DSC_0131

Tamara Bołdak-Janowska
Pory roku, wolność i seksualne frojdy Wilhelma

Jesień. Późna jesień. Niebawem zima. I już wiosna. Zaraz przyjdzie jesień. A jak się ma w życiorysie późną jesień, to jesień ma się w ogóle. Całoroczną. Człowiek sypie żółtymi liśćmi przez cały rok. Posypię trochę tymi liśćmi.

Numary. Z ludziej Stalin rabiǔ numary i kłaǔ ich hoławy ǔ Kurapatach. Najhorsz padychodziǔ da biełarusaǔ, zabiwajuczy ǔ 37 i 38 hodach minułaho stahodździa dziawianosto pracentaǔ biełaruskich paetaǔ i piśmiennikaǔ. Zabiǔ u hetyja hody amal ǔsich baciuszkoǔ, i wuczonych, i wuczycielej, i żurnalistaǔ i redaktaraǔ, najlepszych haspadaroǔ, dy i biełaruskich kamunistaǔ. Stalin zabiwaǔ kamunistaǔ tak samo rasiejskich. Razstralaǔ ǔsich. Tyja pierszyja kamunisty, jakija chacieli palepszyć czaławieczju dolu i ni pryznawali czyrwonaho terroru, paszli ǔ ziemlu ǔ Kurapatach, dy i ni wiadomo, dzie jaszcze, jak ǔsie tadysznija stalinskija wiaźni. Stalin kinuǔsa na biełarusaǔ, bo heta zaǔsza byǔ wielmi zdolny i wolny narod. Nu i jaszcze toja było, szto tut miaszalisa nacji, wieraispawiedańnia, i stwarali wielkuju kulturu. Takuju szmatlikowaść, zdolnuju da woli i kultury, trebo było pazbawić haławy. Asabliwo sumiaś polskaści i biełaruskaści padwajwało i wolu, i kulturu. „Adymi adno ad druhoho i brakuja czahości” – pisaǔ Miłosz. Zniszczyć hetu suwiaś, aznaczało: zniszczyć biełaruskuju wolu i kulturu i zamknuć polskuju ǔ ciasnacie razhawaroǔ tolki a swajich damawych sprawach.

Rozstrzelanie białoruskich poetów i pisarzy zyskało nazwę „rozstrzelanego Odrodzenia”. Te sprawy badał Leanid Marakoǔ, on to opublikował podpisane przez Stalina, Mołotowa i oficera o nazwisku Cesarski rozporządzenie z 15 września 1937 roku, według którego 103 najgłośniejszych białoruskich poetów i prozaików otrzymało wyrok śmierci. Wyrok wykonano. Wyliczę (za Lawonem Barszczeǔskim) niektórych z nich, ludzi pióra, poetów, prozaików, a każdy z nich miał swój więzienny numer. Anatol Wolny, Aleś Dudar, Todar Klasztorny, Wasil Kowal, Michaś Zarecki, Michaś Czarot, Walery Marakoǔ, Zalman Piwawaraǔ, Wasil Staszeŭski, Juli Taǔbin, Janka Lawonny, Jakaǔ Bransztejn, Izak Charyk, Piotr Chatulski, Płaton Haławacz, Chackiel Dunc, Aron Judelson, Mojsze Kulbak, Janka Niomański, Makar Szałaj, Łukasz Kaluha. Hetym numaram wiecznaja pamiać. Prymicia majo prawasłaǔnaja żadańnie wiecznaj pamiaci i wy, poety i prazaiki – biełaruskija habreji, kachajuczyja biełarusku mowu.

Mnoho, mnoho biełaruskich paetaǔ i pismiennikaǔ zamuczyli ǔ hułakach. Adna z paetkaǔ, Lesia Biełaruska, zamuczana ǔ hułagu, ǔ Jakucji, jaszcze uśpieła napisać tam kniżku wierszaǔ „Ja hołas wasz”. Jaje słowy:

Piszu i kreślu… Nie, ǔsio nia tak!

Nie sotwory kumira – pomniu heta.

Ja apiawaju łahierny barak,

a sopku nazywaju centram świeta.

(…)

Ci ja ninawiżu rasijan, za hetyja niczaławieczyja pastupki, za czyrwony terror? Nie – ni rasijan, a stalinistaǔ, daǔniejszych dy siońniajszych. Ta ż jany zabiwali i ruskich, i to ni sotki, a miljony. I tamu, szto wieru ǔ paetaǔ i prazaikaǔ, a pierad ǔsim ǔ paetaǔ, szto jany siońnia, biełaruskija, ruskija ci polskija, kinuć swój talent, jeśli jon tolki średnij, i buduć baranić druhich lepszych ad jich paetaǔ, jakim adbirajuć hołas ludzi złoj ǔłady. Ali ja ninawiżu stalinistaǔ  ǔże na zaǔsiody, jakimi by jany ni byli siońnia, i kim by ni prytwaralisa. A stalinisty ǔsio prytwarajucca, szto jany ni stalinisty. Machlujacia, aż dusza balić, a woczy wyskakiwajuć z łobu. Ǔ ruskam telebaczyńni raz-dwa i wyskaczyć z czaławieka stalinist. A bo Stalin piaramoh hitleraǔcaǔ. Nie, ni Stalin, a stratehi, jakich jon wypuściǔ z hułahaǔ, bo baczyǔ, szto biez jich dupa zimna. Ni Stalin piaramoh hitleraǔcaǔ, tolki narod, jaki iszoǔ i hinuǔ, iszoǔ i hinuǔ. Iszli prociǔ nacystaǔ żanczyny i mużyki. Iszli i tamu, szto dumali: ǔże ni budzia czyrwonaho terroru. I jim wiecznaja pamiać. Z jich acaleli tolki try pracenty. Stalin paadczyniaǔ cerkwy, kab ludzi dumali, szto jon padabreǔ. Jon ża nikoli ni padabreǔ. Dobro znajam, szto było paśla wajny – znoǔ czyrwony terror. A adczyniǔszy cerkwy, tak łaskawo zwiartaǔsa da ludziej: braty i siostry. Nakaniec kipnuǔ i tolki tady ludziam zrabiłaso na chwilinu lahczej. Tatalitaryzm heta astatniaja hadaść, jakaja zdaryłasa ludziam ǔ 20 stahodździ i moża zdarycca na nowo, zreszty trywaja i zdarajacca. Ali sawieckaja Rasieja heta ż byǔ zachodni jeŭrapiejski projekt. Ǔ knihach jeǔrapiejskich fiłasofaǔ jaǔno ab hetym haworycca: jeurapiejski projekt! I bolsz: jeǔrapiejskija fiłasofy samu carskuju Rasieju liczyli jeǔrapejskim prajektam. Paczytajcia Hegiela ci Heideggera.

