Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

2020 (VIII)
Zbigniew Machej

VIII

Wzrastająca fala zakażeń sprawia, że nie można
mówić o nowej normalności opartej na nowej
świadomości i nowej wrażliwości. Nie przepalony
jeszcze glob sumieniem, nie wypławiony wodą,
nie przetrawiony wirusem. Trzeba wyjechać
i wrócić, najlepiej na sam początek, do Zep Tepi.
Czy koronawirus to drogowskaz do Zep Tepi?
Jak powrócić do oceanu pierwszej świadomości?
Wielkie piramidy finansowe nie są zorientowane
na pas Oriona, a sfinksy z Sin City nie wpatrują się
w konstelację Lwa. Life is porno, a tuneli na końcu
światła jest więcej. Dystopią jest nie świat po
koronawirusie, dystopią był świat przed
epidemią. Dunaj przybrał i ma kolor
świeżego, ciekłego betonu. Czy taka
ziemista, szara woda też dobrze przechowuje
i przenosi informacje? Nurt Dunaju jest szybki,
niemal rwący. Od strony Wiednia niesie ciemne
pnie drzew. Jeden taki kilkunastometrowy
pień łamie się o dziób botelu „Marina”.
Po jesiennym, chłodnym, deszczowym dniu
przyszedł dzień upalny. Habaj bez ortezy
spóźnił się do „Next Apache”, gdzie na podwórzu
w cieniu sączyłem białe wino z lodem.
Zwiększa się ilość zakażeń, wracają obostrzenia.
Z Chin docierają też nasiona zmutowanych roślin
wysyłane do krajów Zachodu naziemną pocztą,
w zwykłych kopertach. Na razie nic nie zapowiada
tego, że zmutowane, inteligentne chińskie maszyny
zechcą nas zostawić przy sobie w charakterze
zwierząt domowych czy gadżetów do towarzystwa.
Należę do szczepu myśliwych i zbieraczy, ale
nie jestem druidem UFOnautą jak Julius Koller.
Rano póki nie ma upału chodzę wzdłuż Dunaju
od mostu do mostu i obserwuję barki.
Za cykl słoneczny odpowiada Król Skorpion,
głoszą hieroglify w mieście. Jest wiele
dalszych pytań. Na przykład, czy mój ślad
cyfrowy przetnie się ze śladem wodnym?
Księżyc wynurzył się sponad dźwigów SkyParku.
Na nabrzeże Dunaju o poranku wypływają
jednoślady, barki suną pracowicie w górę rzeki,
w stronę Carnuntum, w stronę Wiednia, słońce pali,
rozwiewają się krótkie sukienki dziewcząt
na rowerach, rozwiewają się włosy dziewcząt
na elektrycznych hulajnogach. Mustang
docwałował do biblioteki w Galerii Narodowej,
UFO przeleciało nad Dunajem, niebo zszarzało
na chwilę, przeciągle zagrzmiało, błysnęło
w upale, deszczyk pokropił pordzewiałe dachy,
nad Mostem Apollo i trzema silosami Zahy Hadid
na chwilę wzeszła tęcza. Mustang nie pasuje
do żurawia. A w człowieku są różne siły i głody,
płyną przez niego różne energie nie do zatrzymania,
które trudno kontrolować i równoważyć.
Popędy i zabobony, nawyki i mniemania,
nieświadome tęsknoty i świadome kalkulacje,
złe przeczucia i ocean niewiedzy. Po trzech
pokoleniach nikt już o nas nie myśli, nie ma śladu.
Każde pokolenie zużywa trzykrotnie więcej energii
niż poprzednie. Ślady się zamazują same od siebie
i są zamazywane przez nieznanych sprawców.
Tak czy inaczej znikają. Podobno gdzieś ładnie
zapalałem świece, nie pamiętam, żebym gdzieś
publicznie zapalał świece. Coraz więcej erozji
i niepamięci. Gdzieś w moim ciele jest wspomnienie
Celtów, wspomnienie Afryki, wspomnienie gwiazd.
Mam o tym nikłe i mętne pojęcie. Koronawirus
zainfekował świat kosmopolityzmem, ale państwa
obrócił przeciwko globalizmowi. Kosmohumanizm
polega także na tym, że za rogiem możesz spotkać
nieziemsko piękną kobietę w czerwonej sukni,
która swój śmiały, śródziemnomorski dekolt
ozdabia przyjaznym, wyrozumiałym uśmiechem.
Czy koronawirus w globalnym wymiarze
jest jak dolar czy raczej jak rubel?
Pomniki przybrane w tęczowe flagi
szarym ludziom dodają blasku i odwagi,
wyglądają ładniej i czyszczą powietrze
z pomnikowych spalin. Święci na mostach
i bohaterowie wojskowi w tęczowych barwach
są bardziej zwarci, silni i gotowi,
a syrenki nad wodą wyglądają na młodsze,
bardziej radosne i usta mają słodsze od malin.
Na ścianach Pompei też się różne rzeczy
wypisywało. Mój mózg nie tyle mnie kontroluje,
ile czuwa i strzeże, by mój świat się nie rozsypał,
więc wolałbym, by nie został zhakowany.
Wieso in die Ferne reisen, wenn in Wien
die ganze Welt zuhause ist? Na to trzeba zaraz
odrzec We’re not really here it’s all Illusions
w afroamerykańskiej angielszczyźnie, musisz
to znowu wyszeptać swoimi ustami, o Tanerélle.
Rano z okna widziałem sikorkę, która nad koroną
sumaka goniła rdzawego motylka. Piękna
to była chwilka i, niestety, prędko się nie powtórzy.
Może nawet wcale. Gdyby mnie zeskanowali, a potem
zreplikowali z pomocą macierzy pozakomórkowej,
