Uwaga, obiekt monitorowany

Kąt pełen ciemności…
Rafał Kasprzyk

Kąt pełen ciemności, czyli jak paranoja daje czasem odrobinę szczęścia.

( o książce Mirki Szychowiak „Uwaga obiekt monitorowany”)

 

Obydwa człony tytułu pochodzą od Szychowiak. To dzięki nim postanowiłem spróbować dokonać włamania do przestrzeni poetyckiej proponowanej w wydanym przez wydawnictwo j tomie „Uwaga obiekt monitorowany”. Broń Boże, nie twierdzę, że autorka jest paranoiczką. W żadnym wypadku! Ale sam język, którym się posługuje, by opisać wszechobecną ciemność pojawiającą się nader często, quasi paranoiczny już jest. Nacechowany poczuciem strachu i lęku przed bliżej nieokreślonym zagrożeniem. I faktycznie, gdy wejdzie się w te wszystkie „ciemne korytarze” wierszy, te „kilometry strachu zwerbowane po latach” na stronę poetki, nie ma się co do tego żadnych wątpliwości, że inny być nie może.

            Jest to tak głęboko intymny język samotności, że momentami aż przeraża. Nie tylko czytelnika, ale także, mam wrażenie, samą autorkę, która na różne sposoby próbuje sobie z tą samotnością poradzić, a tej, także na kartach książki nie brakuje. Zwłaszcza w pierwszej części, zatytułowanej: „Stan podgorączkowy”. Dochodzi w niej do swoistego, iście klaustrofobicznego zawężania przestrzeni, w której nie sposób już się ukryć, nawet samemu przed sobą. Być może dlatego już w drugim wierszu pojawia się zgrzyt „w tym związku sam na sam” i następuje poszukiwanie jakiegoś rozwiązania, choćby i nawet w innym wcieleniu, które uwolniłoby autorkę „Obiektu” z tego jednorodnego świata, gdzie „wszystko czarne i niewidzialne”. Czy to się udaje, jest sprawą drugorzędną. Najważniejszy jest sam fakt podjęcia świadomej decyzji o rozpoczęciu podróży do wnętrza siebie, jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało. Najważniejsza jest droga, na której stawia się niepewne „kroki, omijając pozostawione wcześniej ślady”. I taką właśnie drogą, przez sam środek egzystencjalnej Sahary kroczy Szychowiak. Wbrew wszelkim niepewnościom, zwątpieniom i stanom permanentnego strachu przed tym, co nieznane i co może objawić się  na tej pustynnej drodze.

            Czytając pierwszą część tomu, odnosi się nieodparte wrażenie, że następuje w niej jakiś bardzo dziwny obrzęd inicjacyjny, mający za zadanie dokonać oczyszczenia, przewartościowania pojęć, rozszerzenia zawężonej i skurczonej wcześniej przestrzeni. I to rzeczywiście się dzieje w tych wszystkich konfesyjnych frazach, w których poetka zaczyna rozmawiać sama ze sobą, tym inicjacyjnym językiem wrażliwości, który będzie miał swoją bardzo mocną kontynuację w drugiej części książki. W wierszu „Zapomniałam”, gdzie następuje pewien rodzaj inicjalizacji, a więc wstępny proces na drodze oczyszczenia, mówi:

Coś się w nas popsuło,

kochana, nie wiem, kiedy

zapomniałam

dlaczego.

 

Jedno natomiast jest pewne, że to potwornie boli, jak w wierszu „Sama nie wiesz”, gdzie pada bardzo ważne pytanie:

Co Cię tak nagle nieznajomo boli,

że aż chcesz się dowiedzieć, skąd

ten ból wyrasta i kto go zasiał?

 

Odpowiedź jednak nie jest już tak prosta i wymaga dużo głębszego wglądu. Wymaga wejścia w najciemniejsze rejony świata, gdzie „buro po horyzont, żadnych śladów po słońcu”, a „zimno wciska się każdą szczeliną”. Nic więc dziwnego, że pojawiają się ogromne wątpliwości: „co ja tu robię, jak to się stało, że nie poznaję tego miejsca?”, miejsca, w którym już wszystko człowieka przerasta i nawet własne ciało przestaje mieć jakąkolwiek chęć na rozmowę, jak w wierszu „Cicho, ciszej”. Przebywając w takiej przestrzeni chce się jedynie „upaść gdzieś wygodnie, zaczekać, aż ciemność wróci tam, skąd przyszła. Do siebie”. Ale ona nie wraca. Wręcz przeciwnie. Narasta. Nasila się. Przejmuje władzę. Dokonuje kolejnego kroku w rytuale inicjacji – tak zwanego obrzędu przejścia na wyższy poziom. Ale tak już z ciemnością bywa, że albo zabiera i zagarnia wszystko, pozostawiając po sobie pustkę, albo obojętnie przechodzi obok.

