DSC_0008

Bardzo krótko (1)
utracjusz

Naukowcy radzieccy wyliczyli, że 66,6% dobrej literatury pozostaje poza jej głównym obiegiem i może zostać odkryte jedynie przez ekspertów bądź na skutek ślepego trafu. Jako że ekspert ze mnie żaden, muszę uznać, że z Jackiem Bierutem niebywale mi się poszczęściło.

To bowiem twórca nagradzany, ale niemal anonimowy; zamiast zgodnie z wymogami rynku udzielać się w mediach społecznościowych, siedzi pewnie gdzieś na Księżycu, pociąga z butelki i śmieje się z nas oraz z samego siebie.

„Pornofonia” to powieść, której streścić nie sposób. Można by wprawdzie spróbować określić ją jako dystopię o siermiężnych wakacjach nad polskim morzem, ale to jak powiedzieć, że „Gwiezdne wojny” to film o mężczyznach ze skłonnością do krzyżowania mieczy. Dwuznaczność jest tu oczywiście zamierzona, bo sprawy płciowe wypełniają sporą część przestrzeni między srebrnymi okładkami tego tomu.

Ale też pomieścił tu Bierut tyle wątków, że trzeba się w nich pogubić, tyle pomysłów, że starczyłoby i na sto powieści. Na pierwszy plan wybija się jednak komentarz społeczno-obyczajowy, tyle że podany w formule jakże odległej od dziewiętnastowiecznej klasyki! Oto bowiem refleksji o zbyt dynamicznych i chaotycznych przesunięciach w obszarze aksjologii towarzyszy forma rozbuchana, stanowiąca w istocie dowód dynamicznych przemian w obszarze literatury.

Narracja jest zakręcona, pełna fajerwerków językowych, myślowych oraz erupcji nietuzinkowego poczucia humoru lokowanego na różnych poziomach. Nie wyprze się Bierut pokrewieństwa ani z Barthem, ani z Vonnegutem, ale z żonglerki konwencjami wychodzi mu produkt spójny i mocno autorski. Do tego gęsty od bon motów, z których wynotowywania musiałem w końcu zrezygnować dla zachowania płynności lektury.

Przyznam zresztą, że mam problem ze zwerbalizowaniem swoich wrażeń, co zdarza mi się bardzo rzadko. „Pornofonia” zdaje się należeć do bardzo wąskiego grona dzieł literackich pozbawionych atrybutu intersubiektywności. Trudno chyba o większy komplement. Żeby jednak nie było tak różowo, wyznam również, że autorowi być może udało się na dobre obrzydzić mi obcowanie cielesne.

Podsumowując – to znakomita, ambitna i zabawna powieść, z wszelkimi danymi ku temu, by stać się modną, a nawet kultową. Zrealizowanie tego potencjału wymagałoby jedynie zastosowania zaawansowanych narzędzi marketingowych, takich jak gniewne wejrzenie, głoszone publicznie kontrowersyjne poglądy czy orkiestrowanie oskarżeń o plagiat.

Niestety, nieszczęsny Bierut, zamiast marketingiem, zajmuje się byciem i pisaniem, w związku z czym, w przeciwieństwie do bohaterów „Pornofonii”, nie ma chyba dla niego ratunku.

 

(tekst ukazał się na statekglupcow.wordpress.com)

PODZIEL SIĘ