Jacek Bierut Folie

Folie

Jacek Bierut

//

***

Spotykają się Marks, Jezus i Andrzej Dragan.

Marks: Polski wiersz? Znowu? Mam wrażenie, że tam już sobie beze mnie nie zupełnie nie radzą.

Jezus: Wiersz polski? Ki diabeł? Zaprawdę powiadam, dawnom już w te strony nie zaglądał…

Andrzej Dragan: Spokojnie, panowie. Po prostu jedne z naszych trajektorii krzyżują się (wybacz, J.!) w nowym tomiku Bieruta.

***

Bierut składa świat po swojemu – i robi to bardzo inkluzywnie. A że swoje już przeżył, przeczytał i zobaczył, toteż wie, że fizyka i transcendencja wcale się nie wykluczają, tylko dopełniają, że kosmos i człowiek to synonimy, a do rewolucji prócz siły potrzeba też kogoś, kto poznał i zrozumiał anatomię systemu. Autor tworzy więc w Foliach brawurowe, panoramiczne „studium form doświadczenia w ich historyczności”, precyzyjnie operując przy tym zoomem. Nakierowuje go a to na kolejkę na poczcie, wronę siwą przylatującą codziennie od lat w to samo miejsce, to znów na detaliczny spis czynności związanych z remontem pokoju ukochanej, by za moment niespodziewanie przeprowadzić nas przez kałużę – o miliardy lat gdzie indziej, w miejsce, w którym pojawiło się (S/s)łowo. Którego atomy organizują również ciało tych wierszy.

***

Myślałby kto, że Jacek Bierut to pisarz okrzepły. Akurat. Folie pokazują, jak wykrystalizowała się jego poezja. Jak dojrzały obrazy, myśli i rytmy, które w takiej czy innej postaci przewijały się przez jego pisarstwo już wcześniej. Co i jak osiągają w tym tomie stan homeostazy. Nic tu oczywiście nie leży na tacy, ale czytelnik, który zada sobie odrobinę trudu i trochę pomajstruje, dostanie całkiem sporo. To nie są wiersze, które przeciekają przez palce. To nie jest zupa na gwoździu. Samo tłuste. Autor wsadza nogę w niejedne drzwi i kij w niejedno mrowisko. Co chwila na powierzchnię wypływają tu klarowne, pikantne wnioski z gatunku tych, o które ludzie od stuleci zwykle żarliwie się spierają lub tłuką po łbach. Człowiek, gatunek, kosmos. Nauka i wiara. Przeszłość jako padlina, czas jako zbiór wszystkich konieczności. Woda szukająca najniższego punktu. Władza szukająca monopolu. Poręczny zbiór przesądów o świecie.

***

Folie to również zbiór kunsztownych form. Weźmy na przykład taką sestynę. Typowa polska sestyna macha do nas na powitanie jako taka już z kilometra – i rozpoznajemy ją bez wysiłku. Sestyna w Foliach, ten turbomonolog mężczyzny na krawędzi, bierze nas od pierwszego wersu w taką fabularno-dramatyczną wirówkę, że można w ogóle nie zorientować się, z jak kunsztownym napędem mamy tu do czynienia. I tak to chyba powinno właśnie wyglądać.

Grzegorz Hetman

So many lousy poets, ale Jacek Bierut wciąż pisze dobre wiersze.

Marcin Sendecki

La folie, czyli szaleństwo. Tak wyjaśnia autor. Ale jakie szaleństwo? Nowy tom Bieruta jest raczej jak brakujący element rozpoczętej dawno temu układanki, który scala ją i domyka: okazuje się, że Wirpsza miał ucznia. Że Wiedemann od dawna ma kolegę. Że oprócz kobiet Grzebalskiego, Barana i Świetlickiego była jeszcze jakaś kobieta. Że nie tylko Maliszewski jest na Dolnym Śląsku napięty i zdeterminowany. Że nie tylko w Warszawie pisano sestyny. Jeśli Bierut bardzo chce, OK, niech będzie szaleństwo, ale jego książka wytrawnie dowodzi, że jednostkowe szaleństwo jest rozumem historii.

Rafał Wawrzyńczyk

/

/

/

/

Parter wydawnictwa:

Do góry