DSC_0092

Alicja Regiewicz
Legato

– Nie wytrzymam.

Wstał gwałtownie i podszedł do telefonu. W oczy poraził go neonowy komunikat Mamusia i emotikonka cynicznego uśmiechu z przymrużonym okiem.

Nie chciał z nią rozmawiać. Automatyczny SMS, abonent czasowo niedostępny. Wysłane.

– To wszystko jej wina. – pomyślał, zaciskając mocno pięści. Poszedł do kuchni i nastawił wodę na herbatę. Czajnik zaczął syczeć, a on kątem oka spostrzegł zbiór Mozarta leżący na szafce w rogu.

– Przeklęte sonaty, pierdolone partity – powiedział, a jego głos skrzypiał tak, że przydałoby się go naoliwić.

Nawilżył go wódką schowaną przez ojca na czarną godzinę. Ta przecież była bardzo czarna. Wyciągnął z komody szklankę i nalał, aż po brzegi. Jeden łyk, choć nigdy nie pił alkoholu, prawie się nie skrzywił. Obraz miał rozmazany, ale nie wspomnienie, ono było wyraźne. Dziesiąty łyk, podszedł do okna i obserwował ludzi. Wysoka blondynka o ceramicznej cerze na wysokich obcasach. Śmieciarka pod blokiem. Starszy pan w kaszkiecie z jamnikiem przechodzący przez pasy na drugą stronę.

Kaszkiet w czarno białą kratę.

Kaszkiet.

Uderzył pięścią z całej siły w szybę. Szkło rozbiło się na miliony kawałków, a Cyprian zakrwawioną ręką oparł się o lodówkę i osunął się powoli na ziemię. A świat się nie obudził, nawet nie mrugnął.

 

Mama zawsze widziała w nim muzyczny potencjał, dlatego pięć lat temu przekroczył próg muzycznej szkoły imienia Schillera. W środku pachniało wilgocią, kocim moczem i zbiorowym samobójstwem. Wszedł po schodach na drugie piętro. W recepcji siedziała starsza kobieta z książką w pomarszczonej dłoni.

Pan Hieronim Kozierski nigdy nie ściągał kaszkietu, był on nieodłącznym elementem jego wizerunku.

– Może nie ma czubka głowy. – myślał sobie czasami, patrząc na nauczyciela.

Ściany zdobiła tandetna boazeria z czasów PRL-u, a z sypiącego się sufitu zwisały paprotki. Cyprian usiadł przy pianinie Calisia, a nauczyciel uśmiechał się do niego, choć bardziej niż uśmiech przypominało to grymas człowieka, który chętnie przeszedłby już na wcześniejszą emeryturę.

Cyprian był na jego zajęciach po raz trzeci i mimo lęków, które budziło w nim to miejsce, przychodził i starannie przygotowywał się do zajęć.

– Zagraj proszę dwa pierwsze takty. Legato.

Uderzał miarowo w klawisze instrumentu, każdy dźwięk był jak przyprawa, oddzielny i wyczuwalny, a Cyprian jak zawsze zapominał o pedale forte.

– Nie tak. Musi płynąć. – Pan Kaszkiet zmierzył go wzrokiem, po czym chwycił delikatnie za jego lewą dłoń. – Jak rzeka. Patrz uważnie. I nie zapominaj o pedale forte. Poprowadzę cię, a ty na trzy naciskaj pedał.

– Dobrze. – odparł Cyprian, wręcz czerwony z wysiłku.

– Raz, dwa, trzy.

Pan Kaszkiet kierował jego dłonią po klawiaturze, a Cyprian pilnował płynnych przejść legato.

– Tak właśnie tak! Wszystkie dźwięki mają płynąć!

Cyprian sądził, że zaraz kaszkiet spadnie mu z głowy, bo jak oszalały wymachiwał nią w szale muzycznego orgazmu.

– Wszystkie dźwięki muszą płynąć! – krzyczał już prawie, a Cyprian zauważył, że prawa dłoń nauczyciela dotyka jego kolana.

– Jak rzeka Cyprian, jak rzeka! – spazmatycznie wykrzykiwał, a dłoń nieznacznie przesuwała się po jego nodze.

Cyprian napięty jak struna, nie drgnął nawet i nadal machinalnie naciskał pedał forte. Strach go przywiązał do drzewa i zniknął gdzieś w głębi lasu.

– A teraz zagrał całość sam!

Pan Kaszkiet wstał i wymachiwał dłońmi jak dyrygent.

– Wydłuż dźwięk, pod koniec taktu! Właśnie tak!

Położył ręce na jego ramionach.

– A teraz szybciej. Przyspiesz tempo o dziesięć. I zamknij oczy.

Usiadł koło niego i patrzył się jak na świeżo wysmażoną wołowinę. Jak na zakazane cukierki schowane przez rodziców na najwyższej półce.

– Tylko nie podglądaj.

Cyprian grał, a dzięki ciemności pierwszy raz w życiu czuł, że jest muzyką, że dźwięki się z nim scalają, tworzą nierozerwalną całość. Miał wrażenie, że nuty dotykają go od środka, a także w okolicach podbrzusza. Coraz mocniej i mocniej. Był w transie, z którego wybił go dopiero zapach antykwariatu i stęchlizny tuż przy jego twarzy. Oddech śmierci.

– Co Pan wyrabia! – krzyknął Cyprian i nie mógł oderwać wzroku od obłąkanych oczu nauczyciela i jego ręki, którą pospiesznie zabrał z jego…

– Chciałem tylko, żebyś poczuł muzykę. I udało mi się.

– Chyba powinienem już wyjść.

– Nie tak szybko. – odparł Pan Kaszkiet, ściskając kurczowo jego ramię.

– Chcę stąd wyjść.

– Czułeś coś, prawda?

 

 

 

SONY DSC

Alicja Regiewicz (ur.1997) – studiuje Dziennikarstwo i komunikację społeczną we Wrocławiu. Współpracuje z agencją reklamową Frame Media. Redaktor naczelna magazynu internetowego Pismo Prywatne. Felietonistka i recenzentka na portalu Z kamerą wśród książek. W wolnym czasie pisze prozę i piosenki.

PODZIEL SIĘ

Do góry