Krytyka literacka. Poezja, proza, literatura współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Karol Maliszewski recenzuje „Trzeci migdał” i rozmawia z jego Autorką

Istnienie i nerwy

Książeczka sprawia wrażenie pomazanej. Wiem, że to taka koncepcja graficzna. Pewnie trafna, bo umożliwia czytanie niezobowiązujące, na luzie. Obok koślawych kresek proste literki, wobec których nie muszę się nadymać. Tak sobie pomyślałem, wyobrażając sobie ten tom inaczej  opracowany graficznie, np. wypełniony nobliwymi, nadobnymi rycinami. Spokój kreski, ład, harmonia, o, wtedy czytałoby się te wiersze tak, jakby wydały je „Zeszyty Literackie”. Wszystko to zalatywałoby Miłoszem, czyli określonym ustawieniem głosu, a potem oczekiwań. A więc ważne jest to, jak widzimy wiersze, w jakim środowisku typograficznym, bo to już nas wstępnie ustawia do komunii i komunikacji.

I to jest chyba słuszny trop. Nie mamy się nadymać. Nie tylko rysunki, lecz i wiersze nie chcą  tego robić, intensywnie pracując nad skróceniem dystansu, nie mówiąc z wysokości ani wyniosłości. Co do ustawienia odbioru, to duży wpływ ma tytuł. Z tego, co pamiętam, „trzeci migdał” jest przypadłością dziecięcą. Aha, „będę jak dziecko patrzeć na was i wasze sprawy, jakbym nigdy wcześniej na temat tego zużytego świata niczego sobie nie zakładała”, rzuca na wstępie autorka. To znaczy, czytelnik tak sobie wyobraża jej założenia. Najpierw zniesienie dystansu, a potem dziecięca świeżość, spontaniczność w ponownym definiowaniu związków człowieka ze światem. Może niepotrzebnie tyle na siebie (i potencjalnego czytelnika) nałożyłem. Tyle wstępnych obserwacji. Rysunki, opracowanie graficzne, wygląd książki i tytuł. Oczywiście, czytelnik może zignorować te sygnały i od razu przejść do wierszy.

I co usłyszy już w drzwiach? Że „za mało”, że to w ogóle „bryndza”, że „to nic”, że „może”, że „chwilowo”. Tak, jakbyśmy byli w jakiejś tymczasowej i chorej rzeczywistości, a na lekarza nie ma co liczyć, aczkolwiek obiecał wpaść z „wizytą domową”. Jednak sama wizja, że On gdzieś jest, ten symbol zdrowia i normalności, napędza bohaterkę do mówienia. I mówi tak, jakby coś komuś wygarniała, z pasją i przekonaniem. Być może, potem, po „wszystkim”, doktorek razem z „Panem Bogiem” jakoś ocenią jej wysiłki. Najciekawsze są jednak same „wysiłki” i „starania”, żeby opowiedzieć o tym, co ją spotyka. Turlamy się od przygody do przygody, od przeżycia do przeżycia. Obserwujemy język, który z dziwną lekkością potrafi tym „traumatycznym” doświadczeniom sprostać. Dla zimnego obserwatora to są tylko drobiazgi rozdmuchiwane przez egzaltację i dziecinną nadwrażliwość do Bóg wie jakich rozmiarów, dla mnie coś zdecydowanie więcej. Niczego pewnego nie wiemy o normalnych czy przepisowych „rozmiarach”. Zatem ciekawe jest czytanie o przeżyciach kogoś, kto czuje tak „wielowymiarowo” („wielorozmiarowo”). O tym, że „z wora każdemu leci jednak inaczej”, dobrze opowiada wiersz „Może”.

(…)

Po drodze leci nam z tego wora jak leci,

ktoś się potknie, ktoś inny przeskoczy.

Będzie trochę śmiechu, zazgrzytają zęby.

Czy zawsze musi być wszystkim po drodze?

Nie ma na najlepszych miejsc, jedynych wyjść,

najpiękniejszych kobiet. To te nieszkodliwe

kłamstwa, które lubimy, takie świecidełka.

Kto z was jest pewien, że chciał się urodzić,

zanim się urodził – niech tutaj przyjdzie

i skłamie.

I tutaj zwróciłbym uwagę na dwie trapiące autorkę rzeczy. Życie jako proces notorycznie odbiegający od oczekiwań i zawyżonych ideałów (gładkich zdań o życiu), więc rodzi się coraz bardziej kłopotliwe pytanie o tego, który skonstruował tak „zawyżoną” narrację. Czy tylko tradycja, kultura, religia nam to zafundowały, czy też może w samym człowieku istnieje taki bez przerwy „wywyższający”, idealizujący napęd – i co z nim zrobić? Oczywiście, pisanie wierszy staje się w tym świetle nieodzowne, bo trzeba sobie jakoś radzić. Werbalnie i pozawerbalnie – to drugie dotyczy osób, które wierszy nie piszą, a przecież też ich dotyka działanie mechanizmu uwznioślania i rozczarowywania.