Hety jeǔrapiejski projekt sawietyzmu razlacieǔsa, bo jon straciǔ jeŭrapiejski charakter i zamknuǔsa ǔ swajich czatyroch ścienach, straciǔ suświetny charakter darohi da praǔdziwaj demakracji, chacia demakracyji mnoho ad jaho ǔziali – z jaho paczatkowaj stadji. Paczytajcia gaziety tamtoho czasu dy kniżki myślicialej – jeŭrapiejcy czakali na praǔdziwuju demakracju bez skryǔdżanych i paniżanych, jakaja mieła pryjci zysil, dy ad rasijan. I było takoja czakańnie, szto jeśli heta prawalicca ǔ Rasieji, ta prawalicca uwiaździe. Stalin strymoǔwaǔ taki prajekt na dyktatury ǔże nawat ni ludziej pracy, a ǔłady adnaho prawadyra i na swajom terrory. Jeǔrapiejski projekt ni razwiǔsa. Razwaliǔsa, nazabiwaǔszy miliony ludziej. My adnak musim pamiatać, szto heta byǔ cywilizacyjny projekt jeurapiejcaǔ, jaki mieǔ być suświetny, kab ni było niawolnikaǔ i kryǔdżanych bez winy, i kab żyć biez wajny. Kab niawolnictwo znikło na wieki wiakoǔ. I ni była heta wydumka samych rasijan, ali pierad ǔsim niemcaǔ. Ǔ paczatkowy mamient tak było, takoja czakańnie. Ali druhaja starana hetaj sawieckaj rewalucji była rabotaju czużych ahentaǔ i ab hetym ǔże dobro znajam. Możno ǔże paznajomicca z adkrytymi dakumientami i piarastać bałbatać, szto heta rasijanie prydumali swaju rewalucju. Czaści dakumientaǔ adnak ni adkryli, i haworać ǔ telebaczeńni, szto druhoj pryczyny nima, jak tolki ǔstyd. Ǔstydajucca, szto tady ǔłada pierajszła ǔ ruki faktycznych bandytaǔ i zamieżnych ahientaǔ (kab rasieju pieramahczy ǔ I suświetnuju wajnu), i miliony zhinuli biez winy. Spadar Prezident Putin, adkrywajcie tyja dakumienty, bo trebo znać, czaho bolsz ni rabić, job waszu mat’, i ci trebo bajacca Was, ci nie. Ja ni bajusa.

Ci możno zraǔniać nacyzm i sawietyzm? Możno, kali razumiejam abiedźwija hadaści jak tatalitaryzm i terror, skryǔleńnie jeŭrapiejskaho projektu ǔ nacyzm i stalinizm, dy aszaleły patriarchalizm, schawany ǔ stalinoǔskaj Rasieji ǔ bałbatniu pra prawa żanczyn, katorych wykarystoǔwaǔ da najciażejszaj pracy, katorym zabiwaǔ mużykoǔ, dziaciej, i katorych pasyłaǔ ǔ łahry. Patrjarchalny stalinizm dawaǔ żanczynam medali „Mat’ gieroinia” za toja, szto jany naradżali mnoho dziaciej, bo heta była jich praǔdziwaja „praca”. Moj baćko zaǔsza z hetaho padśmiejwaǔsa, i kwachtuchu ci koszku tak nazywaǔ – „mat’ gieroinia”. Ni możno zraǔniać nacyzma i sawietyzma, kali padumajam pra specyfiku: nacyzm hawaryǔ pra zwyszczaławieka aryjca i na jom budawaǔsa, na drobnaj burżuaznaści –  na jaje aszalełym nacjanalizmie, a sawietyzm na dyktatury raboczych, jakaja mieła być czasowaja, i na internacjanalizmie, ali i jon chutko znajszoǔ niedaczaławieka: wraga naroda. Ni mieǔ swaho etnicznaho aryjca, praǔda, ali narody niszczyǔ. Możno zraǔniać i skazać: Stalin daǔżej żyǔ, daǔżej muczyǔ ludziej, i heta cełaja roźnica. Ja tak zraǔniwaju. Ali ja hladżu z boku jak żanczyna, jakaja ninawidzić patrjarchalnaho tatalitaryzmu, dzie by jon ni i trywaǔ. Ceły czas jon majacca dobro. Chto staǔ baczyć żanczynu jak czaławieka, a ni pradmiet, to ǔże ni budzia ślapy na jaho.

