Dziadek
dzieci krzyczały
dziadek dziadek
daj na fajki połóż pod stópki
Najświętszej Panienki co to cię ma na uwadze
i cię nie opuści aż do chwili w której nam odmówisz
naprawdę
tak krzyczały dzieci potem szły na szabry
do gospodarzy co córki
wydają za woły a one nie rodzą Minotaurów
więc całość trzymała się za przyrodzenia i działy się cuda boskie
choć nigdy na świat nie przyszedł twój syn ni córka
dzieci krzyczały
dziadek dziadek
daj na fajki jesteśmy bez tła
i szarpią nas za szelki
połóż pod stópki Najświętszej Panienki
która ma cię w kajeciku i która macha na ciebie palcem
byś nie odmawiał nam pogrobowcom
Gusła
człowieku
w każdym miejscu w którym krzyżują się
wir z szumem
wypalony zostaniesz jak drewno
jak Aniela Mrowcowa nad głowami dzieci uniesiesz popiół
i nie powstanie więcej żadna zasada ani odczyn więc
przylgniesz do bezdroży jak do szczęścia
czekając na zmrok od czeskiej strony Karkonoszy
Zorza
ale skoro cię dotąd nie znałem
w aspekcie widnokręgu
przysięgam na stojące serce na bryle
że
wszyscy z rodziny mojej chichotali
podrygiwali do szumów w częstotliwości alfa
i za nic mieli całe zdarzenie i przeszła im każda spolegliwość
choć nie znali drogi z Alcatraz do Jeruzalem
wielka obojętność na nich spłynęła
ja wtedy traciłem apetyt i nie w smak
mi było ciało w najzimniejszej części domu
ale skoro cię nie znałem z perspektywy zorzy
musiałem ci o tym powiedzieć
Lucy niesie lemoniadę
trzymaj lejce Biały Obłoku
twoja Lucy jest jak nit jak kruk na zmarzlinie
przyjedzie w zimowy poranek zabierze z ostatniej stacji
a później będzie wiosna ze wzgórz zejdzie woda
struchleją rzeki martwi ruszą z nurtem
to już blisko Biały Obłoku
zanim Księżyc okrąży plac zanim zawyje w las
a głos jego niczym histeria śpiewaczki
niczym szarża kawalerii wracającej do przysiółków
to już bardzo blisko jak stąd dotąd
sto dwadzieścia dwa ziarnka w cewce
sto dwadzieścia dwa ziarnka piasku
Lucy niesie lemoniadę
Góry Krucze
pewnie zasypiasz na swojej ziemi dom twój poświęcony
gwiazdom ze schyłku ogrodu dom twój poświęcony kobiecie
i kocim jej lędźwiom
ale na pewno nigdy
nie zjeżdżałeś z Gór Kruczych
z Jackiem Fedorowiczem
wozem konnym na złamanie karku
drzewa stawały na palcach ku pokrzepieniu starego lasu
Sputnik
smutny wkurwiony sputnik z pretensjami do świata
Łajka pierestrojka Róża Luksemburg przychodzą mu na ślinę
wkurwiony sputnik
prowadzi nas do Kamiennej ze stacji Marciszów
gdy forsy na taryfę brak
nad polami świeci serce mierniczego
Topielczyk mała babeczka
opieram się kryształom lodu
bilet kosztuje dwa złote i pięćdziesiąt groszy
ucieczka wymaga śliskości węża
jaskółczego jaja
ktoś powtórzył moje imię
topielczyk jak mała babeczka
przysypana cukrowym pudrem
zastanowiłem się nad butami
buty kosztują dwadzieścia pięć złotych
śnieg zaciężny legion poległ na wzgórzach
minę staw dom Jaśka od perliczek
psa z guzem brzucha
przejdę przez podwórko ubrudzę buty
pożegnam na rogatkach ostatni pociąg
i odniosę go do pustki i porównam
go do siebie
Wyspa Ombo
kiedy wychylam się za burtę
w drodze z wyspy Ombo myślę
o sobie jak o człowieku
skulonym w przeświadczeniu
że akcja z całunem nie wypali
myślę o sobie jak o
wielbicielu oberków Matki
zatrzaśniętej w kapliczce z banderolą
której w tym stuleciu
nie uwolni nawet najtwardszy zapaśnik
i myślę o nas jak o polach skutych mrozem
rozdzieranych składem pociągu pasażerskiego
i myślę o wszystkich parach butów
które zniszczyłem w drodze do siebie
a która okazała się nieskuteczna więc
wchodzę do wnętrza statku z wyspy Ombo
na fali wyłania się dach
domu do którego chyba wracam
Sylwester Gołąb
Ur. 1980 r. w Kamiennej Górze. Wiersze publikował w polskich, norweskich oraz rosyjskojęzycznych czasopismach literackich. Autor książek poetyckich Garda (wyd. MaMiKo, 2016) oraz Nomada (wyd. WBPiCAK, 2018). Od niedawna pisze opowiadania. Redaguje magazyn literacko-emigracyjny „Obszary Przepisane”. Mieszka w Stavanger w Norwegii.