czy w pamięci takiej repliki lśniło by też wspomnienie
tej ulotnej chwilki? Tymczasem rozkazy są takie:
wyciągać przypadkowe sikorki z gęstwiny,
niech nie latają za motylkami. Koronawirus
przyćmił tegoroczne perseidy. Obserwatorzy
nieba nie zauważyli też kilkumetrowej asteroidy,
przelatującej 3000 kilometrów obok Ziemi, ale kto
by tam wzrok zahaczył na jakiejś małej skale
skoro jest tyle innych, olśniewających
zjawisk na niebie, na przykład kolejna eskadra
Starlinks, które już wkrótce zasłonią gwiazdy.
Cui bono? – pytają przechodnie, patrząc na
zbliżające się burzowe chmury. Teorie spiskowe
są przejawem społecznej niemożności
poezji. Rano stałem przy otwartym oknie
w kuchni i gapiłem się w deszcz, gęsty, szary
od chmur, i wsłuchiwałem się w modulacje
jego szumu, patrzyłem na stojące w deszczu
drzewa i coraz bardziej im zazdrościłem.
Skończył się dzień żółwia, zaczęła się noc
nietoperza. W Katalonii jest miasto Girona,
skąd pisze do mnie Amaya, młoda transrealistka
która opiekuje się babcią o imieniu Rosa,
a w Niderlandach jest miasto Groningen,
skąd przyjechał Igor, młody programator.
Ludzie podróżują najczęściej kompulsywnie,
po udrękach lockdownu i na zapas
przed nowym lockdownem. Fala zakażeń
wzrasta, lecz nie budzi to już przerażenia,
granice pozostają otwarte, dzieci pójdą do szkół,
a ich rodzice do roboty, jeśli nie stracili roboty.
Dziesięciominutowy zapis szumu deszczu
i dalekich odgłosów burzy na youtubie
ma niemal 26 milionów wyświetleń,
a co drugi komentarz jest po rosyjsku.
Może ruskie trolle węszą tu jakiś podstęp.
Masowa produkcja mięsa nie tylko niszczy klimat.
Osłabia też skuteczność antybiotyków.
Nieznane, odporne bakterie szerzą się jak pożar.
Roznoszą je także muchy. Są nawet w pitnej wodzie.
Mikrobiolodzy mówią, że niedługo wybuchną
nowe epidemie, z którymi ludzie sobie nie poradzą,
bo nawet antybiotyki ostatniego wyboru przestają działać.
Odporne na antybiotyki bakterie zniszczą ludzkość
skupioną na niszczeniu samej siebie
i macierzystej planety. Superbakteria New Dehli
jest już niedaleko. Naprawę świata trzeba
zaczynać wciąż na nowo od ludzi i z ufnością
do tego świata, twierdzą młodzi anarchiści.
Póki święta anarchia nie zmiecie przymierza
państwa, Kościoła, militarystów i wielkoszlemowych
zamordystów marketingu, wszystko pójdzie
po staremu nawet z koronawirusem na smyczy.
Ale czy świat naprawiony mógłby istnieć
bez władzy, kodeksów, oligarchów, biskupów?
Bez dyktatur, tajnych służb, politycznej policji,
religijnej cenzury i nacjonalistycznej propagandy?
Bez banków, korporacji i giełdy? Bez ligi mistrzów,
pucharów świata i formuły 1? Bez fanatyków,
wyznawców, kiboli? Bez podpalaczy, faszystów
i trolli? Bez zbędnych ludzi w służbie przemocy?
Również bez przemocy domowej i symbolicznej?
Bez masowej konsumpcji, globalnej turystyki,
i masowej rozrywki? Dziś jak od 33 tysięcy lat
Układ Słoneczny przelatuje przez radioaktywną
chmurę powstałą w wyniku wybuchu supernowej.
A może tylko przez echo tej chmury.
O zmierzchu patrzę na niebo z kuchni
na drugim piętrze. Minął kolejny dzień lata,
dzień życia i jakie to szczęście, że nocą
mogę spać spokojnie. Chmury przenikają
przez chmury. Innego nieba na razie
nie będzie. Co gdzieś raz wychynęło,
może być zawleczone wszędzie. Umrę,
a Układ Słoneczny będzie dryfował
przez radioaktywną chmurę jeszcze
przez 10 tysięcy lat. Podobno świat istnieje
jedynie w naszych przedstawieniach
zawartych w każdej monadzie i nawet kleszcze
mają duszę. Dusza kleszcza zadowala się
trzema rodzajami postrzeżeń. Chodzi o
postrzeganie światła, woni ofiary i
optymalnej dogodności miejsca
na przetrwanie. W bezmiarze świata,
który otacza kleszcza, trzy pobudzenia
rozbłyskują w ciemnościach niczym świetlne
sygnały służące mu za drogowskazy
wiodące go niezawodnie do celu.
Tego lata moja żona przyniosła z ogródka
kilka kleszczy na swoim ciele i jeszcze
nie wiadomo, co z tego wyniknie.
Bez kleszczy świat byłby dla człowieka
trochę lepszym miejscem do życia.
Ale ten świat chce być najlepszym
ze światów nie tylko dla człowieka.
Dlatego człowiek nie wie, co go czeka.
Nie wie nawet za dobrze, co go spotkało
w przeszłości. Nie chce mi się więc myśleć
o tym, co się stało pod koniec sierpnia
czterdzieści lat temu. Rano myślałem o tym
nad rzeką, nigdy nie żałuję wyjścia nad rzekę.
Teraz zapada zmierzch, wiatr się wzmaga,
zaczyna padać deszcz, nadciągają burzowe chmury,
zapalają się latarnie, dzwony biją, ale zaraz cichną.
Deszcz coraz natarczywiej tłucze o szyby,
ale burza przechodzi bokiem.