Ci Stalin sam moh rabić toja, szto rabiǔ? Nie. Sam ni moh, patrebny byǔ natoǔp nizdolny da woli, jaki adnak adczuwaja swaju kryǔdu. Dzieło ǔ tom, szto taki, nizdolny da woli, a kryǔdżany natoǔp, heta irracjanalnaja ciesto i jano patrabuja irracjanalnaj pryczyny, kab sztoś rabić, a pierad ǔsim patrabuja prawadyra, tady czuja, szto żywie i raście, i wieryć, szto bolsz ni budzia kryǔżdany. Heta czaławieczaja ciesto chocza, kab prawadyr zniaǔ z jaho adkaznaść i byǔ jak baćko, dy jak Boh. Prydzia i nawiadzie paradak. A my sami ǔże niczoho rabić ni musim. Baćko, ni tolki biełaruski, niamiecki, ci rasiejski, zrobić, szto trebo, za nas ǔsich. A my budziam rabić toja, szto jon skaża, bo jon lepiaj ǔsio znaja, bo jon jak Boh. Woczy doǔho ni adpluszczacca na toja, szto hety baćko akazwajacca bandytam, psychapatam, narkamanam, ali jon dalej haworyć pra nasza szczaścia i każa, szto znaja, jak nas zrabić szczaśliwymi, i moża napraǔdu trebo kahoś pazabiwać, kab stwaryć nasza szczaścia. I tak samo było z nacystami i Hitleram. Kali nadychodzić ekanamiczny ci palityczny kryzis, pajaǔlajucca prawadyry abo jakajaś partja jak prawadyr. Jeśli prawadyroǔ nima, czaławieczy natoǔp ni znaja, szto rabić i tuchnia ǔ starych niszczaściach, i znoǔ zaczynają swaji mary pra prawadyra ci partju, jakaja prydzie i paradak nawiadzie. Tak było ǔ Polszczy z Tyminskim, chacia heta była kamicznaja małaja sytuacja. Jon mieǔ pryjści i paradak nawieści, a byǔ ad razu lepszy, bo zahraniczny, i natoǔp pabieh jako wybirać na haławu. Goworia pa ruski: użas! Nikomu ni pryszło ǔ hoławu, szto Tyminskaho zmajstrawali ahienty? Hetaja ciesto, natoǔp z wieraju ǔ czudo, swajo ci zamieżnaja, ni zmianiajacca ǔ samastojnaść, niczoho ni biare ǔ swaji ruki. Baicca adkaznaści i ni ryzykuja. Baćko naroda musić być. I jaho niawolniki da krywawaj raboty i cenzury chutko znajducca. I budzia raj na ziamle.

Książka o masach jak ciasto. Opowiem o tym, o czym się nie mówi. Według Wilhelma Reicha regres Związku Radzieckiego jego zwrot w stronę patriarchalnego autorytaryzmu, rozpoczął się w 1933 roku ( od „klęski Niemiec” wobec faszyzmu). Od tego momentu narasta i rozwija się w sowietyzmie stalinowski faszyzm; ktokolwiek zechce naprawić system, ktokolwiek będzie krzyczał przeciw tej terrorystycznej mieszance stalinizmu z faszyzmem, zostanie rozstrzelany. Według Reicha, źle się dzieje, jeśli Europa nie analizuje, czym w istocie był komunizm, projekt przecież europejski, jak się rozwijał i kiedy nastąpiło w nim zwyrodnienie, regresja, faszyzacja, a nade wszystko – jeśli nie omawia Rosji, trzeźwo, dogłębnie i nie normalizuje stosunków z Rosją. Zamiast tego pogrąża się w formułki, w czarno-białe widzenie: my jednoznacznie wspaniali, a Rosja jednoznacznie zła. O ile z faszyzmem faszystowskie przedtem narody jakoś się uporały, omówiły, pokajały się, choć nie wszystkie, to sprawy komunizmu jako światowego projektu Europejczyków, zostawiły w czarnej dupie. W tejże czarnej dupie dziś sami Rosjanie zostawiają Stalina, poprzestając na wybielającym stwierdzeniu: przecież on zwyciężył faszystów. W ludzkiej masie, niezdolnej do wolności, do dziś dobrze sobie żyje machinalny frazes: komuna była wymysłem żydowskim. Owszem, wielu Żydów ja tworzyło, bo byli przez wieki uciskani, demonizowani, krzywdzeni.

Obecnie Europa tonie w durnej propagandzie i w stosunku do Rosji, jak też całej Azji, zachowuje się jak nadczłowiek, zachwycający się sobą. Przypominam: do normalizacji stosunków z Rosją nawoływał Giedroyć. Obecnie dosłownie wszędzie wkraczają rządy autorytarne. Nigdzie nie ma uczciwych mediów – zajęły się propagandą „naszej” wspaniałości. Nie tylko Rosja to twór autorytarny. Albo będziemy o tym mówić, albo staniemy się znowu ślepą masą, irracjonalnie wierzącą, że przyjdą nasi i wszystko naprawią, że jakiś boski wódz przyjdzie i wszystko naprawi. Stopień wiary w wodza, czy to będzie premier, kanclerz czy prezydent, Łukaszenka, czy Putin, czy nawet jakiś minister od wojny, albo nawet ideał naszej wspaniałej cywilizacyjności jako wzoru, jakby to był nasz wódz, świadczy o stopniu zniewolenia i braku postaw demokratycznych w masie poddanych. To są wciąż niewolnicy, ta masa ludzka, która chodzi na wybory, ale chodzi z irracjonalną wiarą, że przyjdzie wódz i wszystko naprawi, albo chociaż nie zrobi gorzej (niech nawet będzie to Łukaszenka), albo nasza wspaniała cywilizacja wszystko załatwi jak Bóg. Ta masa ludzka zaczęła tworzyć organizacje pozarządowe i to było już coś. Ale impet tworzenia tej oddolnej samorządności przygasł. Jest pod lupą państw, w których narasta autorytaryzm.

