Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Grzegorz Chwieduk
Wiersze

 

 

NIBY UŚMIECHASZ SIĘ

 

a nie potrafisz ukryć zgryzoty słono płacisz za przegrane wczoraj robotę co jakiś czas znajdujesz niczym drwiącą niespodziankę by znowu zanurzyć się w znajomym bagnie z bratem ciągle na pieńku wojnę domową prowadzisz na medal ludzie już na tobie się poznali i dziwnie wygląda ten twój wstydliwy śmieszny humor nikt nie da się oszukać w tej sprawie właściwie twarz mówi wszystko nie można się na ciebie gniewać jesteś jaki jesteś zdarzają się chwile że odzyskujesz oddech i chcesz dokonać wewnętrznej rewolucji lecz coś ciebie powstrzymuje załamujesz się jednak w łatwy dziecinny sposób przydałoby się żebyś chociaż trochę umiał skłamać żebyś przeistoczył się w sprytnego aktora który przestanie się męczyć i dobijać ale gdzie tam to są mrzonki i dziwne porywy przemianę twoją trzeba między bajki włożyć jesteś moim rówieśnikiem spędziliśmy ze sobą w czasach kawalerskich mnóstwo czasu pamiętam jak mnie uratowałeś kiedy topiłem się podpity w rzece umówiliśmy się że to będzie nasza wspólna tajemnica która nie może wyjść na zewnątrz bardzo bałem się reakcji rodziców teraz po latach dotarło do mnie że okazałeś się bohaterem machnąłeś wtedy ręką ze słowami kuźwa jestem kumplem mogło być źle ale jest okej po cholerę wziąłem ze sobą tę butelkę czerwonego wina to moja wina moja wina moja wina posiedzieliśmy jeszcze nad brzegiem rzeki w milczeniu ze dwie godzinki  wróciłem do domu czerwony jak burak mama oczywiście czekała na mnie na progu i wyczuła że coś tam łyknąłem ale nie było awantury ani krzyków teraz sam jestem rodzicem mam żonę dwie dorosłe córki i wnuka który ma tak samo na imię jak ty józek muszę ci się przyznać że to mój pomysł chyba domyślasz się józku dlaczego

 

 

 

CZYM WIĘCEJ SŁUCHAM CZYTAM I OGLĄDAM

 

tym bardziej jestem głupia straciłam zupełnie orientację gdzie jest ta prawda komu wierzyć komu zaufać wierzyłam kiedyś że człowiek to brzmi dumnie wierzyłam w szczerość i życzliwość kierowałam się sercem to mi wszczepili rodzice i dziadkowie coraz częściej bronię się przed dezinformacją uciekając od radia telewizora internetu uciekam nawet od ludzi wokół zamykam się we własnym świecie najczęściej w ogrodzie to moja obrona przed chamstwem i plotkami nie dochodzą do mnie tutaj nadęte zdania i sensacyjne wieści odrywam się od wyścigu szczurów od politycznych sporów i bredni dialogi nie są mi absolutnie potrzebne obserwuję bobka który tak bardzo mi zaufał liże mnie po dłoniach swoim mokrym językiem czuję dobrą energię ze strony starych drzew które pamiętają przecież mnie jako małą dziewczynkę dwie jabłonie uśmiechają się na czerwono w tym zaczarowanym ogrodzie świetnie mi się czyta uzdrawiające wiersze pochłaniam liryczne klejnoty z zachwytem i zadumą staję się lepszym człowiekiem który nie upodabnia się do ogółu jak to dobrze że znalazłam sposób na to by mąż zobaczył po przyjściu z pracy zresetowaną żoneczkę jeszcze tylko rok i mój zbyniu na emeryturze też będzie się w tym zielonym raju byczył

 

 

 

 

