Krytyka literacka. Poezja, proza, literatura współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Wyrwanie z piwnic, PRL-u i alternatywnej rzeczywistości
Ewa Frączek

Istnieją w każdym środowisku jednostki od czapy, dzień dobry, witam Państwa, to ja. Urodziłam się w Lublinie i żyłam licealnym, potem studenckim, rodzinnym, mieszczańskim, niewyróżniającym się obojętnym życiem i „środowisko literackie” jakiegokolwiek miasta, w tym mojego, mówiło mi tyle, co Arystotelesowi hasło „rozszczepienie jądra atomowego”. Wiedziałam, że Świetlicki jest z Krakowa.

No więc byłam sobie, żyłam, uczyłam się i pisałam wiersze tak po prostu, jak się film ogląda, bo się lubi oglądać filmy. Koleżanka raz mi powiedziała, że jest konkurs na poezję, a ty piszesz. W Wojewódzkim Ośrodku Kultury. PRL i naftalina, w niczym mi to nie przeszkadzało. Wysłałam teksty po raz pierwszy, a one wygrały. Byłam tak zdziwiona jak w dniu, w którym Darwin dowiedział się o odkryciach Wallace’a. I dostałam od razu propozycję, żeby przychodzić na spotkania ZLP dla młodzieży, bo oni takie warsztaty mają.

Chodziłam, ale coś było nie tak. Jakby sznurkiem związał mi ktoś jaźń. Z jednej strony dużo pochwał i ego rosło, z drugiej strony wszyscy chwalili wszystkich. To byli dobrzy ludzie, Bóg im zapłać za dobre chęci. Ale atmosfera z urodzin wujka i treści ciężkie jak tłusty krem zamiast bitej śmietany. Coś się czytało, coś pisało, coś się chciało, tylko że świat zewnętrzny jakby nie istniał, kończył się na Dolnej Marii Panny, siedzibie ZLP. Młodzi z warsztatów usiłowali się oderwać. Było nas kilkoro, nie wiem, czy ktoś jeszcze pisze w ogóle. Nikt z nas nie planował zresztą życia z poezją. Jeśli chodzisz na siłownię we wtorkowe popołudnia, nie musisz od razu zostawać kulturystą.

Potem pokochałam Adama, co też nie miało nic wspólnego z poezją, po prostu studiowaliśmy filozofię. A on był zaangażowany w pierwsze Miasto Poezji, pracował w Teatrze NN. I świetnie, ale tam „na zewnątrz”, w nowych trendach, slamach i innych wynalazkach wykraczających poza moje mieszczańskie, ograniczone doświadczenie, też mi było źle. Wydawało mi się, że wszyscy czują się Bukowskimi i że im więcej ktoś wyrzyga, tym większy ma fejm. To było niesprawiedliwe myślenie, wiem, ale stało się. Nie zidentyfikowałam się nigdy i teraz trochę pokutuję. Nie znam nazwisk, inni nie znają mojego. Otwieram się dopiero dziś, kiedy z kolejnym zdziwieniem rozumiem, że ja już będę pisać i że to nie jest takie tylko, że oj, a wieczorami to wycinam sobie serwetki z papieru.

Plusy? Nie wpycham się, nadal jestem z boku. Ale już mi dobrze, już szanuję, już nie neguję. Trochę mam nawet ochotę pobyć wśród tych tamtych, tych innych lubelskich. Pewnie już nie przyjmą w szeregi wspólnoty, ale i tak jest to forma happy endu. A państwo z ZLP siedzą pewnie nadal w niezmienionym składzie piętnaście lat później i chwalą swoje teksty, pijąc herbatę w cienkim szkle z wiklinowym koszyczkiem, co by dłoni nadto nie parzyła. Im oczywiście też wciąż życzę dobrze. Peace and love.

 

 

Ewa Frączek

 

Ewa Frączek – autorka dwóch tomów wierszy, z czego jeden, Reorientacja (2017) to wynik konkursu o Złoty Syfon im. Scherfera. Publikuje także felietony i – jako filozof i historyk – artykuły popularnonaukowe. Zainteresowana głównie edukacją, na co dzień uczy i wykłada w różnych okolicznościach i konfiguracjach.

PODZIEL SIĘ

Do góry