Jeśli gdzieś jakiś rząd wkracza na drogę autorytaryzmu, najpierw zawłaszcza media, a przede wszystkim prze do całkowitego zakazu aborcji i utrudnia nabywanie środków antykoncepcyjnych, czyli wpycha kobietę znowu w patriarchalizm, który znowu czyni z niej przedmiot. W stosunku do kobiety nieustannie falami odżywa klimat stalinowski i klimat faszystowski. To stosunek do kobiety jest miernikiem stopnia patriarchalnego autorytaryzmu. To stosunek do kobiety ujawnia degenerację systemów w stalinowskość i faszyzm w jednym.

Inna sprawa: kobiety kurczowo będą trzymać się rządów, które zapewniają im ludzkie życie, to jest z łatwo dostępną antykoncepcją i możliwością aborcji, i już nie widzą degeneracji rządów w innych sprawach, ich odchodzenia od budowy demokracji obywatelskiej, a taka demokracja wymaga nieustannego mozołu, nadzoru i nie można jej ustanawiać odgórnie z woli aparatu państwowego w „słowach, słowach, słowach”. Z kolei część kobiet nie zdaje sobie sprawy, że właśnie te kwestie, antykoncepcji i aborcji, decydują o jej wolności, i będą popierać rządy autorytarne, które prą do całkowitego zakazu aborcji i utrudniają nabywanie środków antykoncepcyjnych. O tym mówi Reich, który był psychoanalitykiem. Nie lubię psychoanalizy, nie znoszę frojdyrzenia, podpinającego każdy problem pod genitalność (udaną lub nieudaną, tłumioną lub „wolną”), ale miejscami z Reichem się zgadzam – miejscami, wyłącznie tam, gdzie mówi o masie ludzkiej. Książkę Reicha „Psychologia mas wobec faszyzmu” przyniósł mi Rainer, wygrzebawszy ją w antykwariacie. Odrzucam frojdyrzenie Wilhelma. Wilhelm, ty nie mnóż tych pierdołowatych frojdów. Rewolucja rosyjska nie wynikała z niezaspokojonych popędów płciowych, bo ją sobie ci rewolucjoniści porządnie zaspokajali w europejskich burdelach, nim pobiegli do Rosji w stronę czerwonego terroru. Przedtem porządnie się wybzykali.

Reich pomija czasy przed 1933 rokiem w rosyjskim sowietyzmie. Przecież było tak, że Lenin korzystał z usług złodzieja, który okradał banki (a była to często krwawa robota), i w końcu zaczął mu znosić ukradzione ogromne pieniądze na czerwoną rewolucję i wstępny terror. Tym złodziejem był Stalin. Rewolucja wołała: grab nagrablenoje! Czyli uznała pospolitych złodziei za przydatnych nowemu państwu. Ale niech będzie, że w linii generalnej Reich nie myli się. Rzeczywiście nie myli się, jeśli mówi o ludzkiej masie i wodzu. O pomyłce frojdyrzenia powiem na końcu szkicu. Być może książka ma być psychoanalitycznym wstrząsem, stąd to toporne i pospolite frojdyrzenie.

Jedno zdanie z niej bardzo mnie uderzyło: „Masy są niezdolne do wolności. (…) Można je urabiać jak ciasto”. Rzeczą straszna jest to, że obecnie rządowi dziennikarze zajęli się urabianiem mas, bo to ciasto. Jest masa żeńska? Jest. Jest coś takiego, jak masa wolnych kobiet? Jest. Ta masa nie jest jak ciasto. Zaczyna mieć charakter globalny. Kiedy piszę ten szkic, po całym globie rozlewa się protest kobiet przeciw traktowaniu ich jak seksualnych zabawek, przeciw molestowaniu i gwałtom. Oczywiście rządowi dziennikarze w państwach ze zwrotem ku autorytaryzmowi, skrzywią ten globalny sprzeciw kobiet, włączając w niego baby, które uznają za molestowanie to, co nim nie było. Znika gdzieś protest przeciw gwałtom i handlowi kobiet, a na wierzch wydobywa się tylko molestowanie, w dodatku wątpliwe. Media tak to pokażą, że baby wydadzą się śmieszne. Z lubością przystąpią do ośmieszania tych kobiet rządowi dziennikarze w rosyjskiej telewizji.

Część bab to masa, którą można ugniatać jak ciasto, przede wszystkim wpychając im  do głów irracjonalność, podpartą patriarchalnymi religiami. Irracjonalny postulat „świętości poczęcia”, irracjonalny postulat „ochrony życia od momentu poczęcia”, irracjonalna „idealizacja macierzyństwa” aż do redukcji kobiety, która staje się tylko „naczyniem” dla spermy, itd. Tu potrzeba związku z prawdziwym życiem, głosu samych kobiet, tych, które nie są masą jak ciasto do urabiania, a nie zamykaniem problemu w irracjonalnych hasłach, w braku dyskusji, i załatwiania wszystkiego w kilku irracjonalistycznych (ideologicznych) mantrach.

Odwrotna strona problemu: czy na Białorusi, czy w Rosji, kobiety będą milczące, jeśli będą miały prawo do antykoncepcji i aborcji. Trudno je jednak nazwać wolnymi, ponieważ będąc pewnymi swych podstawowych praw (zresztą traktując aborcję jak antykoncepcję), nie otworzą już ust w żadnej innej palącej sprawie, świadczącej o złym zarządzaniu krajem i wzroście autorytaryzmu – zaczną protestować, kiedy ten autorytaryzm w nie uderzy, czyli za późno, bo już uderzył we wszystko i po cichu przygotowywał uderzenie w kobiety, a to końcowe uderzenie świadczy o uderzeniu już przedtem we wszystkich ludzi pod daną władzą. Autorytaryzm obecnie nabiera globalnego charakteru. Poraziło mnie zdanie Reicha: „(…) władza i kłamstwo są stopniowalne”. Tak! Ujarzmianie na nowo kobiet jest stopniowalne. Nie od razu autorytarna władza rzuca się na kobiety. Faszyzm i stalinizm też się tak stopniował.

