Czytam o „najcieplejszym lutym” jeszcze cieplejszego drugiego lutego 2020 roku i wiem, że za oknem domu w Szalejowie zakwita czosnek niedźwiedzi, a za moim na razie ranniki. I podoba mi się, że tak wiele książek albo ich fragmentów odbija się w tej prozie, i najlepsze w tym jest to, że są to również moje ulubione książki. Obok tego bohater ma jakieś przygody, ociera się o ludzi i zwierzęta, powiedzmy – o sąsiednie istoty, które na długo pozostają w nim, w jego sercu. Bo wyobraźcie sobie, że ma serce i nie waha się go używać, w tym wszechogarniającym strachu mówić o miłości, czekać na nią, afirmować. I podoba mi się, że jestem u siebie, ale nie tylko w literaturze, lecz na konkretnej ziemi, po której chodzę i która oddzwania mi od dołu, szepcze, jak to ujęła Olga Tokarczuk. Ale nie tylko jej szepcze. Maćkowi Bobuli szepcze, że hej! A to, co wyszeptane, jest natychmiast literacko obrabiane. Pewne, że z czułością. U nas, na ziemi kłodzkiej, nie da się inaczej. I na koniec powiem, że nie jestem członkiem Koła Miłośników Szalejowa, lecz po lekturze tej prozy właściwie zaczynam nim być.
Karol Maliszewski
Szalejów jest zbiorem ściśle powiązanych opowiadań Macieja Bobuli, znakomitego dolnośląskiego poety, które łączy przede wszystkim tytułowe miejsce, wieś w Kotlinie Kłodzkiej, ale także swoisty rodzaj wrażliwości. Wieś, w której mieszkańcy oswajają tożsamościowe rozdarcie na przestrzeni trzech kolejnych pokoleń. Oswajanie odbywa się przez codzienną aktywność, często niezwyczajną, jak to w Kotlinie Kłodzkiej bywa.
Czym jest dolnośląskość i dolnośląska tożsamość i czy w ogóle istnieje? Polska, ale i poniemiecka, i poczeska wieś z jej teraźniejszą mikrospołecznością i wszechobecnymi śladami przeszłości i wpisaniem w krajobraz daje dobry grunt do szukania odpowiedzi na te pytania. Bobula szuka tych odpowiedzi z czułością, przenikliwością i z wielkim literackim kunsztem.
Czy mała wieś daleko od centrum może być centrum kulturalnym, w którym mają miejsce bardzo ważne kulturalne, społeczne i polityczne wydarzenia? Tak, w Szalejowie tak właśnie jest.
Każde z tych opowiadań jest bardzo udaną próbą literackiego, ale i antropologicznego z ducha wniknięcia w istotę dolnośląskiej mikrospołeczności z całym bogactwem jej kulturalnego dziedzictwa. Całość układa się w bardzo czuły portret i daje szeroką panoramę społeczną w lokalizacji o niezwykłych walorach krajobrazowych. Liczne pasaże oddają wizualne piękno tych ziem, a bohaterowie i ich sprawy wręcz Maciejowi Bobuli i jego narratorom ożywają. To kawał literatury.
W region Dolnego Śląska wpisane zostały liczne, tzw. „odwieczne” tematy literatury – miłość, śmierć, próba zgłębienia sensu istnienia, zemsta, walka dobra ze złem, choroby, czyli – w kilku słowach – wszystko to, co stanowi esencję artystycznego dążenia do zrozumienia i opisania tego, kim – jako ludzie – jesteśmy i co nami, w tej naszej codziennej krzątaninie, kieruje. W opowiadaniach ze zbioru Szalejów Ziemia Kłodzka funkcjonuje na poły jako mityczna kraina, na wzór faulknerowskiej Yoknapatawphy albo schulzowskiego Drohobycza, na poły zaś jako realistyczny konkret, opisany z reporterską dbałością o detal. Autor starał się pisać o swojej krainie w duchu Josepha Wittiga, znakomitego kronikarza tych ziem, którego teza, że Ziemia Kłodzka jest krainą Pana Boga, przyświeca całemu zbiorowi.
Byliście kiedyś na świetnym koncercie jazzowym na końcu świata? Przeczytajcie Szalejów.
Partnerem Wydawniczym książki jest Strefa Kultury Wrocław
w ramach Wrocławskiego Programu Wydawniczego.