Edison Cavani dopiero naciągał na piszczeli getrę, kiedy Ernst Reijseger obutą stopą sprężał powietrze małych organków, a w fortepianowej nakrywie odbijały się jasne deski. Potem poleźli z pianistą w stronę rynku, juczny Reijseger taszcząc na plecach wiolonczelę w futerale kołyszącym się, jakby był lektyką. W knajpie położyłem na dłoni muzyka swoją i zmienionym wzruszeniem głosem powiedziałem: „zapraszamy na białostockie pływalnie”.