Nikt już nie śmie zwrócić uwagi na to, że na całym globie zdegenerowały się kampanie wyborcze, bo zamiast zająć się programami demokratyzującymi, zajmują się udupianiem kandydata-rywala, traktowanego jak śmiertelnego wroga. I wyborcy traktują innych wyborców jak śmiertelnego wroga, tworząc psychozę nienawiści, podejrzeń, dyskwalifikacji, totalnej wrogości, zastraszania i zastraszana się nawzajem. To wszystko przypomina klimat z lat trzydziestych w Niemczech i Rosji. Co nam rośnie?

Według Reicha, władza gwarantuje ruch wstecz, kiedy: 1/ regres prezentuje jako postęp 3/ogłaszają, że wybawią świat (lub przynajmniej dany kraj, no i Europę) 3/rozstrzeliwują przypominających im o obowiązkach

Obecnie każda wolnościowa demonstracja jest pacyfikowana wszędzie. Pałowana, aresztowana, postrzelana gumowymi kulami (na razie bardziej humanitarnie), ośmieszana przez dziennikarzy w mediach. Wszędzie, a nie tylko w Białorusi.

Według Reicha niezmiennie przy pomocy czynnika irracjonalistycznego można uzyskać poparcie mas, które dotąd nie chodziły na wybory. To masa dotychczas apolityczna. Następuje ideologiczna mobilizacja tych mas, jeśli im się wmówi, że to oni zbudują raj na ziemi, że to oni są suwerenem, że stworzą prawdziwą kulturę, że popierają najlepszą partię – jedyną, która im zapewni raj na ziemi, naprawi krzywdy, wyleczy, a wszelkich krzywdzicieli wyrzuci poza społeczny nawias. Ta masa ma kozła ofiarnego, bo jest on podrzucony przez władzę. Kogo każą bić, pobiegniemy bić. Kogo każą zabijać, zabijemy. Nie doszło w ludzkiej cywilizacji do tego, żeby kozła ofiarnego uznać raz na zawsze, nieodwołalnie za przesąd, i żeby za zło nauczyć się osobistej odpowiedzialności i rzetelnie omawiać każdy problem, i nie po to, aby godzinami o nim bełkotać, lecz ale aby go rozwiązać. Kozłem ofiarnym w państwach autorytarnych niezmiennie zostaje jakaś mniejszość, a coraz częściej wojenni uchodźcy, i to z krajów, gdzie my urządziliśmy nasze wojny. Nasza masa ludzka wciąż nie jest odpowiedzialna za swoje wojny.

Co mamy w czasach, których Reich nie dożył. Wszędzie, nie tylko na Białorusi czy w Rosji, wyborcze zwycięstwo jakiejś partii zaczyna degenerować się w stronę rządów jednopartyjnych. Opozycja niby jakaś jest, ale co to za opozycja, jeśli już została dostatecznie w oczach mas ośmieszona w kampaniach wyborczych. Zazwyczaj jest skłócona o jakieś nieistotne dla stanu państwa duperele. Partie lewicowe zostały już tak bardzo oskarżone w mediach i tandetnych ideologicznych książkach o związki z komunizmem, bolszewizmem i stalinizmem, że się przestają przyznawać sami do siebie, tak im wstyd i tak im przykro. Nikt nie oskarża partii prawicowych o związki z nazizmem, z Hitlerem z faszyzmem, bo ponoć to było dawno i nieprawda.

Autor ten nie dożył nowego zjawiska – międzynarodowego terroryzmu, ale o tym piszę w mojej nowej książce, filozoficznej rozprawie „Nielegalna zajęczyca męczy Heideggera i innych filozofów”, więc tu się nie będę powtarzać. Kto ciekaw, co mówię, niech kupi „Nielegalną” i zapozna się z moją argumentacją na rzecz wolności i demokracji. Trzymam się w tej książce wątku, zwanego przez filozofów rozumnym. Poruszam problem odpowiedzialności ludzi za to, jak jest u ludzi. I z całej mocy ujawniam swoją alergię na pospolite frojdyrzenie.

Część kobiet nie jest już zdolna do służby poddańczej. To ta masa, której nie można ugnieść jak ciasto. Stało się tak dzięki prądowi filozoficznemu – feminizmowi. To najdonioślejszy prąd, jaki się ludzkości zdarzył, ale nie posiada istotnej reprezentacji w parlamentach, ani w mediach. Może to i dobrze, bo pozostanie uczciwy. Tę żeńską wolną masę ludzką każda partia powinna potraktować poważnie, ale tak nie jest. Lewica samą siebie ogranicza, bo czuje się jak w latach trzydziestych w Niemczech: jest oskarżana o każde zło, więc zostawia kobietę prawicy, a w zasadzie samej sobie i irracjonalnym kobietom, które nie są wolne. Prawica dokonuje kroku wstecz i stawia na kobietę irracjonalną, bojącą się kościoła, zaświatów, diabła i ciągle pragnącą wodza. Tak. Wodza! Przyjdzie wódz i wszystko naprawi. Rządzący polityk, stawiający nie na argumentację, lecz na irracjonalizm, irracjonalne hasełka, będzie postrzegany jako dobry wódz przez żeńską irracjonalną masę, która można urobić jak ciasto. To przecież jej „ojciec”.

