Proza współczesna. Pismo literackie, wydawnictwo, sklep internetowy.

Ostatnia butelka wina
Milena Orłowska

 

 

 

Stoją na polanie w duszny, pochmurny dzień. Gęsta trawa sięga kostek, a w tle słychać szum rzeki. Z uwagą patrzy, jak dziadek Mateusz, w kapeluszu z siatką, pochyla się nad jedną z drewnianych skrzynek i podnosi pokrytą pszczołami ramkę. W powietrzu czuć zapach dymu z metalowego podkurzacza.

Obudziła się z suchym gardłem. Stary wentylator pracował miarowo. Wyjrzała przez okno, na którym ostatnia burza zostawiła warstwę pyłu. Zaparzyła słabą, podłą namiastkę kawy. Prawdziwa skończyła się jeszcze przed potopem. Pewnego dnia po prostu jej zabrakło, wyczerpały się zapasy. Zakaszlała, wzięła więc kilka dawek inhalatora, po czym włożyła go do kieszeni kombinezonu.

Szła do pracy razem z innymi mieszkańcami hotelu robotniczego, o niezdrowych, ziemistych twarzach. W burych kombinezonach mijali osypane piaskiem budynki ‒ jakby ktoś nałożył na świat filtr w kolorze sepii. Pracowała w fabryce, gdzie produkowano modyfikowaną genetycznie żywność. Wykonując automatyczne ruchy nad przejeżdżającymi po taśmie tackami, wspominała późne lata dwudzieste, gdy wciąż uczyła w szkole. To wtedy okazało się, że katastrofie nie można zapobiec, na nic konferencje i układy klimatyczne.

Po potopie Europy sprawy się pogorszyły. Ludzie musieli przenieść się z wybrzeży w głąb lądu, nieustannie przybywali też imigranci z trawionej suszą Afryki. Brakowało wszystkiego. Tamten straszny kryzys w końcu minął. Dzięki zastępczej żywności sprawy się ustabilizowały. Ponieważ populacja drastycznie spadła, zmalała liczba osób do wykarmienia. Problem wysokiej umieralności niemowląt nadal nie został rozwiązany.

W pracy wszyscy mówili tylko o jednym: wystawiona na sprzedaż została ostatnia butelka wina. Ekscytowali się tym, robili nawet zakłady, za ile pójdzie. Luksusowe produkty z dawnych czasów miały kolosalne ceny, niczym przed wiekami cebulki tulipanów w Amsterdamie.

Wczesne raporty i ostrzeżenia podnosiły jej ciśnienie. Dlatego ‒ podczas gdy kolejno powiększały się rodziny koleżanek ‒ sama bała się wydać dziecko na zmierzający ku zagładzie świat. W grę wchodziła jedynie adopcja, ale nie zgodził się na nią jej ówczesny mąż. Teraz nie byłaby już w stanie przygarnąć żadnych sierot po uchodźcach klimatycznych, nie miała im nic do zaoferowania. Prowadziła proste życie. O mężu myślała rzadko. Podobno wyjechał do Kanady.

Wracając do domu z torbą jedzenia z przydziału, przechodziła obok targu staroci. Na chodnikach rozłożono wyszczerbione kubki i talerze. Jej wzrok przyciągnęła skrzynka z drewnianymi łyżkami. Leżała między nimi kulista nabieraczka do miodu. Nie potrafiła przypomnieć sobie jego smaku.

Zazwyczaj po pracy długo siedziała przed hotelem, bo w środku nie dało się oddychać. Czasami ktoś przechodził albo przejeżdżał rowerem opustoszałą ulicą, poza tym panowała smutna cisza. Patrzyła na park. O tej porze roku łyse gałęzie powinny wypuszczać pierwsze pąki. Od lat nikt nie bawił się na pordzewiałych huśtawkach, którymi poruszał ze skrzypem lekki wiatr.

W doniczkach przy schodach rosły kaktusy i inne rośliny o grubych, magazynujących wodę liściach. Zauważyła, że jedna z sansewierii wypuściła długą łodyżkę z drobnymi kwiatami. Nagle usłyszała brzęczenie, ostrożnie pochyliła się więc nad doniczką. Zdziwiona dostrzegła małego owada pokrytego brązowym puchem, jak niegdyś na tłustych od wosku ramkach. Na jego widok znów poczuła słodycz lejącego się, bursztynowego miodu, który dziadek Mateusz przywoził im starą jawką w litrowych słoikach ‒ smak dawno minionych, nieodżałowanych czasów.

 

 

Milena Orłowska

Milena Orłowska

ur. 1983. Opowiadania publikowała w „Afroncie”, „Akcencie”, „Helikopterze”, „Inter-. Literatura-Krytyka-Kultura”, „Obszarach Przepisanych”, „Tlenie Literackim”, „Toposie”, „Wizjach” i „Wyspie” oraz na łamach portalu internetowego wydawnictwa j. Absolwentka polonistyki Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu (2007) oraz MA Book and Digital Media Studies w Lejdzie (2016). Mieszka w Holandii, gdzie zajmuje się digitalizacją i udostępnianiem dziedzictwa kulturowego.

PODZIEL SIĘ

Do góry