Rafał Wawrzyńczyk Dziecko na głowie króla

Dziecko na głowie króla

//

Polska nie będzie mieć samochodu elektrycznego Izera, ale teraz przynajmniej ma debiut Wawrzyńczyka. Wsiądzie w idiom prototypowany i testowany od wielu, wielu wiosen (jesieni) (epok?). Kompletny język z pełnym wyposażeniem. Działający od razu po otwarciu książki. I wszystko gwałtownie przyspieszy. Dokąd jedziemy, księciuniu?

Tomasz Szewczyk

 

Kurde, no w końcu. Krótko i zwięźle: bardzo się cieszę, że ta książka wreszcie jest i że jest taka. Kiedy piszę taka, mam na myśli potencjalność, którą mogłaby ona być, a nią nie jest. Z kolei pisząc potencjalność, mam na myśli to, że kto zna wiedzę Wawrzyńczyka, jego narzędzia i metody docierania do wierszy (cudzych), mógłby tu się spodziewać kaskad salto mortale i dywanowych nalotów alegorii. Wiecie, Steve Vai wchodzi na scenę po tym, jak na dobę pozbawiono go dostępu do gitary. Tymczasem cały ten arsenał alegorii, metafor, jukstapozycji, retorycznych czy prozodycznych chwytów itd. ma zastosowanie na wskroś praktyczne, jest tu używany po coś, na potrzeby, dobra, napiszę to, „komunii wiersza”. Rzadko dziś, mam wrażenie, używa się tych środków w celach czytelniczo inkluzywnych. A tutaj to się właśnie dzieje. Wawrzyńczyk odwstydza poezję komunikującą się i udowadnia, że da się pokazać przepływ myśli od źródła do ujścia, oznaczając wyraźnie wszystkie jej zakręty, kaskady, punkty węzłowe. I że ona nie znika znienacka gdzieś pod ziemią albo w niebie ani nie przemienia się w jakiś inny porządek czy nieporządek. Serio, ciężko to przecenić.

Kiedyś o jego wierszach, które tu czy tam można było przeczytać, myślałem jak o precyzyjnych narzędziach odwiertowych. Teraz myślę o nich jak o snopach światła obserwowanych z boku, w przekroju: wydobywają jakiś wycinek i w tym wycinku zawsze widać to, co trzeba, żeby wiedzieć, czemu akurat ten wycinek oglądamy. Ludzie, miejsca, rzeczy, idee, mykoryza, taka sytuacja.

Jeśli miałbym wskazać na „porządny kontrapunkt” w mainstreamie/dla mainstreamu poezji IV RP, to już wiecie. Do tego przychodzi on z doprawdy zaskakującej strony.

Grzegorz Hetman

 

W poezji Rafała Wawrzyńczyka nie ma co płakać nad rozpadem, ale nie ma też co się cieszyć, bo z niewiedzy rodzi się ruch, który trwa w niewiedzy. Wielości nie obejmie ani kompozycja, ani dekompozycja, gdy król się bawi, a dziecko panuje. Nie ma obrazu do złożenia, tym samym jest wiele obrazów do przejścia; przejście już w drodze wyrzuca gdzieś indziej, niespodziewanie i nieopodal, w innej zabawie tego albo tamtego świata.

Aldona Kopkiewicz

/

Szukaj
Close this search box.

/

/

/