Obecnie autorytarna władza, gdziekolwiek się pojawia, do perfekcji opanowała stary jak świat mechanizm: skłócić wewnętrznie klasę społeczną, która spodziewa się po władzy dobrych rozwiązań, aby można było żyć godnie. Klasę obecnie zastępuje grupa społeczna, choć nie w każdym państwie. Niektóre państwa są wciąż klasowe lub kastowe. Żeby skutecznie skłócić wewnętrznie grupę społeczną, nie jedną, lecz każdą, władza jednym coś da (w każdej grupie), a drugim (w tej samej grupie) nic nie da. Coś da nieco większej liczbie osób, żeby skutecznie znokautować protest tym, którym nie dała nic. Ci, którzy nic nie otrzymali, zostaną zdławieni przez tych, którzy coś otrzymali. Po prostu tych zadowolonych będzie  odrobinę więcej. Ta odrobina wystarczy, aby wykazać w statystykach poparcie dla dających i ich jednopartyjnej bezkarności.

Dzieje się tak wszędzie, nie tylko u Putina.

Człowiek w masie wciąż nie jest świadomy, czym jest wolność, jakie ma możliwości zapobiegania złu, nie jest świadomy własnego i cudzego niewolnictwa, nie chce wiedzieć, że sam traktuje innych jak niewolników. Za nic nie chce wiedzieć tego, że nazizm to sprawa nie systemu, lecz stanu duszy, i wybuchnąć może wszędzie, w dowolnym kryzysowym czasie, w każdym narodzie, ale wbrew temu uogólnieniu Reicha, zawsze będzie to zmałpowanie aryjskości od Niemców, od Hegla, od Nietzschego – od Niemców, którzy w książkach stwarzali nadczłowieka. Nie chce nawet przez chwilę zastanowić się nad tym, że nazizm powołuje do życia masa, niezdolna do wolności, że taka masa oddaje wszystko, państwo, życie, kulturę, zdrowie, dziecko – wodzowi jak Bogu. I to w 21 wieku. Dobrze przyjrzyjmy się sobie. Podobnie mamy z odżywaniem stalinizmu. Wodza chcemy.

Cytat z Reicha: „Politycznie tkwimy jeszcze wciąż w systemach starożytnych greckich i rzymskich państwa niewolniczych – choćby nie wiedzieć ile rozmawialibyśmy o demokracji”. Przypominam: wtedy, w tamtych demokracjach, nie każdy był obywatelem. Obywatelami z pełnią praw była garstka, eupatrydzi, reszta to byli niewolnicy.

Każda władza, która powtarza banialuki o tworzeniu „silnego państwa”, ujawnia postawy faszystowskie lub stalinowskie. W prawdziwej demokracji nic nie może być silniejsze od masy, zdolnej do wolności i kontrolującej poczynania władzy, a poczucie wolności i pragnienie wolności musi być podtrzymywane w kulturze. Nie wiem, jak obecnie u nas się czuje masa męska, być może zadowala ją powrót autorytarnego patriarchalizmu, ale wiem, że masa żeńska, zdolna do wolności, czuje się źle i będzie wychodzić na ulice w protestach. To ta żeńska masa, zdolna do wolności, powinna kształtować nasz nowy wiek. Ona nie będzie polegała na wodzu, który ją wyręczy. Ta masa nie ma przywódcy ani przywódczyni i sama z siebie wyrusza na uliczne protesty, hamuje niewolnictwo w pracy, działa w organizacjach pozarządowych, nie staje się szowinistyczna wobec kobiet i mężczyzn innych narodowości. Kiedy czytam te zdania Tolowi, on twierdzi, że ta żeńska masa, zdolna do wolności, jednak powinna mieć przywództwo, inaczej zgaśnie.

Dwa ważkie stwierdzenia Wilhelma: Zawsze chodzi o ludzką, a nie narodową wolność. Przeciw dyktaturze można się bronić, ale przeciw pozornej demokracji – nie. Pozorna demokracja oplata, dławi, dusi, „niczym glony oplatające tonącego”.

Czyli co, pozorna demokracja liczy na masę, którą można ugniatać jak ciasto, masę niezdolną do wolności? Tej masie wolność można wmówić i szybko dla niej znaleźć kozła ofiarnego? W takim razie politycy wciąż nie są uczciwi, nie rozwijają pragnień wolności w masie i nie podtrzymują tych pragnień, a więc zastępczo hodują nastroje szowinistyczne, faszystowskie, stalinowskie, aby się utrzymać przy władzy, a nie mozolnie budować demokrację obywatelską. Przykładem nie jest jedynie Putin czy Łukaszenka. Przykładem jesteśmy: my wszyscy, niezdolni do wolności. Uliczne demonstracje przeciw powrotom dyktatorskim zapędom władzy w systemach pozornej demokracji będą oplatane, dławione, duszone – będą niczym tonący w oplatających go glonach. I koło się zamyka. Naprawdę jedyna nadzieja to kobiety, zdolne do wolności. Jeśli Białorusinki staną się zdolne do wolności, nie będzie możliwy Łukaszenka. Jeśli kobiety nie stracą zdolności do wolności, nie będzie możliwy ani Putin, ani Trump, ani żaden inny wódz. Czy nie przesłoni kobiety kobieta irracjonalna, niezdolna do wolności? Nie wiem. W pozornej demokracji wolność to iluzja. Duszenie wolności w pozornej demokracji jest normą. Jednak i tak uważam, że obecnie wszystko dobre i sama wolność zależy od wolnych kobiet. Kobieta zawsze zwalczała niewolnictwo i wojnę, zawsze przekazywała dzieciom wszystko, co najlepsze w kulturze i znała się na tym, i zawsze była dławiona, a więc pora na żeńską aktywność, jednoznacznie pokojową, nieustępliwą, antyniewolniczą i prokulturową (w sensie: dobre jest to, co wybitne).