ZOSTAW W SPOKOJU MRÓWKĘ


i ptaszka w parku nie wrzucaj do wierszy samych pięknych górnolotnych słów ja wiem że las cudownie szumi że powinniśmy żyć w zgodzie z naturą nie jesteś wcale lepszą poetką pisząc tylko o uniwersalnych wartościach skrzywienie w zakresie treści widoczne u ciebie aż zanadto a dlaczego nie rykniesz wprost na konkretnych ludzi wymyśliłaś sprytny sposób na szlachetne pisanie ukierunkowałaś się na lepienie oczywistości kiedy doczekam się wreszcie od ciebie chropowatych ale szczerych myśli kiedy przestaniesz być ugrzecznioną twórczynią nie przeczę wykazujesz się znajomością poetyckiego kiedy zacząłem czytać twój tomik po pewnym czasie odłożyłem lekturę bo strasznie mnie twoje wiersze zaczęły nudzić czułem się jakbym za każdym razem czytał ten sam wiersz ja takiej poezji kobiecej nie trawię mdli mnie strasznie i wnerwia choć w zamierzeniach miała głaskać tak się złożyło szczęśliwie albo i nieszczęśliwie że jechaliśmy razem kiedyś pociągiem z finału konkursu poetyckiego nie miałaś mi wtedy nic absolutnie do powiedzenia moje próby podtrzymania dyskusji dusiłaś w zarodku komentowałaś tylko widoki za oknem zielone pola niebo i krajobrazy ty byłaś uprawniona do opisywania czułem się jakby mnie w przedziale nie było wysiadłaś w poznaniu z uśmiechem i krótką wskazówką radzę ci kolego zmienić sposób pisania swoją prozą poetycką daleko nie zajedziesz spójrz na niebo i na gwiazdy one ci wskażą drogę zamurowało mnie ale własną  odpowiedź przesyłam teraz na papierze przepraszam zazdrosna damo że jurorzy nie dali mi po łapach i nagrodzili pierwszym miejscem musiałaś biedna cierpieć z powodu wyróżnienia to niedopuszczalne żeby taki groteskowy facet triumfował

 

 

 

PRZEGRAŁEŚ ŻYCIE

 

i teraz masz pretensje do wszystkich włącznie z panem bogiem a kto kazał ci chlać wódę i urządzać hurtowo skandale załatwiłeś sobie dokumentnie serce i wątrobę to cud że w ostatniej chwili cię odratowano bo leżałbyś już za torami w piachu świętoszkiem nigdy nie byłeś ale żeby doprowadzić się do takiego stanu teraz trochę przystopowałeś oszczędzasz się jednak bo nie masz forsy mogłeś zdobywać góry a jednak nałóg zwyciężył nie chcę już wypominać twojej ostatniej próby samobójstwa był to raczej krzyk rozpaczy chciałeś zwrócić na siebie uwagę nie zamierzam ci udzielać życiowych wskazówek wiele ich było i tylko jak koń rżałeś że nie potrzebujesz wchodzenia z butami w swój  świat szydziłeś z robaczywych pacierzy pukanie się w czoło to był twój znak rozpoznawczy żal mi takich ludzi jak ty nawet nie wiem gdzie nocujesz  no tak znalazłeś chwilowo przystań u kumpla on jedna ci nie pomoże bo sam ma problemy ze sobą  ostatnio widzę twoją stara matkę w oknie gdy przechodzę przez osiedle patrzy się na plac zabaw i wróbelki na krzakach nie uśmiecha się jednak zero jakiejkolwiek reakcji tak nie może być dalej żebyś rodziców truł i zagonił do grobu na pewno ci wybaczą ja mam robotę na działce parę fizycznych prac przyjdź pod piątkę dogadamy się co do szczegółów cholera nie całuj mnie po rękach ja nie jestem aniołem robię to co może zrobić dawny kolega z klasy jutro o siedemnastej wpadnij do mnie nie żartuję wcale nie gadaj głupot że jutro będzie futro a matki nie dobijaj zresztą pogadam dzisiaj z twoim ojcem będzie dyżurował jak zwykle na ławce zobaczysz że coś wymyślę a nawet przysięgam

 

 

 

 

 

NIE  MA  RADY  NA  TEGO  GADA

 