Mirka Szychowiak obłaskawiając ten temat, często wikła go w związek z drugą obserwacją. Jeżeli pierwsza ma charakter psychologiczno-egzystencjalny, to druga mierzy wyżej i jest – powiedzmy – z gruntu metafizyczno-teologiczna, pracując intensywnie nad ujawnianiem kłamstwa wyższego rzędu. Drobne kłamstwa pozwalające jakoś żyć („świecidełka”) są niczym wobec kłamstwa generalnego, łagodzącego napięcia tworzące się wokół kwestii „wrzucenia w istnienia”. Bo niby nikt się na świat nie prosił, a tu taki despekt – każą żyć i to wedle z góry ustalonej poprawności bycia. W tym kontekście rzeczywiście nikt nie ma pewności, że chciał się urodzić. A w innym miejscu czytamy, że „ciemność i śmierć to nie na moje nerwy”.

Poezjowanie Mirki Szychowiak wyrasta z tych dwóch intencji (o, zapewne są jeszcze inne). Po pierwsze z konieczności świadczenia o tym, jakie to życie „krępujące” (w wersji bardziej bezpośredniej – „pojebane”), a po drugie z czegoś, co wcale wraz z modernizmem nie odeszło do lamusa, a zwie się „bólem istnienia”. Dwa motory napędzające niejednego liryka, niejedną liryczkę. Mówimy więc o ukrytej eschatologicznej energii, o ruchu języka zmierzającego w stronę pozostających w podobnej egzystencjalnej opresji czytelników. Jednak motor motorowi nierówny. Ten tutaj gra potężnie, a znaczy to, że znajduje właściwy, ludzki i codzienny, ton, by te ciężary nie tylko podrzucać, ale również razem z nami je dźwigać.

Karol Maliszewski

Karol Maliszewski: Twoje książki mają bardzo dobre, trafione tytuły. Kiedy dochodzi do wyboru tytułu? Jak to było z Trzecim migdałem?

Mirka Szychowiak: Ten tytuł czekał na pełną książkę kilka lat. O trzecim migdale dowiedziałam się przypadkiem, jadąc autobusem. Ktoś opowiadał o jakimś zabiegu, ktoś się bał operacji, która była konieczna. Podobał mi się zlepek słów trzeci migdał, ale musiałam się dowiedzieć dokładnie, co w trawie piszczy. I okazało się, że trzeci migdał  to dość popularne określenie, które dotyczy większej ilości tkanki chłonnej, jaka gromadzi się w górnej części gardła. Ma duże znaczenie w ochronie organizmu przed bakteriami i innymi czynnikami chorobotwórczymi i w pewien sposób przystosowuje układ immunologiczny człowieka do otaczającego środowiska. Trzeci migdał powinien zanikać po ósmym roku życia, ale okazuje się, że nie zawsze. I wtedy, w przeciwieństwie do lat wcześniejszych, kiedy stanowił ochronę dla organizmu, zaczyna być jego wrogiem, gdyż jego przerost jest przyczyną wielu chorób, których skutki można odczuwać do końca życia. Czy mógł być lepszy tytuł dla mojej nowej książki niż Trzeci migdał?

Na spotkaniu w Strzelinie usłyszałem, że ten tomik wiele zawdzięcza redaktorowi. Jak to rozumieć?

Chodzi o pomoc w posprzątaniu wierszy, nie w sensie zrobienia generalnego remontu, ale powiedzmy – opanowania nieporządku. Na pewno po współpracy zarówno z Jackiem Bierutem (http://wydawnictwoj.pl), jak i z Grzesiem Hetmanem – kształt tomu się nie zmienił i wiersze się nie zmieniły, ale dostałam wiele uwag i wskazówek, co pomogło mi zobaczyć w tekstach to, czego wcześniej nie widziałam. Dzięki temu, na przykład, z jednego z wierszy wycięłam dwie zwrotki. Została jedna. Powstał nowy wiersz.

Gdzieś powiedziałaś, że boisz się tej książki. Co to znaczy?

Boję się bólu. Nie tego fizycznego, ale takiego, co cię  przydusza od środka. Na takiej fali powstała ta książka i może to wydać się dziwne, ale pisząc ją, byłam obolała, bo to, czego się boję, musiałam zamieniać w wiersze.

Kto pierwszy czyta twoje wiersze? Czyjej opinii ufasz?

Julka, moja córka. Pokazujemy sobie nawzajem swojej nowe wiersze. Ufam jej i mam wrażenie, że z wzajemnością.

