Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Paweł Marciniak
Wiersze

Maison Kammerzell

 

niedziele o słabym winie
wychodzą z kościoła
aby pomodlić się wśród straganów.
kiedyś szło się
na lody.

przecisk przez
przestrzeń przed
przepychem.
Martin Braun
a wokół
kicz i kamp

problemem jak zawsze
są Niemcy
czują się jak w domu.

ja nie mam tu domu
dlatego bluzgam pacierzami
w gotyckim chłodzie:

Kammerzellhüs.

 

 

międzykontynentalny wieczór w la Grande Salle zwanej Cuisine

 

rozcięta skóra niewydepilowanych piszczeli.
zakrzepła krew na nagich włoskach
tuż nad czarną skarpetą.
jebitna biel adidasów.

czarne języki wylizują mi z uszu brunatny miód.

skwierczą patelnie i syczą garnki
nad osmolonym piekarnikiem pełnym
polskich potraw kurestwa
i romantycznych symboli.
a każdy naród piecze się
w swojej martyrologii.
z cebulką i serem w środku.
trochę soli w oku.

czarne języki wylizują mi z uszu brunatny miód.

i burzą się brudzą biegają
i kłębią się krzyczą klękają
a ja w środku z tym piwem – po polsku.
i peszą się piją pływają
i żrą się rzucają rzygają.
a ja – po polsku.

na środku wielkiego stołu
odarty z narodu
jak niegdyś z miasteczka
przy kuflach w Academic Pub
na początku studiów.

czarne języki trą między zębami brunatny miód.

 

 

niuans na Place de la République

 

pierwsza impresja i
podejrzenie o
Widok.

tory tramwajowe zalegają
z puszką Kronenbourga
obok podejrzanych pęków róż.

różowa szyba paruje
od podejrzeń i podmyśleń
a ja chciałem tylko dojechać
na gramatyczne niuanse.

koniec podmrużeń.
znowu zrobiło się jak w Polsce.

szczątki Sarkozy’ego pośród
pierwszopaździernikowych róż.

 

PODZIEL SIĘ

Do góry