ryje i ryje a gęba mu się nie zamyka cała klatka cierpi z powodu takiego dziada robi ferment wśród sąsiadów plociuch nad plociuchami a do tego jaki rozpolitykowany wie co kto gotuje na obiad zagląda ludziom w gary wie kto do kogo przychodzi potrafi nawet w nocy odczytać różne podejrzane dźwięki dwaj posiadacze psów mają przechlapane po dwudziestej drugiej zero szczekania bo inaczej będzie kolejna pisemna skarga grozi nawet policją mieszka sam jak pustelnik żonę zjadł rak już dawno temu w ekspresowym tempie od tamtej pory zgryźliwość wyrosła mu na języku i zalała szalone oczy swoimi kwiatami doniczkowymi poobstawiał dwa półpiętra systematycznie sprawdza czy ktoś nie zrobił krzywdy jego roślinkom gdy kliwia zaczęła rok temu usychać oskarżył sąsiadkę z naprzeciwka że coś na pewno do niej wlała on tak dba o upiększanie a tutaj babsztyl robi dywersję jego donośny bas nic nie stracił ze swojej siły jest nawet w punkcie szczytowym w prawdziwym rozkwicie nic nie zapowiada że to się szybko skończy raczej ten gad wszystkich powoli psychicznie wykończy w dzień przesiaduje często na ławce przed blokiem i taksuje wzrokiem zamknięte okna nikt nie odważy się wtedy popatrzeć na słońce

 

 

 

WSCHÓD SŁOŃCA NAD MIASTEM

 

chciałbym być stuprocentowym optymistą ale to nie czasy dla niepoprawnych idealistów przyklejają się do łepetyny sprzeczne informacje prawdy półprawdy perfidne kłamstwa i najzwyklejsze banialuki normalność i spokój nas nie rozpieszczają ale jednak wierzę że coś się zmieni nie dopuszczam myśli aby się poddać czarnym myślom trzeba mi anielskiej cierpliwości nakładam kotu jedzenie z puszki on miaucząc autentycznie mnie wzmacnia znalazłem go kiedyś ledwo żywego na śmietniku ze strasznie zranioną łapką puszek jest teraz nie do poznania i pasuje do swego imienia stoję na balkonie i gapię się na wschód oraz na własne życie fajne znalazłem mieszkanie w przyjemnym bloku na uboczu bez hałaśliwej ulicy rok temu umarła mi mama nie zdążyłem nawet się z nią pożegnać śmierć przyszła szybko i niespodziewanie chociaż jeszcze dokładnie tydzień temu widziałem ją wesołą i uśmiechniętą ukrywała pewnie chorobę żeby mnie nie martwić wylew krwi do mózgu był dla niej zgonem doskonałym zawsze mówiła że marzy się jej śmierć ekspresowa całe szczęście że otrzymałem od sąsiadów otuchę i wsparcie jestem w środowisku szanowany i nikt nie wbija mi żadnych cierni przynajmniej tutaj ale jak się wyjdzie dalej na zewnątrz to krew człowieka zalewa wszystko nie tak ciągle jakieś kłody pod nogi już nawet do pracy chodzę z przymusu bo trzeba zarobić na chleb skończyły się szczere z kolegami dialogi nie mam ochoty na ochy i achy że mi się cudownie żyje na sąsiadów nie narzekam w moim małym królestwie gdy kotek kilkanaście razy wylazł na schody i uprawiał miauczące slalomy nie było absolutnie żadnych protestów i pretensji otrzymałem nawet słowną pochwałę od szczerbatego pana felka z sąsiada to jest super gość wszyscy o tym doskonale wiedzą widzi pan co się dzieje w kraju ucieka człowiek przed człowiekiem a jeśli się zbliżają to żeby się wzajemnie maltretować masakra jednym słowem a my jakoś zgodnie żyjemy pan felek trafił w punkt dzisiaj jak zwykle zauważyłem znajomego staruszka zawsze robi rundę honorową wokół placu zabaw uśmiecha się do zjeżdżalni huśtawek i piaskownicy potem przy żywopłocie rzuci wróbelkom jakieś ziarno i otoczą go głośne ptaszki jego twarz znowu zamieni się w radosnego kilkuletniego chłopca

 

 

 

PAN  ANTONI

 