A jak to jest z Twoją świadomością dobrego wiersza? Kiedy sama wiesz, że to, co napisałaś, jest dobre?

Nigdy tego nie wiem, w każdym razie nie od razu jestem przekonana, że coś jest na pewno dobre. Dystans podpowiada mi ostrożność. Nie ufam także bezgranicznie pierwszym opiniom dotyczącym moich tekstów. Ale oczywiście zdarza się, że jestem zadowolona i wiem, że napisałam dobry tekst.

Jak to wygląda z cudzym wierszem? Jakie warunki musi spełnić utwór, który uznajesz za dobry?

To będzie nietypowa odpowiedź, ale jedyna prawdziwa. Jeśli trafiam na dobry tekst – pojawiają się ciarki, czasem mam sucho w gardle, innym razem mam wypieki. Ci, co mnie znają, wiedzą od razu, że coś mnie poruszyło – to może być wiersz, obraz, muzyka. Kiedy objawy ustępują, zaczynam się zastanawiać, dlaczego wystąpiły. Czytam tekst, niekoniecznie patrząc na formę i warsztat w pierwszym rzędzie. Tekst musi być mądry, musi być o czymś, musi mnie przekonać do siebie.

Po co jeszcze jeden konkurs poetycki? Czy rzeczywiście strzelińska „Granitowa Strzała” wnosi coś odrębnego?

A po co jeszcze jedno wydawnictwo, a po co kolejne książki, a po co coś tam? To już dziesiąta edycja „Granitowej Strzały” i kilka tysięcy zestawów nadesłanych przez autorów z całego niemal świata. Nie wiem, czy „Granitowa…” wnosi coś odrębnego, może wyróżnia ją to, że przychodzą teksty od autorów z malutkich miejscowości, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Dzieję się to dlatego, że informację wysyłam do małych ośrodków kultury w całej Polsce, do wszystkich bibliotek, do gazet lokalnych (od tygodników po miesięczniki), do wydziałów kultury w miastach i miasteczkach, wysyłam także do wszystkich pism polonijnych na świecie. Od początku bardzo mi zależało, by w s z y s cy  mieli dostęp do informacji o konkursie, więc kilka tysięcy maili spowodowało napływ zestawów z tak zwanej prowincji. Nie ma nic piękniejszego dla mnie jako jurora, niż kiedy okazuje się, że nie znam połowy laureatów, że są to bardzo często debiutanci.

Pracujesz w ośrodku kultury w małym mieście. Czy ludzie jeszcze przychodzą na literaturę? Co trzeba zrobić, żeby przyszli?

Oczywiście, że przychodzą. W Strzelinie, może raczej w powiecie strzelińskim, jest spora grupa ludzi piszących. Na spotkaniach autorskich czy w bibliotece (gdzie działa Salon Literacki), czy w ośrodku kultury przychodzi sporo ludzi, i nie jest to stała grupa, a wciąż zjawiają się nowi. Na pewno trzeba wychodzić znacznie wcześnie z informacją, że coś pisarskiego będzie się dziać. Niedawno odbywał się Strzeliński Festiwal Literatury, poza poważnymi, znanymi autorami, zjawili się poważni wydawcy, przez cały dzień przewinęło się przez Strzeliński Ośrodek Kultury około tysiąca osób, książki szły jak ciepłe bułeczki. Wielkie zasługi w organizacji Festiwalu ma Tomasz Duszyński, strzeliński pisarz, autor kilkunastu książek. I w przyszłym roku, mam nadzieję, Festiwal także się odbędzie i ma szansę być jeszcze lepszy i liczniej odwiedzany, bo w tym roku ludzie przekonali się, jak było fantastycznie.

Co z twoją prozą? Czy są nadzieję na dalszy ciąg Gniazdozbioru?

Już się pisze kolejny zbiór opowiadań, w pewnym sensie ciąg dalszy Gniazdozbioru. Tytuł czeka od trzech lat, najkrótszy ze wszystkich dotąd to Imać. Tylko w pewnym sensie jest to kontynuacja poprzedniej książki prozatorskiej, bo w nowej jednak wyjdę poza swoją rodzinę, najbliższych i zajmę się ludźmi, których znam mało, chociaż już na tyle, by zechcieli podzielić się ze mną swoim życiem.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Z Mirką Szychowiak rozmawiał Karol Maliszewski, 24 października 2018.

Powyższe teksty ukazały się pierwotnie na portalu www.literackapolska.pl

Dziękujemy Karolowi Maliszewskiemu za zgodę na ich prezentację.

.

.

.

Książka dostępna tu:  https://allegro.pl/oferta/mirka-szychowiak-trzeci-migdal-poezja-polska-9254954570

Trzeci migdał Mirka Szychowiak

PODZIEL SIĘ

Do góry