Niestety, w przypadku wierszy Szychowiak, na każdym niemal kroku, uwidacznia się pierwsza z opcji, czerń rozlewa się hektolitrami. Egoistycznie zagarnia wszystko, choć na szczęście robi to zbyt szybko i pobieżnie, zostawiając za sobą garść skrawków, prześwitów z innego świata, gdzieś z pogranicza jawy i snu, egzystencji i śmierci, gdzie „pojebalnia” zwana życiem słabnie na sile. To w tej właśnie przestrzeni prześwitów, tych milisekundowych skrawków, poetka zdaje się odpowiadać na prośbę, skierowaną przez Adama Zagajewskiego w wierszu „Spróbuj opiewać okaleczony świat”, a dzięki jedynemu w swoim rodzaju, pozornie paranoicznemu językowi, jest w stanie to zrobić. I robi to. Podejmuje to wielkie ryzyko tamowania obficie krwawiących ran świata i od razu zaczyna z wysokiego „C”, robiąc wyrzuty Sile Najwyższej, Pierwszej Przyczynie, Pierwszemu Poruszycielowi, krótko mówiąc Bogu. W ostatnim wierszu pierwszej części, która niejako stanowi prolog do części drugiej, oskarża Go, chyba w swojej własnej bezsilności, że siedzi gdzieś wysoko, a mógłby przecież „czasem z nudów spaść na ziemię” albo zainteresować się wierną swoją armią, która „zajmuje się wyłącznie sobą”, bo „na resztę nie ma pomysłu i chęci”. Tłumaczy, że „to żaden grzech wycofać z życia wszystko, co sieje zniszczenie”, a nawet wygraża się, że jak wpadnie w końcu, to ona pokaże Mu palcem, punkt po punkcie „listę spraw zaniechanych, katastrof, które się chyba nie wydarzyły, tych ludzkich i całkiem nieludzkich historii”. W tej, jakże pięknej modlitwie – tak, modlitwie, bo to jest chyba najwłaściwsze słowo, opisujące to, co robi Szychowiak, kiedy podnosi wzrok ku górze, wołając w swej metafizycznej udręce o sprawiedliwość – jej „paranoiczny” język osiąga apogeum. A uparte milczenie Boga prowokuje autorkę do zastosowania zgoła innej strategii działania. Strategii milczącej obecności (wiersz Poczta), cichego współtowarzyszenia (wiersz Pierwsze miejsce), współodczuwania (wiersz Rozruch), współprzeżywania (wiersz Dobre miejsce), i wreszcie współczucia (wiersz Czułe ucho).  To właśnie dzięki tej strategii poetka z powodzeniem może sparafrazować słowa wypowiedziane kiedyś przez Einsteina, że „byliśmy w błędzie… to co nazywamy materią, w rzeczywistości jest energią, której wibracja została spowolniona do poziomu odbieranego przez nasze zmysły”, w ustach której mogłoby to brzmieć: byliśmy w błędzie… to co nazywamy pustką po ludziach, miejscach czy zdarzeniach, w rzeczywistości jest wyższym istnieniem, którego wibracja została spowolniona do poziomu odbieranego przez zmysły. I taka właśnie pustka jest czymś najlepszym, co człowieka może spotkać.

Wchodząc jednak w poetyckie przestrzenie pustki, jakże wyzwalającej, trzeba być bardzo ostrożnym. Trzeba najpierw odnaleźć właściwe wytrychy i włamywać się weń umiejętnie, nasłuchując, za którymi dokładnie drzwiami słychać, to jakże wysublimowane milczenie poetki. Muszę przyznać, że ja zrobiłem to nieostrożnie i od kilku dni odczuwam dość mocny dyskomfort, kiedy próbuję zamykać oczy, chcąc zasnąć.

 

„Uwaga, obiekt monitorowany” Mirki Szychowiak jest dostępna tu:

https://allegro.pl/oferta/mirka-szychowiak-uwaga-obiekt-monitorowany-9850432752

 

Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

 

 

Rafał Kasprzyk – rocznik 80. Poeta, społecznik, współgospodarz cyklicznych spotkań literackich „u Łuczeńczyka” w Gminnej Bibliotece Publicznej w Ludwinie. Korektor i recenzent.

W 2018 roku zadebiutował tomikiem wierszy pod tytułem „INTERAKCJE (czyli życie oparte na węglu)”. Swoje wiersze publikował na łamach „Dziennika Polskiego”, a także w „Odrze”, „Frazie”, „Afroncie”, „Przekroju”, „Helikopterze”, „Tlenie Literackim”, „Arkuszach Literackich”, „Akancie”, kwartalniku mniejszości polskiej na Ukrainie „Krynica”, jak również w kilku antologiach. Jest laureatem wielu ogólnopolskich konkursów poetyckich. Obecnie pracuje nad kolejną książką.

PODZIEL SIĘ

Do góry