tutaj się wykonuje ruchy wahadłowe
Kategoria: Poezja
wyprzedza żałobny kondukt
bez głów, rąk i oczu
Po jej korytarzach błąkamy się do dziś.
zaczynać się od środka
tamtej dusznej nocy
do źródła.
nawet drzewa twardnieją
brakuje mi czegoś wewnątrz
Bóg się rodzi.
obnaż swoje kości
z kroplą zaschniętej krwi
domek dobry
W poniedziałek urodziny Janusza Stycznia
Śmierć ma być równa.
Ech, niech uprzątną to miejsce.
nie chcą mieć czytelników
czerwone dłonie dziewczynek
kradłem
rzuciliśmy w nią patyk
Reszta jest bez śladu.
niedowiarki ciągle nie wierzą
z gruntu do nieba
Tam, gdzie nikt mnie nie zobaczy.
teraz zaczyna się wszystko
Samopylni nie zdychają
na kartkach rozdzieranych drugiego dnia
jestem boginią
Jutro się zacznie
już niemal wtoczony na szczyt
Mieliśmy swoje momenty
Sadza spod pieca
białe szybko się brudzą
dla mnie to rozkosz
nie wkładaj nowych butów na to błoto
Płynnopłciowe ciała.
Przepona działa nawet przez zaciśnięte zęby
nie po Tobie płaczą
co daje oparcie
strasznie tego nie chcę!
bierzcie i mocujcie się z tym sami
pocieszenie braku przypadku
Zamurowali nasz pustostan
Miałem imię, nie mam imienia.
dosięgnie was słuszna nienawiść sprawiedliwych
urodziła się matka
bóstwo działa wszędzie
Z „Kociej wiary”
Półnagi mężczyzna majstruje
tak się żegnamy.
Lauro, tylko ty
czeka aż zasnę
ten jeden jedyny smutek
gdzie jest zardzewiała drylownica
Jestem na nie
Z „Trax”
na zeszyt
jakim językiem będą mówiły nasze dzieci?
życie jest jamą drapieżnika, z której uciekłam
Zespół przeprosił.
za językiem
Nie jestem święty, więc nie świętuję.
Zdrowiej wcale nie chcieć.
pili mnie jak słodki nektar
bo ja tak mówię i tak być musi
nad zabetonowanym brzegiem rzeki
ze złamanymi skrzydłami
I cóż, że surma w niebie gra
gdzie jesteś
ogrzewam kamienie
jest tylko okruchem opowieści
z tomu „Rebelia”
trawiąc szlachetne niegdyś słowne nawyki
zabawkami między deszczem
że takie szumiące
to już siódmy wers i nic
poezja XXI wieku
I ruszam razem z przeznaczeniem.
marzenia zadają cios
bardzo jasne włosy
jak nabój
ołówkiem przewijam kasetę
czarna niczym ja
choćby miała smakować octem
fundament przeżarty od gąb
Teraz jestem sama i nie jestem sobą.
trzecia rano od zawsze godziną samotnych mężczyzn
czuję, choć nie powinnam
w rękach odłamki
ten beztroski dziecięcy
idzie koniec języka
Łatwiej się nie da
tej jesieni będą strzelać z latawców
armia was całą armię nas
ma zamiar zmieść ze sceny