Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Mateusz Szopka
Wiersze

W moim fotelu przemocą jest niemoc

 

Kwas siarkowy chyba zaczął działać,
bo moje myśli i uczucia stopniowo się rozpuszczają,
kapiąc na nowe jedwabiste spodnie.
Narkotyki już na mnie nie działają
kradzieże samochodów tak samo
trzeba będzie się przerzucić na banki
raczej nie morderstwa.
Chociaż przerywa światło żarówki
w ciasnym, wielkim pokoju
splunięcia flegmowe,
brud pod paznokciami
włosy nastroszone, albo ułożone
z pociętych płyt winylowych.
Patrz jak karzeł w garniturze niebieskim
tańczy swawolnie
i powoli znika jak klatka
schodowa za zatrzaśniętymi drzwiami
uciekaj albo walcz!
Gambit Północny?!
Obrona Bogolubowa zamknie cię w pokoju!
skąd nie wyjdziesz
mate, mate

 

 

 

Nie ma fal na morzu

 

Nie ma fal na morzu.
Próbuję zasnąć, lecz budzi mnie
ta sama syrena,
z którą dryfowałem w
Morzu Martwym pięć lat
temu
i nagrywam myśli na dyktafon
chciałbym wiedzieć jak
dzisiaj jest ubrana, czy to znowu
te migoczące gwiazdy na sukience?
Ta myśl będzie mi umilać
czas w podróży przez pustkę
oceanu, świeżego czasu,
który mogę w końcu złapać,
gdy otula mnie mgiełka wody
od wściekłej fali w głębi horyzontu,
daleko od brzegu
tam gdzie od zawsze płynę
i obudzi mnie przybicie dziobem
do kolejnego brzegu

 

 

 

Kaczki

 

Przysięgnij, że już zawsze będziemy
poznawać się od nowa
zaczniemy pisać pamiętniki, ale raczej
nie skończymy ich razem
przebiegły jesteś w światłocieniu
puchniesz jakbyś miał na całym ciele artretyzm
banalnie
przejdźmy się w tym zimnym deszczu
uronię nibyłzę na moment, w którym się poznaliśmy
ale było wtedy ciepło i słonecznie
zapij to, bo się zakrztusisz
bziummmm…
stajemy jak najbliżej przejeżdżających pociągów
zapalamy zimne ognie stojąc
w portowych dokach, tuż przy wodzie
patrzymy dłuższy moment na fabryki
za oknami kręci się śruba okrętowa
robisz mi zdjęcie od tyłu na moście,
bo już nie będziemy się znać,
czy może nigdy się nie znaliśmy?
nie daliście mi imienia,
więc sam je wymyśliłem
chodźmy popuszczać kaczki
tylko się nie poślizgnij!
bo zanurkujesz!
te białe fale duchoty
i niebieskie orzeźwienia
aż mam ciarki
wszystko jest nie na swoim miejscu
spadam w górę
minąłem chmury
coraz zimniej
coraz ciemniej

 

 

 

Piątka

 

Bulgoty, warkoty, sykoty
i dyym
bulgoty, warkoty, sykoty
i dyym
i zwęglone resztki wytrzepane z lufy
śmiechy, hihy, jeść
czekolady, pizze, batony
girlandy, wiatr
i znowu bulgoty, warkoty, sykoty
i dyym
myślą, myślą szeroko, że
szczury biegają, biegają, wąchają
a oni wychodzą olśnięci
przez bulgoty, warkoty, sykoty
i dyym
wychodzą
chcą wychodzić
myślą o chęci wychodzenia
bo kolorowo
bo sensownie
bo bezkompromisowo
przez bulgoty, warkoty, sykoty
i dyym
a pięknie jest, pięknie
najpłycej i najgłębiej
bo ich wsysa, wysysa
pobiera energię, jak w zapalniczce gaz
przez bulgoty warkoty, sykoty
i dyym
śnięci, walnięci, oślinięci
wracają do ciepłej dziupli
o zamglonym poranku
albo w ogóle się nie ruszają
Więcej
przez bulgoty, warkoty, sykoty
i dyym
budzą się, czują,
że nie pamiętają,
że gdzieś jest,
siedzi ta myśl
jak chłopiec na księżycu z wędką
gdzieś już go widziałem
aż chce się do niego wyjść

 

 

 

Gwarno

 

Czarne chmury silnika diesla
znalazły słaby punkt moich oczu
i zaczęły gryźć powieki.
Huczy sygnał do odjazdu
chroboczę paznokciami siedzenie,
migają domy, płoty, łąki
stare lasy, zagajniki nieistotne
krzyk! wagon jak pudło rezonansowe,
Śmiga obok nas nadjeżdżający pociąg
fala uderzeniowa powietrza
od rozszczelnionych okien.
co jakiś czas zwalniamy lub zatrzymujemy się
ludzie z lodowatą cierpliwością
patrzą na zegarki
kobiece perfumy
robią delikatne okręgi na moich nozdrzach
spoufalam się sprzątaczkom i służącym
kapkę winka więcej, proszę
pod osłoną słów toczymy się
klang! klang!
chrzęszczy bileter
prawie martwym urządzeniem
chmury ze strudzeniem łapią
moje spojrzenie i chyba
tylko ja nie mam biletu.

 

 

 

Chłopcy

 

W Paryżu tyle ścieżek,
że na nowe stopy nie ma miejsca
Moulin Rouge, Montmartre
jak zabawnie brzmią te słowa w ustach poety
więc uniosę się i polatam w powietrzu
między sypialniami namiętnymi
barami i gwarnymi tawernami
porozprawiam z Wielką Niedźwiedzicą
kto najmocniej świeci
bo wszyscy chcą być jak ktoś
a ja stanę się nikim
rozpełznę, wsiąknę
w chodnik – pleśń pod postacią ziarenek piasku
i poznają się znienacka
w paszczy rekina
już tam będą całkiem
czasem nic może rozerwać jak granat
ściany mają uszy,
ale uszy mają także ściany
zwykli chłopcy z pola
zwykli chłopcy z podwórka

 

 

 

 Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

 

Mateusz Szopka – ur. 1996 r. Absolwent studiów dziennikarskich Uniwersytetu Warszawskiego. Pochodzi z Elbląga, ale obecnie mieszka w Warszawie. Miłośnik literatury, filmu i boksu. Laureat konkursu literackiego „Wyjustowani. Antologia młodych twórców” [2018 r.].

PODZIEL SIĘ

Do góry