka scena. Gramy na ile nam starczy czasu i talentu
RYSZARD: Twój czas już minął! Bodajże zaraz po odwilży!
ANDRZEJ: Będziesz wypominał mi moją śmierć aż do końca życia!?!
RYSZARD: To są fakty! (machnął ręką.)
ANDRZEJ: W dupie mam takie fakty!
RYSZARD: Z tego, co pamiętam, to ty zawsze miałeś wszystko w dupie!
EDWARD: Panowie trochę kultury!
RAFAŁ: A mi tu dobrze.
RYSZARD: A dlaczego ci tu dobrze?
RAFAŁ: O nic nie muszę się martwić. Mam dach nad głową. Pełny barek i dużo papieru by zapełnić go myślami. (siedzi na krześle i zaciąga się dymem z papierosa.)
ANDRZEJ: Przynajmniej jeden z nas jest zadowolony.
RYSZARD: No dobra. A może ktoś mi powie, co się stało z krzesłem.
ANDRZEJ: Zniknęło!
RYSZARD: Tyle to i ja wiem!
EDWARD: „Są rzeczy w niebie i na ziemi, o których…..”
RYSZARD: Co ty mi tu klasyków cytujesz!!! Daj mi odpowiedz! (przerywa w pół zdania.)
EDWARD: (wzruszył ramionami)
SCENA III
Mężczyźni wpatrują się w ekran jakby byli zupełnie zahipnotyzowani. Amerykanin śpij w łóżku
ANDRZEJ: To jego chrapanie doprowadza mnie do irytacji!
RYSZARD: Może by tak go uśmiercić.
EDWARD: Też mi pomysł.
RYSZARD: Jeden Amerykanin w tę czy w tamtą. To przecież bez różnicy.
RAFAŁ: A kto by się tego podjął?!
RYSZARD: Andrzej ma doświadczenie w tych sprawach.
ANDRZEJ: Co Andrzej!!! Chyba zwariowałeś!!! Zejdź ze mnie!!!
RYSZARD: A ciotka?
ANDRZEJ: Jaka ciotka?!
RYSZARD: Nie zgrywaj głupiego!
ANDRZEJ: Naczytałeś się jakiś surrealistycznych opowiastek!
RYSZARD: Musisz przyznać, że literatura ma moc oddziaływania.
ANDRZEJ: Bez przesady!
EDWARD: Na szczęście chrapanie ustało. (ociera czoło.)
RAFAŁ: A ja czekałem na pierwszą krew!(zaciąga się dymem z papierosa od strony filtra.)
EDWARD: Tego i tak byście nie zrobili.
RAFAŁ: To metafora.
RYSZARD: Jaka metafora?
RAFAŁ: No… ta krew!
ANDRZEJ: Będziecie w nieskończoność ciągnąć o tej krwi! Trzeba się wydostać z tego miejsca.
RYSZARD: Bredzisz!
ANDRZEJ: Czemu?
RYSZARD: Czemu..czemu….czemu…!!! Bo nie wiadomo, co nas może spotkać na zewnątrz.
RAFAŁ: Może jakaś plaga Egipska.
RYSZARD: Właśnie!
RAFAŁ: Albo jakiś wirus.
RYSZARD: No… może być.
ANDRZEJ: To chcecie spędzić tu resztę swojego marnego życia?! (wskazuje na pomieszczenie.)
RAFAŁ: Mi się tu podoba. (rozgląda się dookoła.)
JANUSZ: E tam… zgrywasz się.(siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
RYSZARD: Marny to jesteś ty!
ANDRZEJ: W końcu się cholera doigrasz!!! (podchodzi do Ryszarda i patrzy mu prosto w oczy.)
RYSZARD: Grozisz mi!! Nie z takimi miałem do czynienia!( śmieje się.)
ANDRZEJ: Śmiej się … śmiej… Zaraz podrę ten grafomański scenariusz!!!
RYSZARD: Śmiało!! A może ja to zrobię..(podchodzi do scenariusza leżącego na stole.)
Ryszard drze scenariusz. Doskakuje do niego Edward i próbuje go powstrzymać. Reszta mężczyzn obserwuje ich poczynania.
EDWARD: Przestań!!!
RYSZARD: Nie przestanę!!! (odwraca się plecami od Edwarda.)
EDWARD: A jak po podarciu scenariusza wszyscy znikniemy!
RYSZARD: Mam to w głębokiej dupie!!!
ANDRZEJ: A to ci niespodzianka!(spojrzał wymownie na Ryszarda.)
