I. Burza znad Pszczyny
ze mną lub beze mnie
poradzi sobie poezja
która nie wiadomo skąd
idzie i dokąd kroczy
lecz to dobrze że weszła
w moje progi akurat kiedy
zachorował ojciec
i przyniosła wiersz
to dobrze że niczym deszcz
spadła na mnie akurat kiedy
ojciec ogłaszał się prorokiem
i że nie ominęła mnie
jak burza znad Pszczyny
nie czyniąc ani dobrze ani źle
II. Pistacje
mój ojciec także pisze wiersze
i chowa je w studni choroby
do której wody boję się zajrzeć
że pobudzę licho
lecz to nic takiego że chowa
wiersze przede mną w studni
schizy i dzieli się obłędami
ważne że pisze
ja natomiast najchętniej
przeczytałbym erotyki
żołnierzy rosyjskich
lub sonety kremlowskie
nie bądź zły i skrobnij wiersz
może cię wciągnie
III. Wizyta
ojciec okna rozpieprza
ojciec w oknie stoi
i wypatruje nas w rybnickim
zakładzie psychiatrycznym
jego twarz jest jak cegła
jego twarz zlewa się z cegłą
i krzyk jego wariacki zlewa się
z oddziałem schizofreników
a my przychodzimy do szpitala
żeby raz jeszcze usłyszeć:
on już do domu nie wróci
a nawet jak wróci to inny
zupełnie niezdolny do czegokolwiek
prócz łykania tabletek
(o co należy szczególnie zadbać)
IV. Patent
w moim wierszu zamieszkało
wielu chorych i umarłych
od początku był on zatem
niedoskonały dla ludzi
od początku czyli odkąd
ześwirował ojciec
mój wiersz stał się
przystanią dla garbatych
garbaci natomiast
wciąż czegoś szukają
ściągnij Simsy i zacznij
budować wspanialszy świat
V. Piosenka z czarnych fotografii
słoneczna czerń
oplata w sierpniu mur szpitala
a ojciec mój po lekach biega korytarzem
i patrzy donikąd i krzyczy na całe miasto
a jego krzyk przechodzi przez mury
i prosto z Rybnika trafia do czarnej dziury
o! ojciec mój w szpitalu połyka gardło
o !ojciec mój w szpitalu wchodzi w czarne światło
tabletek z których chory nie zdoła wyjść
nim światło owo zabierze go w swe obce światy
o, ojciec mój widzialny niewidzialny
o, ojciec mój żywy zmarły
połyka oddział jak chory tabletkę z listy leków
czarne światło przepisane ręką Pana Boga
VI. Makro
szpital to puste akwarium
a chorzy jak ryby
otwierają usta do karmienia
i nie ma w tym żadnej krzywdy
choroba przyszła znikąd
i donikąd pójdzie
rano
ryby grają w ping ponga
pala papierosy
wieczorem przypięte pasami
wiją się w świadomości
jutra
za murem ławica
codziennie statek
wyrzuca rybę na brzeg
w białym kaftanie
VII. Żałoba w Cieszynie
do miasta wjeżdżam nagi
krążę pętlą bulwarów
nad rzeką znalazłem
martwą rybę
inni nadzy patrzą przez teleskopy
pochylają się nad książką
przeglądają lustra
w sklepie stoją po czekoladę
nie mam tu ani matki ani ojca
nie założyłem niczyich butów
stoję nagi przed tobą
nieco śmieszny
Marek Kucak (1992) – poeta. Urodził się w Bielsku-Białej. Dzieciństwo i młodość spędził w Pawłowicach. Studiował filologię polską na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Laureat kilkudziesięciu ogólnopolskich konkursów literackich. Publikował w Akancie, Helikopterze, wydaw