Najbardziej zdolna do wolności dotychczas była amerykańska ludzka masa, a to dlatego, że państwo budowali tam od podstaw uciekinierzy od europejskich systemów niewolniczych, od wodzów, tyranów, od rządów krzywdzących, od braku demokracji, od ucisku i poniżenia, od ludobójców, od niesprawiedliwości. Jednak czy to się da utrzymać, jeśli zamiast demokracji nastąpi tam dławiąca wszystkich pozorna demokracja? Znowu stawiam na kobiety.

Stawiam też na białoruskie kobiety, (bo jestem kulturowo bi w tę stronę). Najwięcej wolnych białoruskich kobiet pojawia się na Biełsat. Jednak są one zbyt nieśmiałe w poglądach, jakby nie były pewne, czy już mogą mówić więcej i pewniej. Sprawiają wrażenie zalęknionych i nieśmiałych. Przy czym klimat rozmów niezmienne opiera się na irracjonalnym uznaniu, że w Polsce mamy już wolność, prawdziwą, a nie formalną (z wciąż odżywającym dławiącym wodzowskim zapędem polityków).

Czy może jest tak, że masa ludzka w skali globu nie jest zdolna do wolności z podstawowego powodu, który Reich uznaje za status tej masy: „(…) ona nie jest w stanie zorganizować sobie wspólnego życia w pokoju”. Skoro tak, a widzimy, że jest właśnie tak, to mówimy o ludzkiej masie, która naprawdę nie jest zdolna do wolności i ciągle będzie polegać na jakiejś partii, na jakimś wodzu, na jakimś cudotwórcy i wszędzie będą nam się mnożyły rządy autorytarne, a sąsiedzi czy mniejszości staną się śmiertelnymi wrogami. Przyjrzyjmy się sobie, nim zaczniemy oskarżać cudze rządy i cudze narody o wojny i wszelkie zło. Nie wystarczy wystroić gęby w rusofobię, aby stać się wolnym człowiekiem.

Wbiło mnie w krzesło to stwierdzenie Wilhelma, że masa ludzka jest niezdolna do wolności, bo  nie jest w stanie zorganizować sobie wspólnego życia w pokoju – natychmiast, tu i teraz. Chodzi masę światową. Obecnie cały glob to przecież jedna ludzka masa.

Nasza masa przeniesie odpowiedzialność na kogoś tam. Cytat z Wilhelma: „Austriackie powiedzenie „du kann man halt nix machen”(nic się nie da zrobić) wyraża to samo, co amerykańskie „let George do it” (George to załatwi)”. Masa ludzka, niezdolna do wolności, powie: a to już Łukaszenka wie, co robić, albo: Putin znajet, szto diełat’. W wielu innych narodach padnie to zmodyfikowane uspakajające zdanie masy ludzkiej, zdejmujące z niej odpowiedzialność. W Ameryce po raz pierwszy w historii milionowa masa ludzka wychodzi na ulice, aby zaprotestować przeciw autorytarnemu prezydentowi. Są to milionowe demonstracje, także żeńskie. A więc tam masa ludzka wciąż jest zdolna do wolności. Zwycięży, jeśli demokracja nie jest już tylko pozorem, duszącym dławiącym, oplatającym. We wszystkich krajach część masy ludzkiej protestuje przeciw niszczeniu demokracji, a więc jest zdolna do wolności. Nie rozwijam tego wątku, bo każdy widzi, co się dzieje: pozorna demokracja oplata i dusi każdy słuszny bunt mas.

Czy Reich ma tę bardzo pesymistyczną rację, że masa ludzka w wymiarze globalnym, a więc w poszczególnych państwach, nie jest zdolna do wolności, bo nie jest zdolna do spowodowania natychmiast, tu i teraz wspólnego życia w pokoju? Pojawią się przecież takie „prawdy”, jak ta: „cóż, wojny były, są i będą”. Są to prawdy niewolników każdej narodowości, każdego państwa.

Dziady. Teraz o czymś lżejszym, choć czy to lżejsze, to nie wiem. Obejrzeliśmy z Tolem znakomity muzyczno-baletowy spektakl „Widma” na podstawie kantaty Moniuszki i II części „Dziadów” Mickiewicza, w reżyserii Pawła Passiniego. Ktoś napisał, że Mickiewicz sam musiał brać udział w misterium Dziadów, skoro stworzył tak sugestywny utwór na ten temat. My obchodziliśmy Dziady na Prowady, na wiesnu, ali ni cełyja, tolki toja z jich, szto pamiatali: na mahiłki kłali jadu dla naszych bliskich, jakija pamiorli. Jich duszy pawinny byli heta zauważyć, szto ab jich pamiatajam, jak możam. Jaszcze astaǔlali na mahiłkach  jadu dla tych pamiorszych, jakija wisieli pamiż żyćciom i śmierćju, ni mohuczy ǔwajci ǔ krajinu pamierszych. Zaǔsza na Prowady ǔ Mastaǔlanach chadzili adwiedać mahiłki, kab tam pastajać, pasidzieć, padzialicca jadoju. Ni znaju, chto zabiraǔ patom hetu jadu, bo jaje chutko ni było. Moża wydziubywali jaje ptuszki abo zjadali wiaskowyja żabraki. Paśla wajny takija żabraki, dy bolsz żabraczki, chadzili ad wioski da wioski i zachodzili ǔ chaty, kab im dali pajeści i sztoś na darohu, jakujuś jadu. Chadzili z niwielkimi miaszkami, lnianymi abo kanopnymi. Jany, hetyja miaszki,  byli szeryja. Heta ja jaszcze pamiataju. I szeryja byli szczoki żabrakoǔ. I szeruja jany mieli wałasy. I szeraja adzioża była na jich. I chadzili jany basikom, jeśli było leto, a zimoju ǔ starych walankach, czasam dyrawych abo razmoczanych i hraznych jak szmata da plity. I bosyja nohi u jich byli szeryja.