RAFAŁ: Mnie i tak nigdy nie było.(zaciąga się dymem z papierosa od strony filtra.)
JANUSZ: E tam… zgrywasz się. (siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
EDWARD: I co zrobiłeś!! (spogląda na Ryszarda. Próbuje połączyć podarte kartki.)
RYSZARD: Zostaw to!!! Jakoś nie zniknęliśmy! To wszystko to są fantasmagorie. (wytrącił kartki z ręki Edwardowi.)
SCENA IV
Przebudził się Jim. Podchodzi do barku otwiera butelkę z jakimś alkoholem i częstuje mężczyzn.
RAFAŁ: Swój chłop! (zaciąga się dymem z papierosa i popije alkohol.)
JANUSZ: Tym razem masz rację. (siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Sączy alkohol. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
ANDRZEJ: Amerykanin ma wyczucie.
EDWARD: A chcieliście go niedawno uśmiercić.
RYSZARD: E.. nie ważne. (machnął ręką.)
JIM: Wam Polakom brakuje luzu. Zdrowie!!( mówi w języku anglojęzycznym.)
ANDRZEJ: Co powiedział ?
EDWARD: Zrozumiałem tylko „zdrowie”.
ANDRZEJ: No to zdrowie!!
Mężczyźni stukają się szklankami życząc sobie wszystkiego najlepszego. Ściskają się po przyjacielsku.
RYSZARD: Jim otwórz jeszcze jedną butelkę! ( uderza dłonią o własny łokieć.)
ANDRZEJ: Patrzcie! Rozumie! (wskazuje na Jima.)
EDWARD: Będą jeszcze z niego ludzie! Ma zadatki na bycie Polakiem.
JIM: Nie rozumiem?! (podchodzi z butelką. Mówi w języku anglojęzycznym.)
JANUSZ: E tam. Zgrywasz się. (siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Sączy alkohol. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
RAFAŁ: E tam. To intuicja! (machnął ręką.)
ANDRZEJ: Wy obydwaj macie chyba już dosyć. (wskazuje na Rafała i Janusza.)
RAFAŁ: Czemu?
ANDRZEJ: Mówicie od rzeczy!
JANUSZ: E tam. (siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Sączy alkohol. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
ANDRZEJ: O! A nie mówiłem.
JIM: Panowie więcej luzu! Zdrowie!!! (mówi w języku anglojęzycznym.)
EDWARD: Panowie słuchajcie! Wypiliśmy już trochę. Mamy więcej odwagi. W takim razie zaryzykowalibyśmy przejście na drugą stronę.
RYSZARD: Więcej luzu! (klepie Jima po plecach. Jim zachłysnął się alkoholem. Upadł na kolana. Nie może złapać powietrza.)
RAFAŁ: Lekarza!!!Sztuczne oddychanie!!!
JANUSZ: E tam. (siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Sączy alkohol. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
ANDRZEJ: Nie będę robił mu usta usta! (spogląda na Ryszarda.)
RYSZARD: Nie patrz na mnie!
ANDRZEJ: To twoja sprawka!
Jim leży na podłodze. Nie może złapać powietrza. Twarz ma całą siną.
EDWARD: Czyli wszystko na mojej głowie! (Próbuje go reanimować. Jim poczuł się lepiej.)
RYSZARD: Będzie żył! (podchodzi do Jima i chce ponownie klepnąć go w plecy. Mężczyźni jednym chórem krzyknęli „NIE !”)
JIM: W porządku! Dosyć! (mówi w języku anglojęzycznym. Siada na krześle. Ociera czoło. )
RYSZARD: Dobrze…dobrze!
RAFAŁ: Pęka mi głowa od tego alkoholu! (Siada obok Jima.)
JANUSZ: E tam… bywało gorzej. (siedzi na rogu łóżka z założoną nogą na nogę. Pali papierosa. Sączy alkohol. Poprawia okulary co rusz spadające z nosa.)
ANDRZEJ: Panowie może byśmy pomyśleli o opuszczeniu tego lokalu!
RYSZARD: Zgadzam się z „Andrzejową moją Bursą”
ANDRZEJ: Tylko bez nazwisk proszę!
RYSZARD: Bardzo przepraszam!
EDWARD: O! Alkohol podziałał na was przyjacielsko.
RYSZARD: Nie przesadzajmy! Koleżeńsko!
EDWARD: To i tak duży postęp. Andrzej ma rację!
RAFAŁ: Tylko jak?!
