Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Ewa Jarocka
Wiersze

akacje

 

dzieciaki ryczą z uciechy:
kwitną akacje, będą naleśniki!
stary przyjdzie z roboty pijany,
zrobię więc im omlet z kwiatami.
dzikusy usiądą na kolanach taty,
by jeść i znów być dziećmi. będą
krzyczały do ojca, kłóciły się,
które bardziej kocha i on mnie
oszczędzi. po obiedzie stary zalegnie
przed telewizorem, wyrzeknie się
dzieci, jakby ludziom z jego kolan
nie należała się beztroska. ojciec
nie pobawi się z żadnym,
chociaż one znów zaczną ujeżdżać
jego kolana, wspinać się po nich
na przepitą głowę. dopóki ich
nie strząśnie, a jednemu da w pysk.
bo kolorowy z niego bachor.
słabe ogniwo zadrży jak osika,
wszystko się posypie i ja dostanę
w łeb. nie wezwę jednak policji.
co im powiem? że stary znów pił?
przeszedł nawalony do domu,
było mu wszystko jedno, nawet to,
że dzieci po nim skakały, a potem
przestało mu być obojętne, że są
i jeszcze mnie zgwałcił na ich oczach?
wbił się we mnie, a maleńki krzyś
będzie od teraz mylił przemoc z miłością?
anetka nie założy rodziny, zacznie
się bać? a ja? może pójdę wreszcie
do sądu i powiem, że kwitną
akacje i znów chcę być dzieckiem.

 

 

 

wiersz

 

jechałam przez miasto autobusem,
z okien pojazdu podziwiałam świat, który się rozpadł.
jak miał się nie rozpaść, skoro wszędzie toczą się wojny?
przynajmniej w oczach polityków.
w oczach dzieci i żon polityków.
w spojrzeniach ludzi, którzy nie interesują się niczym.

pomyślałam, że i ja mam tę wojnę w oczach.
mam dwie wojny światowe w sobie i teraz to.
czasem jestem głodna, a czasem nie, mimo to jem na zapas.
to moi głodni przodkowie sycą się.
patrzą moimi oczami na świat, który upadł.

babciu, proszę, zobacz plusy zła.
przecież zło warto przeformułować.
z pieniędzy i władzy można robić maki.
z mężów żon i ojców dzieci wysyłanych na wojnę można robić maki.

 

 

 

twoje życie jest dla mnie rozkazem

 

z miejsca znienawidziłam go za brak czwórek,
za ciemną piątkę i bóg jeden wie, za co jeszcze,
co widziało jego gardło i język. zamknął usta,
jakby połapał się w mojej niemiłości, jakbym
powiedziała mu, że brzydko pachnie. teraz
uśmiechnął się smutno. miał w oczach takie coś,
co mają biedacy, mimo to świeciły się. komuś
innemu będzie nimi rozjaśniał drogę, myślałam.
ktoś inny będzie widział w nich uczucie. może
to będzie człowiek, może kundelek? podeszłam
do niego, jak podchodzi się do ruin. bałam się,
że coś spadnie mi na głowę. a może on potrafi
wypluć na zawołanie ósemki? jeśli jeszcze je ma,
szybko się psują. wyciągnął do mnie dłoń, była
ciemna. chyba od słońca, które jest za darmo.
zaproponował spacer bulwarem, zgodziłam się,
przecież dałby mi słońce, księżyc i wiele miłości.
nagle bulwar się skończył, została nam odra.
chciał pływać wiktorią, jednak ja wolałam mieć
ziemię pod nogami. na wypadek, gdybym musiała
uciekać. tylko w marzeniach pływaliśmy po rzece,
ale nawet w niebo udało się nam wznieść. słońce prażyło,
zachciało mi się pić, ale on pija chyba tylko wodę
ze studni, a tu jej brak. odra nie nadaje się do tego.
jak on dla mnie, jak on dla innej kobiety, może nawet
dla psa? przecież żaden misiek nie będzie go kochał
z głodu. przecież jest tyle rzeczy, które chciałabym
jeszcze zrobić. wrócić na bulwar, może nawet przepłynąć
odrę. barbarzyńca jednak nie ustępował, kupił mi sok,
bo miał przed oczami cel. zakochać się, stworzyć rodzinę.
którą żywiłby próchnicą, poiłby deszczówką? wydukałam
w końcu: cześć, muszę wracać. obejrzał się za siebie,
jakby tam stał jeszcze jeden koleś.

 

 

wrócę do domu i zamknę się w pokoju

 

przyjdę w myślach do ciebie.
powolutku, jakbyś wchodził we mnie,
jakbyś mieszkał w ciepłym środku.
stanę w rogu pokoju i pokażę ci środek.
i ty mi pokażesz wnętrze,
wywewnętrznimy się i już

nie zapytam przyjaciółki: co zrobić,
gdy on pije i rozrabia, a ja się w nim podkochuję?
jak mu pomóc i czy można mu pomóc,
a jeśli zacznę pomagać, czy czegoś nie stracę,
bo świat jest zły? i nawet przyjaciółka
nie powie mi: wyznaj mu, że go lubisz.
może powinnam się bardziej w ciebie wczuć?
myśleć: gdybym tobą była, może sama
zaczęłabym pić? miałabym jedynie słowa
przeciwko światu i tej, która mnie lubi.

dobrze byłoby być twoim ciałem, chodzić nim
po ulicy z żulami i umierać na moich oczach?
dobrze byłoby umrzeć razem z tobą.
dlatego potrzeba nam mądrości.
przyjaciółki, która powie: wyślij go na leczenie.
ale co, jeśli się nie zgodzisz, bo jesteś mną,
a ja jestem tobą i umrę na marskość wątroby?
zostaniesz sam w moim ciele.

 

 

 

myślałam: pójdę na spotkanie autorskie

 

będzie wino, którego nie tknę.
popatrzę na pijanych poetów.
może któryś okaże się szczery.

tak zrobiłam.

po wszystkim przestałam się trząść.
dygotałam tam, jakby to był mój występ i świat z b. na czele.

ktoś mnie kiedyś zapytał: zakochałaś się w nim?
odrzekłam: może trochę.
całe szczęście ktoś dodał: jak my wszystkie.

myślę, że to było dobre spotkanie.
coś jednak musiało pęknąć.
rozpadło się wraz z moim powrotem.

w drzwiach domu przywitał mnie mąż.
cmoknął na przywitanie w policzek.
uścisnął, jakbym się odkochała.
nie mogę kochać b. przy mężu, pomyślałam.

na trzeźwo zrobiłam mu laskę.
nawet b. tak nie odlatywał,
gdy czytał wiersz o świecie bez niego.

 

Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

 

Ewa Jarocka – Ur. 1980 we Wrocławiu. Finalistka XI MFO. Autorka dwóch książek poetyckich: nie ma dobrych ludzi (2016) i Dno cekina (2017). Obie pozycje zostały wydane przez Fundację na rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza. Za wspomniane książki nominowana do wrocławskiej nagrody kulturalnej Gazety Wyborczej WARTO 2017 i 2018. Nagradzana na XIII Festiwalu Złoty Środek Poezji w Kutnie. W 2019 w gdańskim Wydawnictwie Oficynka ukaże się jej minipowieść Nie zostawia się dziecka w niebie.

PODZIEL SIĘ

Do góry