Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Justyna Paluch
Wiersze

coś w środku

 

ten deszcz jest światłem
na szczelnie szarym niebie
bawi się mną
patrzę jak wszystkie krople
drżą w jednym drzewie
przechodzi prąd
nie ubieram akwareli
jak biała ćma
mam zapach i smak
w piątku nie szukam niedzieli
wymyślam dni
udaję czas zaginam czas
jak śpię to głód tylko wie
jak jem tak sen zacienia dzień
jestem tu jesteś mną
drzewem śnię

 

 

 

Żywopłot z mirabelek

 

Tylko wpadnij na pomysł,
to już nigdy nie zacznę
od początku. Od końca i od środka
– to jest myśl!
Wpadnij na pomysł,
a z żeglugi rzecznej wyjdzie nam kawał
dnia i brzegi będą równe,
nawet się nie obejrzysz,
taki pomysł – lot czapli, kaczki, wrony.
Wpadnij, jeśli tylko…
Bo wszystkie jeśli tylko to
głupie przyzwyczajenia.

Wystarczy, że wiatr ukołysze i zmieści
nas w nas, więc jeśli tylko jest po to,
bym mogła napisać więc, nic więcej,
więc wpadnij na ten pomysł,
bo nawet słońce się nie oszczędza tego dnia,
bo chmury to tylko przykrywka
jak szumy zlepy ciągi.
Taki ciąg mógł się tylko przyśnić
ale on od razu wpakował się
do reala i teraz rzeka płynie,
więc jednak rzepak albo kukurydza.
Dzieci się zbroją w cierpliwość.

 

 

 

0,9 % (takim roztworem płaczę w rękaw)

 

leżę i oddycham w cztery strony
pamięć nie boli gdy od ciebie wschody
rozlewają się na pokruszone ciało
zlepiam je w ciągu dnia słowami
że ciąg dalszy nawet gdy po drodze
czasem amen odwadnia na wiór tę chwilę

zachody są tak płynne
jak przejście na twoją półkulę
gdzie sny fabularne i łagodne burze
gdzie dziewczyna z czterema kulkami
bawi cię każdego dnia i rani

gdy wyciąga rękę słowami otula
jedna kulka niebieska druga jak mundur bura
trzecia złota czwarta srebrna jak bajka
ty je łapiesz i się bawisz póki sen ich nie znajdzie

co się zgubi po drodze to w słońcu zabłyszczy
co zaczęło się w tobie w tobie się nie zniszczy

 

 

 

czekam aż sobie pójdziesz
ale wróć zostanę komunistką

 

Erich From mówił że poczucie
bezpieczeństwa to utracona wolność
cień bólu przeszedł jak księżyc nad dachami
ten który wpada we mgłę i się z niej wyłania
mimo że morderstwo wisi w tej mgle
to jednak się nie boję
jedyne czego się boję
to dokonania i niedokonania

dach jest moją głową
w której płachta na byka
kręcę się wokół pustych ulic
nie jestem tą tylko tamtym
motywem muzycznym
który utkwił na dobre
a ty masz z tym problem
jako morderca

 

 

 

zaparowani

 

gdybym miała spadać
to właśnie do takiej plazmy
w kolorze lian i fikusów
kosmos jest zbyt samotny zbyt wolny
a w samej głowie przecież takie towarzystwo
że nie sposób opuścić
więc wolałabym spaść
nawet jeśli się rozbić
gdzieś w galaktyce trójkąta –
takie ładne jesienie
tamte inności nieogarnięte po ludzku
trzeba zawsze przyłożyć
na przyziemie do ucha
i bujać się blisko oddychać
w papilarnym dotyku
motylach na powiekach

nigdy się nie dowiesz
o czym zmyśla mózg

 

 

 

na ziemi

 

oni są od tego żeby sprowadzać
i żeby nie było tak
że dzieciom tylko zabawa w głowie
ktoś musi być po drugiej stronie
sznura od bielizny
i krzyczeć daleko i przysadnie
zrozumienie przychodzi gorzko
jak tabletka dzięki której nadal żyjemy
i jeszcze ciągle chce nam się bawić
w przerwach

 

 

 

96

 

unikamy wzroku
patrząc głośno w ciszy
w liczbach gubimy czujność
jest okrągła
bez grama stresu
jak księżyc
nie miałam pojęcia że
mróz bywa tak ciepły
i aż tak biały
a słońce smakuje
słodko i ostro

 

 

 

tchem

 

a co jeśli ja kocham świat
a ty stoisz pośrodku mnie
mówią że takie coś to dopiero coś
wysoko wyrosną gałęzie i trawy
o tym coś mówią dalekie okna
za liśćmi pośród gruzów
zawsze rośnie raj
kiedy nie umie więcej

pośrodku mnie plama słońca
słodko-ciepły smak dnia
języki mi się pomieszały
w jednym człowieku wieża
Babel to tylko możliwość
filmu który jeszcze się nie urwał

 

 

 

jeszcze nie o tej porze w niedzielę

 

na razie tylko ja
budzę się żeby pisać
a czytam młodszego Różewicza
o popierdywaniu w kocyk
nie wiem gdzie indziej jeszcze znajdę taką frazę
i przypomina mi się ten cymbał i ta miedź
ile to jeszcze potrwa
bo wiem że my to ci postmłodzi
i kiedy tak myślę w kuchni
czas na moją niekorzyść
spóźnia mnie we wszystkim

z liczbami trzeba ostrożnie
z braków wychodzi mnożenie
lub my do potęgi drugiej

 

 

Justyna Paluch

 

Justyna Paluch (75), pracuje w III LO we Wrocławiu, gdzie prowadzi Grupę Poetycką HURTOWNIA. Organizuje ogólnopolski konkurs dla młodzieży „O Złoty Karton III LO”. Drukowała m. in. w „Odrze”, „Pograniczach”, „Akcencie”, „Latarni Morskiej”. Wydała arkusz poetycki „cyzelować nizać bukszpanić” i tomik „Infalia”. Pisze teksty piosenek dla jazzowego zespołu Mundi. Od 2017 roku prowadzi bloga dla rodziców, w którym nie stroni od poezji – https://bobreczki.wordpress.com/.

PODZIEL SIĘ

Do góry