Proza współczesna. Pismo literackie, wydawnictwo, sklep internetowy.

Nikt
Piotr Lenarczyk

 

Poniedziałek – nie ja, wtorek – nie ja, środa – nie ja.

Nie ja, nie ja, nie ja. Niejaniejanieja. Zawsze nie ja.

Nazywam się Daniel.

A to jest historia mojego życia.

 

Stop.

Nie ja.

 

Zacznijmy więc od kogoś innego.

Zacznijmy od mojego ojca. Od kuchennego stołu, od zadymionej kuchni zacznijmy.

Mój ojciec jest kabalistą. Wieczory spędza pochylony nad ciągami tajemniczych znaków.
A dym z papierosa unosi się ku górze niczym ofiara całopalna. A ojciec mamrocze pod nosem niezrozumiałe modlitwy.

W tym czasie jest dla nas odleglejszy niż w każdym innym czasie. Nawet w tym, w którym nie ma go wcale.

Żyjemy już tylko nadzieją. Ojciec promieniuje nadzieją niczym reaktor w Czarnobylu. Wystarczy, że damy mu spokój na dwa do trzydziestu lat. Może krócej. Może nawet krócej. Przecież olśnienie może przyjść w każdym momencie. W każdym momencie ojciec może złamać szyfr, zgłębić sekretną geometrię liczb, złapać Boga za nogi.

Tymczasowo ojciec łapie kaszel, którego nie może się pozbyć. A może kaszel łapie jego, trudno osądzić.

Któregoś wieczoru matka osądza ojca. Matka odsądza ojca od czci i wiary. Jego metoda się nie sprawdza. Jego drzewo nie daje owoców. Jego świątynia musi zostać zburzona i postawiona na nowo. Tego wieczoru ojciec zmienia swój system.

Dwa tygodnie później padają cyfry, na które grał od piętnastu lat.

W jakimś innym domu, jakiś inny ojciec wydaje z siebie tryumfalny okrzyk. A po nim kolejni ojcowie w niekończącym się korowodzie sobót i śród. Zawsze gdzieś jest ktoś, kto dostępuje łaski. Ale nie mój ojciec. Już nigdy nie on.

Nie ja.

Tak, uważam, że to dziedziczne. Jak choroba genetyczna, ubóstwo, dziwny kształt paznokci u stóp.

Nazywam się Daniel. A to jest historia mojego życia. A przynajmniej jej skrawek.

Właściwie moglibyśmy ją zacząć w dowolnym momencie. W końcu poszczególne miesiące nie różnią się specjalnie od siebie. Dni są jak kolejne odcinki telewizyjnego tasiemca. A noce jak przerwa na reklamy.

Patrz.

Jestem w jakimś omijanym przez wszystkich miejscu. Kilkoro ludzi z produkcji kręci się po sali. Szurają stoliki. Zapach świeżo malowanej farby łączy się z wonią bitek wołowych i cebuli. Z zaplecza dochodzi szloch kelnerki numer dwa. Kelnerki, której imię zapomniała. A może nie poznała go nigdy? Ściana. Ściana deszczu za oknem. Pamięć jak ściana. Jak czerstwy chleb. Jak…

Nagle spogląda mi w oczy. I nie przestając się bawić swoimi złotymi lokami, mówi:

Widziałam rzeczy, którym wy, klienci, nie dalibyście wiary.

Szaszłyki przypalone w ogniu sunące wprost do kosza.

Oglądałam kuchnie promieniujące brudem niczym wrota piekieł.

Wszystkie te chwile znikną w czasie, tak jak sól w wodzie.

„Jak sól w wodzie”.

Budzę się z tymi słowami na ustach. Zapisuję je w nadziei, że może choć tym razem świat chciał przekazać mi coś ważnego. Przecież inni czasem dostępują przełomowych wizji. Intuicji, proroctw, olśnień rozmaitej natury. Inni, ale nie ja.

Nie ja.

Nie ja.

Nie ja.

 

Nie ja.

 

Jestem jak serial skasowany po pierwszym sezonie. Bo oglądalność była słaba. Albo producent zbankrutował. Jestem jak serial, którego nie chciano wyemitować.

Jestem jak dowcip, którego nikt nie rozumie. Jestem jak dowcip, który rozumieją wszyscy poza mną. To drugie nawet bardziej. Dużo bardziej.

Jestem jak jednoosobowy zespół rockowy bez żadnego fana. I bez grama rocka. I z zepsutym mikrofonem i wzmacniaczem.

Jestem jak ten jeden kolega, którego imię zawsze zapominasz.

Jak ostatni pasażer, który nie mieści się do autobusu.

Jak post, który kasujesz, bo nie lubi go nikt.

Niedostrzegalny na żaden rzut oka.

Jak sól w wodzie.

– Halo!

– Tak? – odwracam się powoli.

– Tu się nie pali proszę pana. Wypiszemy mandacik.

Przełykam ślinę. Delikatnie wypinam pierś. Na mojej twarzy pojawia się subtelny uśmiech.

 

Niech piszą co chcą. Byle nie przekręcili nazwiska.

 

Piotr Lenarczyk

 

Piotr Lenarczyk, ur. 20.11.1983 r. we Wrocławiu. Polski pisarz, tekściarz i dialogista. Swoją prozę publikował m.in. w „2Miesięczniku”, „Akancie”, „Arteriach”, „Cegle”, „Helikopterze”, „Interze-„, „Ricie Baum”, „sZAFie”, „Znaju” oraz na stronie „Fundacji na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza”. Jego opowiadanie „Diabła” zostało przetłumaczone na język serbski i znalazło się w „Antologii Sztuk Słowiańskich – Między Ochrydą a Bugiem”. Wydał dwie nowele – „Przed świtem-przed zmierzchem” (Nowy Świat, 2014) i „Życie jest piękne
niestety” (Nowy Świat, 2015) i powieść „Rzeczy ostatnie” (wydawnictwo j, 2019). Jest również autorem polskich dialogów oraz tekstów piosenek do filmów i seriali m.in. – „Twój Vincent”, „Aladyn”, „Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie”.

 

PODZIEL SIĘ

Do góry