Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Inwentura (fragmenty)
Kamil Bouška

Inwentura

 

Dziś trudno nam sobie wyobrazić, że człowiek miałby powstawać w sposób archaiczny. Co właściwie znaczyło dla człowieka jego własne rodzenie się, tak zwane przyjście na świat, jak sam o tym mówił? Nasz słownik nie zawiera już pojęć, które w sposób adekwatny opisywałyby ten proces. Nie zostaje nam nic innego, niż spróbować, pomagając sobie obrazowym językiem ludzkim w formie, którą mieliśmy dotychczas możliwość poznać. Spróbujmy sobie wyobrazić zaciemnioną salę kinową… Przypisy do pojęć takich jak „sala kinowa” i innych, które usłyszycie podczas wykładu, macie do dyspozycji. Ludzki zarodek istniał w macicy swojej nosicielki właśnie jako zaciemnionej, wygrzanej i doskonale przytulnej sali kinowej. Na ekranie oglądał obrazy, które produkowała jego świadomość we wczesnych fazach rozwoju, czując przy tym pewnie coś na kształt rozkoszy. Zauważmy analogię z platońskim mitem jaskini. Nowym słuchaczom krótko przypominam, że Platon był jednym z największych zbrodniarzy ludzkości, którego konfabulacje wyraźnie przyczyniły się do intelektualnego okaleczenia całego gatunku. Ludzki zarodek nie odczuwał w tej fazie żadnych braków, jeśli ludzka samica, jego nosicielka, przestrzegała ówczesnych powszechnych zasad żywienia. Poród wywoływało zwiększające się ciśnienie w brzuchu przyszłej matki, ciśnienie odczuwał również człowiek w jej macicy. Do życia wprowadzano go przez pochwę jego nosicielki. Spróbujmy sobie to wyobrazić. Ściany sali kinowej ścieśniają przestrzeń między sobą. Brejowaty mrok wytrawia ekran. Oblepiony ciemnością człowiek czuje nagle swoje ciało, ciemną galaretę boleśnie przyssaną do paska światła przed drzwiami sali kinowej. Gorący puls nieskończonych cieczy wciska mózg w światło i w czaszkę. Ciężar kuli armatniej w głowie obraca człowieka do góry nogami, ciecze rotują. Macica miksuje soki w bębnie wprawionym w ruch. Ciemność wykopuje dziecko w stronę dnia, przecina oczy ślepotą. Oddech guzdrze się w płucach. Serce wali w żebra. Pokropiony kręgami kręgosłup biczuje krew. Żołądek ciągnie ciało pod powierzchnię i na zewnątrz. Krzyk. Krzyk z jąder komórek i chromosomów. Człowiek przychodził wtedy na świat w sposób niezwykle traumatyczny. Taka trauma następnie w sposób przewidywalny i fatalny deformowała całą jego życiową drogę. Człowiek przychodził na świat w drodze wydalania człowieka. Jeśli człowieka definiuje to, co wydala, nowo narodzony człowiek znajduje się na podobnym poziomie jak każdy inny ekskrement wydalony przez człowieka. Obrzydzenie na waszych twarzach jest jak najbardziej na miejscu.

 

 

 

Inwentura

 

 

Kochanie, chodź zobaczyć, widzisz tę glinę, popatrz, co robi ta glina, widzisz tę glinę, jak się podnosi, widzisz, jak ta glina się rusza, pod tą gliną coś jest, widzisz, jak to coś oddycha pod tą gliną, chodź na to popatrzeć, nic się nie bój, popatrz, jak to coś pod tą gliną regularnie się podnosi i opada, spróbuj lekko na to nadepnąć, nie bój się, tylko tak lekko, zobaczymy, co to coś zrobi, czy dalej będzie tak oddychać, tak, no tak, to coś oddycha, co to może tam tak oddychać pod tą gliną, co nie, kochanie, spróbuj odgarnąć tę glinę, o tak, butem, nie bój się, tylko odsuń trochę gliny butem, tak, no popatrz, co to takiego, fuj, co za ohyda, no patrz, to wygląda jak… jak jakaś twarz czy coś, no patrz, jakie to upaćkane, ktoś musiał coś na to wylać albo coś, popatrz, jakie to zachlapane, śluzowate i podziobane, a te ohydne plamy, jakby to było czymś poparzone, no patrz, to się naprawdę rusza, jak rozdeptany ślimak albo jakaś ożywiona gruda żółknącego masła, popatrz, ta zapleśniała dziura, co wygląda jak usta, rusza się, ale nic się nie dzieje, no naprawdę, nic się nie dzieje, chodź, kochanie, no, poważnie, nasikaj na to, nie bój się, no proszę, przecież ten grzyb nie zdaje sobie sprawy, że istnieje, no popatrz na to, jakie to komiczne, tobie się nic nie stanie, a temu czemuś to nie zaszkodzi, no spróbuj tylko, kochanie, trochę się pobawimy, kucnij sobie nad tym, o tak, widzisz, rusza się to tylko w środku, poza tym nic to nie robi, podwiń spódniczkę, zsuń majtki, tylko do kolan, nie bój się, a do tej dziury zapleśniałej, co wygląda jak usta, tak, pięknie, pięknie, już to tam cieknie, no popatrz, jak ta dziura się rusza, robi takie kółeczka, jakby to coś chciało coś powiedzieć, jak jakiś karpik-kulas, no, weź sobie, karpiku, żebyś w tej glinie nie wysechł, pięknie sobie chlupnij, tak, kochanie, pięknie, i jeszcze tutaj, jak są te małe dziurki, co wyglądają jak oczy, polej tam parę kropelek, popatrz, kochanie, to coś naprawdę mruga, no nieźle, niezła ohyda, już tam nic nie masz, no dobrze, kochanie, dobrze, już idziemy, chodź, ubierz się, no pięknie, tak, chodźmy stąd, chodź, ej, ale myślisz, że to był człowiek, ja nie wiem, chyba trzeba to było znowu zagrzebać tą gliną.

                                                                                            (w przekładzie Zofii Bałdygi)

 

 

 

Kamil Bouska

 

Kamil Bouška (ur. 1979) – członek grupy poetyckiej Fantasía, publikował w grupowym zbiorze wierszy Fantasía (Dauphin, 2008). Jego indywidualnym debiutem był tom Oheň po slavnosti (Fra, 2011), za który otrzymał nominacje do nagrody Magnesia Litera w kategoriach poezja oraz odkrycie roku. W 2015 roku wydał drugą książkę poetycką, Hemisféry (Fra, 2015). Trzeci tom Inventura (Fra, 2018) wyróżniono nominacją do nagrody Magnesia Litera w kategorii poezja. Wiersze i inne teksty publikował w wielu czasopismach i antologiach krajowych i zagranicznych.

 

Zofia Bałdyga

 

Zofia Bałdyga, 1987, Warszawa. Autorka książek poetyckich Passe-partout (Warszawa 2006), Współgłoski ( Nowa Ruda 2010) Kto kupi tak małe kraje (Warszawa 2017) oraz Klimat kontynentalny (Poznań 2021). Absolwentka Instytutu Slawistyki Zachodniej i Południowej UW. Tłumaczka najnowszej poezji czeskiej i słowackiej. Autorka antologii poetek czeskich Sąsiadki, która ukazała się w październiku 2020 roku nakładem Wydawnictwa Warstwy. Mieszka w Pradze.

 

 

PODZIEL SIĘ

Do góry