Wiersze Adriana Tujka są takie, jak lubię: ciche, powściągliwe i surowe. Autor trzyma na smyczy emocje i język, ale zagęszcza znaczenia. Z tych opowieści – bo często są to miniaturowe sceny – wyłania się ciemność i pustka. Tujek zostawia czytelnika z niedokończonymi historiami, rozmowami i snami. Czytelnik zaś wie, że dalej nie da się już nic powiedzieć, bo poeta właśnie podprowadził nas w miejsce, gdzie nie rozchodzi się już żaden głos. I to jest największa siła tej poezji.
Urszula Honek
Czy z codziennie mijanych przedmiotów i innych niezbyt odświętnych rekwizytów da się ułożyć nową opowieść? Wygląda na to, że tak, wystarczy tylko je nieco poprzestawiać, niekiedy zauważając coś przynależącego do zupełnie innego porządku. „Pierwsza wizyta tamburynu w Alpach” łączy wigor ze skłonnością do ryzyka, i znacznie częściej kończy program z samochodem, niż z Zonkiem. Psy biegają tu bez smyczy, a traktowanie słodkich ziemniaków z czułością urasta do rangi doświadczenia pokoleniowego.
Tomasz Bąk
Choć nie powinny oswajać odległości, uparły się, pisze Adrian Tujek w jednym z wierszy. Wydaje się to zdanie naraz niepozorne i koronne, tak jak wiele innych intrygujących zdań z książki „Pierwsza wizyta tamburynu w Alpach.
Natalia Malek