nigdy nie narzekał zbytnio na upływ czasu ani na szwankujące zdrowie zawsze uśmiechnięty i gotowy do nawet świńskich żartów tyle miał krytycznych momentów w życiu że już dawno powinien wyciągnąć kopyta tyle poważnych operacji w szpitalu ale dobry bóg nie zaprasza go jeszcze do siebie z wiekiem stał się bardziej gadatliwy słychać zgarbionego chudzielca już z daleka nie do pomyślenia jest z nim mijanka bez garści świeżych prowokujących słów pan antoni w ładną pogodę uwielbia przesiadywać w pobliskim parku pochłonięty jest wtedy lekturą historycznych książek wypożyczanych z miejskiej biblioteki robi przerwy w czytaniu myśli o swojej nieżyjącej już żonie nie daje mu też spokoju córka anna która jest tak zapracowana że nie ma czasu nawet na telefoniczną rozmowę biznes dla niej jest najważniejszy kiedyś gdy była nastoletnią dziewczynką zaplatał jej po mistrzowsku warkocze przed kolegami się chwalił jej urodą i dobrym sercem córka teraz  mieszka z mężem na drugim końcu polski niestety nie mają dzieci  oboje pracują po wiele godzin wyścig szczurów ich teraz pochłania kasy im nie brakuje ale ciągle im mało muszą ciągle zmieniać samochody i ciuchy dziś są w trakcie kolejnej przeprowadzki do nowoczesnego apartamentowca tam dopiero architekt wnętrz się postara aby poczuli się jak w niebie na pewno zazdrosnym znajomym na wierzch wyjdą gały dopasowali się oboje do siebie w stopniu doskonałym zachowują się tak jakby na tym ziemskim padole mieli żyć wiecznie ojciec annie nie jest teraz do niczego potrzebny otrzymał jednak zapewnienie że jeśli już nogi odmówią mu posłuszeństwa gdy straci pamięć i nie będzie samodzielny załatwi mu anna jakiś dom seniora pan antoni bardzo lubi obserwować bawiące się w parku dzieci one są skarbem świata przypomina sobie jak ganiał po łące w cytrynowym sweterku i czarnych krótkich spodenkach zakochał się wtedy w niebieskich oczach i słonecznikowych włosach rówieśniczki siedmioletniej krysi to była jego przyszła żona właśnie jej dwanaście lat później przysięgał ze łzami w oczach wierność w małym wiejskim kościołku

 

 

 

ŻONA NA MĘŻA NAJEŻDŻA

 

i systematycznie go atakuje potokiem nerwowych słów nie przypomina tamtej słodkiej czarnulki która delikatnie gładziła jego zakochane serce nudzi się strasznie u boku darka szuka nowych atrakcji zostawia go w domu i bawi się z koleżankami galerie handlowe spa kawiarnie restauracje pizzerie wypady nad jezioro i morze to  jej aktualny scenariusz przy okazji zdarzy się nocleg jeden i drugi w hotelu skoki w bok są już poza nią dariusz buntuje się i wścieka ale nie ma jaj żeby to wszystko przeciąć a małżonka dalej szaleje i przyprawia biedakowi rogi ona zajęta jest pracą w ubezpieczeniowej firmie nie narzeka na ciągły kontakt z ludźmi  z dwoma dojrzałymi facetami miała nawet krótki romans potrzebowała odmiany na krótko bo taki był jej kaprys coraz częściej darek ma wątpliwości czy jeszcze posiada żonę czy jeszcze są sobie potrzebni karczemne awantury są na porządku dziennym ale jak wyskoczy na niego z tą swoją nakręconą buziuchną to odechciewa się jemu dalszej bitwy wielu ludzi patrzy na tę parę ze zdziwieniem nie mogą uwierzyć że inteligentny wykształcony człowiek dał się tak schować pod pantoflem i pozwala się dosłownie ośmieszać potomstwa jeszcze nie mają również z jej powodu bo ona boi się przytyć a poza tym ma na głowie ważniejsze sprawy to ich życie seksualne zamieniło się w krótkie mechaniczne epizody dariusz więcej doświadcza wtedy kompleksów niż potwierdzenia swej pewności i siły nie jest dobrze i nie będzie rozwód właściwie wisi w powietrzu z całą tą sytuacją zaznajomione są za pomocą niezastąpionej poczty pantoflowej mamusie i tatusiowie oczywiście trzymają stronę swoich drogich dzieci zapowiada się wojna domowa na niespotykaną skalę gdy do akcji wkroczą rodzice

 

 

 

