Proza współczesna. Pismo literackie, wydawnictwo, sklep internetowy.

Złote popołudnie warte 8 tysięcy franków.
Nikodem Szczygłowski

                   

 

Sny doby kwarantanny potrafią zaskoczyć.

Dziś w nocy śniło mi się, że cała Europa stała się znów „czerwoną strefą”, a granice ponownie zaczęły się zamykać.

Wiadomość ta nadeszła, gdy siedziałem przy Riva Vincenzo Vela nad brzegiem jeziora w Lugano, sącząc piwo za 8 CHF i podziwiając widoki gór Monte Boglia i Sighignola w wyjątkowo piękne słoneczne popołudnie. Zastanawiałem się przy tym, czy widok, który mam przed sobą przywołuje we mnie skojarzenia z Boką Kotorską, czy też może ma raczej w sobie coś z Ochrydy. Wiatr sielankowo łopotał czerwonymi prostokątnymi flagami z białym krzyżem Helwetii, palmy cicho szeptały liśćmi jakieś zagadkowe historie dalekiego południa, które zawędrowały tutaj, wśród biel i błękit alpejskich widoków, widowiskowe czerwone Porsche Cabrio wolno sunęło promenadą, niewielki biały statek wycieczkowy z dostojeństwem i powagą cumował przy brzegu, a w tym czasie na niewielkiej przystani oznakowanej majestatycznym napisem „Lugano Centrale“ na misternie rzeźbionej i dekorowanej kwiatami altance, służącej za niewielki terminal pasażerski, ustawiał się w kolejce gęstniejący tłum wycieczkowiczów – czarne lustrzane okulary, słomkowe kapelusze, lekkie szarfy, powiewające na wietrzyku znad jeziora, szorty, sandały, torby z ręcznikami plażowymi i kanapkami;  za moimi plecami zaś donosił się gwar, który wypełniał sobą piazza Riforma.

Zegar na wieży zamkniętego kościoła San Rocco wybił południe.

Jakiś zagadkowy cień, niczym od wielkiej góry, padł nagle na gładką toń jeziora. Wtedy raptem jak na zawołanie zawyły głośno syreny, słychać je było zewsząd, a mianowicie z głośników na przystani oraz na placu Riforma, komunikaty z nich dobiegające ogłaszały po włosku, po niemiecku i francusku – zdążyłem jeszcze odnotować w myślach brak retoromańskiego – iż granice Konfederacji ponownie zostaną zamknięte i w związku z tym wszyscy goście Lugano, którzy nie są rezydentami kantonu Ticino muszą opuścić teren gościnnej Helwetii albo poddać się izolacji do wyboru, lecz w trybie natychmiastowym.

Za chwilę podszedł do mnie kelner, pomyślałem najpierw, że w sprawie uregulowania rachunku, on jednak pokazał mi jakąś legitymację wolontariusza współpracownika policji czy coś w tym rodzaju i zasugerował, abym przyjął propozycję izolacji.

-Teraz lepiej tu zostać – skinął głową przekonująco, choć ze smutkiem.

Patrzyłem na jego sylwetkę, wycinającą się na tle południowego słońca oraz kątem oka obserwowałem tłumek przy przystani, który w pośpiechu ładował się na biały statek.

– Zaopiekuje się tobą kanton Ticino – kontynuował – będzie cię to kosztować łącznie jedyne 8 tysięcy franków za dwa tygodnie.

Bagatela. Wypiłem ostatni łyk piwa, położyłem na stole piękny banknot 10 CHF z rysunkami dłoni i motyli w odcieniach czerwieni, zaczerpnąłem do płuc nagrzewającego się, lecz wciąż rześkiego powietrza i wykonałem solidny, jakościowy skok do zimnych wód jeziora Lugano, prosto z promenady.

Płynąłem, wykonując wyważone, rytmiczne ruchy, przemierzając jezioro w kierunku Campione, włoskiej enklawy na drugim brzegu, pozostawiając za sobą promenadę, palmy, flagi – czerwone prostokątne Konfederacji oraz granatowo-czerwone kantonu, również prostokątne zresztą – kawiarnie, senne ulice i podcienia na via della Posta, potężną sylwetkę katedry San Lorenzo, stację kolejową, położoną wysoko na wzgórzu nad centrum miasta i egzotyczne rośliny w Parku Ciani na dole – przed sobą zaś widziałem zamknięty na cztery spusty monumentalny budynek kasyna Campione na drugim brzegu, który niczym jakaś dziwaczna piramida Azteków wyrastał nad powierzchnią jeziora.

Nad jeziorem przeleciał niewielki czerwony helikopter, ciągnąc za sobą ogromny baner z napisem:

Andrà tutto bene!

Obejrzałem się za siebie w kierunku szwajcarskiego brzegu i miasta – i zobaczyłem oddalającą się sylwetkę kelnera na promenadzie, który machał mi na pożegnanie banknotem dziesięciofrankowym.

 

                                                  Nikodem Szczygłowski, 06.08.2020

 

 

Esej.Proza współczesna. Pismo literackie, wydawnictwo, sklep internetowy.

 

Nikodem Szczygłowski

Absolwent Archeologii Śródziemnomorskiej Uniwersytetu Łódzkiego. Podróżnik, pisarz i eseista. Tłumacz, biegle włada m.in. litewskim, słoweńskim, ukraińskim.  Znajomość słoweńskiego doskonalił na Uniwersytecie w Lublanie. Źródłem wielu inspiracji są zwłaszcza Bałkany, lecz punktem odniesienia pozostaje Europa Środkowa – odbierana jako wspólna przestrzeń kulturowa pomiędzy Bałtykiem, Karpatami i Adriatykiem.

Laureat nagrody za osiągnięcia w publicystyce Ministerstwa Kultury Republiki Litewskiej (2020).

PODZIEL SIĘ

Do góry