EDWARD: Pamiętacie co z krzesłem zrobił Amerykanin? (wskazuję na ekran i Jima.)
RYSZARD: A jak to chcesz zrobić?
EDWARD: Zwyczajnie. Jeśli krzesło przeleciało na drugą stronę. Pamiętacie pewien film.
ANDRZEJ: Mianowicie?
EDWARD: „Ucieczka z kina wolność”
RYSZARD: Coś sobie przypominam! To z takim znanym aktorem. Bodajże miał na nazwisko Kos.
ANDRZEJ: Kos ?! Jesteś pewny?!
EDWARD: Golas!
RYSZARD: Nie! Golas.
EDWARD: To w końcu jak?!
RYSZARD: Chyba Gołas. (drapie się po głowie.)
ANDRZEJ: A nie… Gajos?!
EDWARD: Panowie… czy to ważne!! Ważne jest to, że aktorzy tego filmu byli w podobnej sytuacji co my.
ANDRZEJ: Racja!!! Oni przeszli przez ekran!(łapie się za głowę.)
RYSZARD: To był tylko film! (wymownie spogląda na rozmówców.)
EDWARD: Moim zdaniem trzeba zaryzykować!(kręci głową na tak.)
RYSZARD: Nie wiemy co jest po drugiej stronie! A jak się zmaterializujemy?! (drapie się po głowię.)
ANDRZEJ: Myślisz?!
RYSZARD: Nie znam się na tym. Jestem humanistą, ale…może!
EDWARD: Wszyscy jesteśmy humanistami. Myślę, że trzeba zaryzykować!
SCENA V
Mężczyźni podeszli do szklanego ekranu trzymając się za ręce. Wpatrzeni hipnotycznie w jego wielkość.
EDWARD: Panowie powodzenia!!! (spogląda na mężczyzn.)
ANDRZEJ: Poczekaj!!!(ociera czoło.)
RYSZARD: „To już piach nasz ostatni ?”(ociera łzy.)
JANUSZ: E tam… (klepie po plecach Ryszarda.)
RYSZARD: Tylko ostrożnie z tym klepaniem!
JANUSZ: E tam…
RAFAŁ: Przypomniałem sobie!!! Kiedyś faktycznie przechodziłem przez szyby. (uśmiecha się.)
JANUSZ: E tam.(ironizuje.)
RAFAŁ: Panowie do zobaczenia po drugiej stronie. (macha do mężczyzn i przechodzi przez ekran.)
JIM: „Przebij się na drugą stronę”(nuci piosenkę w języku anglojęzycznym, i bierze przykład z Rafała.)
EDWARD: Przechodzę! (uczynił znak krzyża.)
RYSZARD: Przechodzimy?(spogląda na Andrzeja i Janusza.)
JANUSZ: E tam…
RYSZARD: Jak chcecie! Do zobaczenia! (przeszedł na drugą stronę.)
ANDRZEJ: To ja też.(przeszedł.)
JANUSZ: (przełknął ślinę.) E tam...(machnął ręką i zrobił to co reszta.)
„….TO POETA W ZAŚWIATY WYBIŁ SIĘ NA CZCZO…”
a
a
a
Arkadiusz Aulich urodził się w 1979 roku. Poeta, dramaturg, malarz abstrakcjonista, animator kultury. Określa siebie jako; anarchistę, nihilistę, nonkonformistę, pacyfistę, outsidera, libertyna. Posiada w dorobku trzy tomy wierszy: Dom czystych myśli („Miniatura”, Kraków 2018), Odmienne stany świadomości („Liberum Verbum”, Wrocław 2019). Skądinąd ( „Kwadratura”, Łódź 2021). Publikował w czasopismach literackich: „Szuflada”, „Wydawnictwo j”, „Eprawda”, „Helikopter”, „Obszary Przepisane”, „Epea”, „Czas Literatury”, „ Afront”, a także w antologii „Przewodnik po zaminowanym terenie 2” („OPT”, Wrocław 2021). Uczestnik projektu –„Multipoezja”, wyróżniony w kilku turniejach jednego wiersza. Zafascynowany kaskaderami literatury, poetami przeklętymi, literaturą beat generation. Rockową muzyką psychodeliczną. Zainteresowany także teorią poznania, czarnym romantyzmem, postmodernizmem w sztuce i kulturze. Malarstwem; surrealizmem, ekspresjonizmem, symbolizmem, abstrakcjonizmem, awangardą, pop – art. Poezją śpiewaną.