ZNAM  GO  JUŻ  KUPĘ  LAT

 

a ciągle mnie zaskakuje nie można gościa zaszufladkować kiedyś był najlepszym kumplem takim do rany przyłóż pomagał w różnych sytuacjach zawiózł na przykład mój tyłek na finał konkursu poetyckiego do odległego miasta nigdy się z nim nie pokłóciłem byliśmy jak dwaj szanujący się bracia cieszyły go moje sukcesy literackie i wydawane tomiki dzielił się wrażeniami po lekturze i chwalił że jestem w swej dziedzinie pomysłowym dobromirem dziwił się że można mieć tyle wytrwałości w tworzeniu wciąż nowych życiowych wierszy dobrze układały się stosunki nawet kiedy przy naszym boku pojawiły się kobietki ta pozytywna znajomość nie wytrzymała próby czasu kuba zaczął w pewnym momencie mnie unikać nie było go na moich imieninach darował sobie wypady nad morze telefon coraz częściej milczał wiedziałem że coś jest nie tak nie powiedział nigdy wprost żebym się od niego odczepił ale zrobił się jakiś taki dziwny i niedostępny myślałem że punktem zwrotnym będzie promocja mojej ostatniej książki odpisał że jak znajdzie czas to na pewno przyjdzie potem dowiedziałem się od niego telefonicznie że nie miał najzwyczajniej w świecie ochoty patrzeć na moją zakazaną gębę i że mogę się teraz na niego strasznie gniewać zamurowały mnie te słowa kilka tygodni potem spotkałem go w galerii już z daleka krzyczał chodź stary zapraszam ciebie na mocną kawkę poplotkujemy sobie o naszych grzeszkach skorzystałem z tej propozycji myślałem że dawny kolega się zresetował wspaniale nam się gadało lecz do czasu zadzwoniła  jego komórka po godzinie koleś po prostu sobie czmychnął bez pożegnania do tej pory nie wiem co się stało ale gdyby chciał to sam by mi wszystko wyjaśnił nie zamierzam robić z siebie błazna mam swój honor widzimy się często on w ciemnych już okularach odwraca zawsze głowę jakbym był śmierdzącym powietrzem a przecież jest dyrektorem i musi mieć odpowiedni kontakt z ludźmi ostatnio występuje jako przemiły gość w lokalnej telewizji nie mogę uwierzyć że tyle w nim dobra
 

 

ZAUWAŻYŁEM

 

że jakby stoisz w miejscu nic ci się robić nie chce czyżbyś się wypalił lub po prostu zestarzał w tej duchocie mieszkania doczekasz się jedynie śmierci nie czas na użalanie się nad sobą na emeryturze dużo możesz jeszcze zdziałać zajmij się czymś pożytecznym nie każę ci mordować rybek lub grzebać w ziemi wkurza mnie że powoli przyzwyczajasz się do swego niebezpiecznego stanu pomogę jak wierny kumpel chodź zagramy partyjkę szachów pogadamy o pogodzie i pięknych kobietach no nie żartuj że baby masz gdzieś brakuje ci wesolutkiej żonki ona już na tamtym świecie na pewno się spotkacie ale nie musisz się spieszyć jeszcze tutaj masz sporo zadań do wykonania przyjeżdżają do ciebie synowie i wnuki doczekałeś się obrotnych synowych nie gaś swego dawnego optymizmu nie udawaj pustelnika przestań opierać się o parapet wyjdź do ludzi pogadaj z dowcipnymi sąsiadeczkami pamiętaj że siwe włosy są twoją zaletą zaprzyjaźnij się na nowo z biblioteką literatura faktu była kiedyś twoim konikiem jeszcze masz olej w głowie i dobrą pamięć telefon komórkowy zachęć do częstszych rozmów nie biczuj się że jesteś wdowcem i na wylocie starym grzybem w letni wieczór wyjdź na spacer przygotuj się na życzliwe  zaczepki znajomych nie studiuj wyglądu swoich drżących spracowanych dłoni zarechocz w stylu nawet najgłośniejszej żaby zaskocz przede wszystkim siebie

 

 

 

 

 Grzegorz Chwieduk

 

 

 

 

GRZEGORZ CHWIEDUK. Rocznik 1962. Ukończył polonistykę w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Słupsku. Pracuje w Zespole Szkół w Kępicach jako nauczyciel bibliotekarz. Autor tomików „Pamiętam wiele” (2009) i „Z pragnienia jesteśmy” (2010), zbiorku fraszek „Fraszki bez maski” (2000) oraz książki pisanej prozą „Worki myśli” (2019). Mieszka w Kępicach.

 

 

PODZIEL SIĘ

Do góry