Proza współczesna. Pismo literackie, wydawnictwo, sklep internetowy.

Maciej Bobula
Franciszka, Maryśka i ja (fragment 1)

Na lekcji etyki rozmawiałem z uczniami o aborcji. Jedna z dziewczyn, Dagmara, powiedziała, że pamięta, jak była w brzuchu matki, choć nie wie, ile miała wtedy tygodni, ale wydaje jej się, że mało, że to był może dziesiąty tydzień, więc nawet wczesna aborcja jest morderstwem. Spytałem ją, skąd wie, że to był dziesiąty tydzień, jak się odczuwa czas w brzuchu matki, skoro nie ma tam oczywistych dla nas punktów odniesienia, takich jak dzień i noc, pora roku, o zegarkach nie mówiąc. Odpowiedziała, że to się po prostu czuje, ona pamięta, że czuła swój wiek. Inni uczniowie zaczęli się podśmiechiwać i szeptać między sobą ironiczne uwagi odnośnie do koleżanki. Uspokoiłem ich i powiedziałem, że nie ma się co śmiać, bo rozmawiamy o sprawach nieweryfikowalnych i musimy sobie wierzyć na słowo. Romek wówczas spytał, dlaczego mielibyśmy sobie wierzyć na słowo, skoro nieweryfikowalne osobiste doświadczenie może być argumentem w sporach ideologicznych, a co za tym idzie, argumentem w formułowaniu regulacji prawnych, i że może dochodzić do takich dewiacji, że ktoś będzie kłamał, żeby osiągnąć swoje ideologiczne cele. Odpowiedziałem, że jest tak, owszem, że ktoś może za argument na rzecz istnienia Pana Jezusa uznawać fakt, że komuś się ów Pan Jezus objawił. Podobnie jest z UFO. Stąd też siła religii, która opiera się na nieweryfikowalnych przesłankach, stąd ironiczny komentarz odnośnie do absurdalności niektórych wierzeń ludzkich w postaci Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Kazik z kolei zadał mi pytanie, w co ja wierzę. Powiedziałem, że we wszystko, co nie krzywdzi drugiej osoby i daje jej przestrzeń do życia w sposób, jaki ta osoba sobie wybierze, jeśli nie wiąże się to rzecz jasna z naruszaniem wolności innych osób.
– A co jeśli ktoś chce być faszystą? Zaakceptowałby pan tę przestrzeń? – zapytał Julek.
– Musiałbym, ale na pewno bym się nie zgodził, bo bycie faszystą jest równoznaczne z narzucaniem innym swojego sposobu myślenia – odpowiedziałem.
– A co z socjalizmem? Bo pan kiedyś mówił, że socjalizm jest dobry, a on też przecież reguluje sposób życia jednostek, a wręcz sięga do kieszeni jednych ludzi, żeby potem dawać innym – Julek nie dawał za wygraną.
– Socjaliści proponują model włączający wszystkich obywateli – odpowiedziałem. – Żyjemy we wspólnocie i każdy jest odpowiedzialny za inną osobę z tej wspólnoty. Również finansowo. To nie jest tak, że socjalizm zabiera, bo przykładowo i szkołę, i szpital masz za pieniądze nie tylko swoje, ale i innych. Wspólnie się na to zrzucamy.
Ktoś inny zaś chciałby wiedzieć, czy socjalizm jest równoznaczny z prawem do aborcji, bo często jest równoznaczny, tak przynajmniej twierdzi lewica. Odpowiedziałem, że niekoniecznie, że to skomplikowane, bo socjaldemokracja chrześcijańska raczej wyklucza dowolność aborcji.
– Czy Chrystus był socjaldemokratą? – dociekał Michał. – I co by pan wybrał na zwrotnicy: matkę z dzieckiem w brzuchu czy Adriana Zandberga?
Lekcje etyki bywają dla mnie źródłem cierpień. Szczególnie wtedy, gdy następnego dnia dyrektorka dostaje donos, że na lekcjach etyki porównuję Jezusa do UFO i promuję aborcję.
– Nie promuję aborcji – tłumaczę się dyrektorce. – Ja tylko dociekam.
I kiedy tak dociekałem, Maryśka wbiła sobie w brzuch nóż kuchenny i sobie go w tym brzuchu przekręciła.

 

 

Maciej Bobula

 

Maciej Bobula – poeta, prozaik, nauczyciel, czasem śmieszek, czasem płaczek, stały bywalec lasów i łąk. Bardziej niż w Boga wierzy w demaskulinizację społeczeństw, homoobcowanie, socjalizm i – wzorem ukochanego Dereka Jarmana – w to, że niedługo świat pełen będzie puszystych kaczuszek. Mieszka w Szalejowie Górnym, gdzie przygotowuje różne rzeczy pisemnie.

PODZIEL SIĘ

Do góry