 

 

Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

 

Zbigniew Machej (ur. w 1958 r. w Cieszynie) – poeta, autor wierszy dla dzieci, tłumacz poezji czeskiej, słowackiej i angielskiej, eseista. Ukończył polonistykę i religioznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jako poeta debiutował na łamach „Tygodnika Powszechnego” w 1980 r. Ogłosił czternaście zbiorów wierszy, m.in.: Smakosze, kochankowie i płatni mordercy (1984), Legendy praskiego metra (1996), Wiersze przeciwko opodatkowaniu poezji (2007) oraz Mroczny przedmiot podążania (2014)W 2019 roku opublikował tom krótkich próz pod tytułem Antidotum noctis. Współpracuje z „Literaturą na Świecie” i „Przekrojem”. W 2017 r. wydał przełożone z czeskiego Pieśni duchowe Georgiusa Tranosciusa (nagroda „Literatury na Świecie”), a w 2020 r. Pojęcia podstawowe Petra Krála. Ze słowackiego przełożył tom wierszy Cicha ręka. Dziesięć elegii Ivana Štrpkinominowany w 2009 r. do nagrody Europejski Poeta Wolności. Przekładał także wiersze dawnych poetów angielskich –  Thomasa Traherne’a i Johna Clare’a.

PODZIEL SIĘ

Do góry