Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Ewa Frączek
Wiersze

***

czarnolas soplicowo
lublin
może i zamiast dworku czekają
kanciaste kształty socjalizmu
może pękła opona po drodze
a w wulkanizacji śmierdziało, ale
pomyślałam, że i tak
kocham lato a odpocznij sobie.
to był dobry znak do dalszej
podróży
kościuszki na ścianie nie ma
jestem ja – panicz młody
z rozdrapanymi krostami na czole
zasłoniętymi pierwszą
wersją photoshopa (i gdzieś krzątał się
pies o imieniu
urszulka).
odkupić by cię pierwsze kochanie
za wszelkie pieniądze.

 

 

 

zastępstwo natury

 

próbuję ująć człowieka inaczej niż poprzez sapiens
słowo pachnące pracownią biologiczną wytarte jak słój
od zabobonów przeterminowane umarłe
we wczesnym oświeceniu na guza myśli – jeszcze
zanim hegel nasłał na wszystkich duchy i wiatry
historii.
ale coś jest wspólnego. choć ogólny kształt gruszki
łamliwy kręgosłup trud przyznania się do winy
wypadające włosy i strach
przez oceną nie wystarczą gdy zmartwychwstanie
chrystus, bardziej arystoteles i zapytają: co teraz.
próbuję ująć człowieka w środowisku naturalnym
miejskiej komunikacji. tam jest wszystko
od sztucznych szczęk przez bramy raju
ale bez podpowiedzi. nawet gruźliczy kaszel plamy wątrobowe
i anemiczne cienie nie wyjaśniają
niczego, umierają też w końcu jeże
koniki morskie, algi i albatrosy.

 

 

 

pokój

 

za zasłoną mieszkała prawdziwa wiedźma.
latarnia za oknem nie dawała spać, ledwie
trzymała się słupa za pęk szarych kabli –
kolorowe żyły metalowej szyi

gotowe w każdej chwili do upadku.
przy dużym wietrze wszystko tańczyło
po pokoju i wiedźma wysuwała
sękate palce i chowała, wysuwała i chowała
w pędzie zależnym od skali beauforta.
nie wiem za co jej tak nienawidziłam, za co
nazwałabym ją starą kurwą – gdybym znała to słowo
odpowiednio żelazne, gdybym w ogóle umiała mówić
w nocy.
bo jeszcze rozumiem smoka, mieszkał w odpływie
wanny i migał żółtymi oczami (z czasów kiedy były tam
szare dziurki i nikt nie znał eleganckiego słowa
bateria) przez smoka chodzenie na siku było ryzykiem
ale co można chcieć od wiedźmy, skulonej za zasłoną
pewnie samotnej i z dużym nosem,
sterroryzowanej przyrodą
podobnej do kogoś trzydzieści lat później.
kiedy wrócę do pokoju, może w długi weekend
pogłaszczę jej palec sękaty
złamany drzwiami taksówki po pijackiej imprezie
albo nie pogłaszczę, bo przecież
nie dosięgnę nierzeczywistości i to tam gdzie
nie ma już zasłon, naturę kryją żaluzje
a latarnia jest stabilna i świeci
prawidłowo.

 

 

 

o odżywianiu

 

tak szczerze to coś mnie wtedy boli, może jajnik
nie wiem, ale nie powiem proszę wyjdź
bo tak naprawdę nie chcę.
a mieliśmy obejrzeć film przyrodniczy i śmiać się
z ryb chodzących po lądzie i łuskowców, no przyznam ci
tak głupio wyglądającego zwierzęcia to na dnie
morskim nawet nie widziałam. żartowniś z tego noe
no no. zamiast tego leżę na plecach i myślę
że może to jednak pęcherz, tylko dlaczego pęcherz
zawsze taki zdrowy zero białka w moczu.
więc może jelito. na pewno. zjadłam garść ibupromów
zagryzłam czekoladą potem jeszcze wino i do osiemnastej
chciało mi się rzygać. wolałabym układ pokarmowy
ptaka. zanim połknie robala trzyma
go w wolu i ma pewność
że nikt mu niczego nie zabierze. ja nie mam.
jeśli nie doleję sobie odpowiednio szybko
widzę tylko pustą butelkę
i twoje wyrzuty sumienia.

 

 

Ewa Frączek

 

Ewa Frączek – urodziła się w Lublinie i choć chwilowo przebywa poza nim, to jedynie z Lublinem się identyfikuje. Poetka i publicysta, autorka dwóch tomów wierszy, z których jeden, Reorientacja, to wynik konkursu o Złoty Syfon im. Scherfera. Z wykształcenia filozof i historyk, na co dzień – nauczyciel i redaktor w różnych okolicznościach i konfiguracjach.

PODZIEL SIĘ

Do góry