Duszy prodkaǔ heta byli dziady. Tak my jich nazywali. Tak nazywali duszy ǔsich naszych bliskich pamiorszych, ale piersz heta byli duszy prodkaǔ. Jany na Prowady abawiazkowa zjaǔlalisa na swajich mahiłkach, bo jich imiony wyliczali na liturhji Dziadoǔ – klikali jich. Wyliczali ǔsich naszych pamiorszych. My jich wyczuwali pobacz nas. Heta było tady, kali my mieli swaji i tolki swaji mahiłki. Cipier na wiesnu ǔ Prowady tak samo wyliczajam i kliczam naszych dziadoǔ, ali ǔ haradach na mahiłkach jady jim ǔże ni astaǔlajam.  Ni robim resztak naszaho teatru na haradskich mahiłkach, bo buduć z nas śmiajacca. Da hetaho nam patrebny byǔby nasz żywy siońniajszy teatr.

Hety nasz staradaǔni sławianski abyczaj żywie, jak żywie. Żywie, pakul my pamiatajam, chto ǔ nas pamior i jaho imia pakliczam na Prowady.

„Widma” telebaczeńnie pakazało wosieńju, zhodno z katalickim kalandarom, dy z Hełoǔjinam. Paweł Passini jeździŭ z „Dziadami” pa Jeŭropie, pakazywaǔ i pa biełarusku, i ŭ jidysz, i na jinszych mowach, nu i pa polsku majam. Jak dobro. Naszyja staradaǔnija Dziady, jaszcze jazycznickija, żywuć nawat ǔ telebaczenni i ǔ teatrach, a z muzykaju Moniuszki jany lepszyja ad ǔsiakich harbuzawych  Hełaǔjinaǔ. Majam ża swajo, swaju kulturu, jakaja spolnaja dla polskaj, biełaruskaj, ǔkrainskaj. Majam jaje, dy jaszcze jakuju. Naszyja Dziady kaliś wiali wiadźmary ci wiadźmarki, jakich cipier ni majam. A moża majam? Moża możam zrabić nasz teatr Dziady na mahiłkach? Ni wyjdzia. Ǔsio majam ǔ chramach na Prowady. Katolickie Zaduszki i Wypominki również pochodzą bezpośrednio od naszych słowiańskich Dziadów. Mamy więc wspólne prastare korzenie tradycji.

Po obejrzeniu niesamowitego spektaklu „Widma” i ja i Tolo otrzymaliśmy teatr we śnie. Obojgu nam śniły się Dziady, zgodnie z surrealistyczną logiką snów. Śniły nam się nawet upiory, duchy nieznanych nam osobiście ludzi, którzy zginęli nagłą śmiercią. Sen to przecież nasz najbardziej osobisty teatr.

Nasz ludzki umysł doświadcza drogi wewnętrznej: mamy wrażenie, że umarli zostają z tyłu, coraz dalej, że sam umysł idzie, naprzód, naprzód, korzystając nie tyle z nóg danego ciała, co snując za sobą sam beznogi czas: zostawiając za sobą wszystko, co było, obrazy przeszłości, własne czyny, obrazy z dzieciństwa, twarze kochanych bliskich, własny naród sprzed holokaustu, jego europejską tłumność, która już się nie powtórzy, własny naród, który się zasymilował i nie powtórzy już swej tłumności, własny naród ze spalonych naszych wiosek przez leśnych bandytów, własny zanikający język, którym my jeszcze mówimy. Dymimy przeszłością, to jest samym czasem, w którym zostaliśmy i my, i matki, i ojcowie, i nasze dzieci, i te zmarłe przedwcześnie z powodu choroby, i te zamordowane w niemowlęctwie. To – ta wstęga czasu za nami – pamiętana, niepokojąca, wyrywająca z nas wszystko, czym i kim byliśmy – różni nas od zwierząt. Jednak i tak jesteśmy zwierzętami naszej planety.

Czy rzeczywiste zwierzę też coś pamięta? Tak, ale nie rozważa, czy jego czyny były dobre czy złe, moralne czy niemoralne. Ilekroć pomyślę o ludzkiej pamięci czy o naszej zwierzęcości, natychmiast przypomina mi się mój pies. Pewnego razu przycięłam mu ogon drzwiami samochodu, bo się powolnie gramolił do wnętrza. Od tego czasu zawsze się oglądał na swój ogon przy wsiadaniu do samochodu, bo pamiętał, że „tu przycinają ogony”. Nie wsiadł, jeśli uważnie się nie przyjrzał swemu ogonowi, czy przypadkiem nie zostanie znowu przycięty. Kulił go, dosłownie wbijał pomiędzy tylne łapy. Wybuchaliśmy śmiechem, a pies się obrażał, wydając zawsze ten sam dźwięk niezadowolenia, który przypominał ludzkie, rozciągnięte słowo – nieee lub nooo.

Wrócę jeszcze do sprawy wolności i kolosalnej kulturotwórczości mieszanki polsko-białoruskiej, o czym napomknęłam na początku. Kto zechce to zniszczyć, zniszczy obie kultury i wspólne poczucie wolności. Tak. To jest wspólne. Mamy wspólne poczucie wolności. Ta piorunująca mieszanka wydawała z siebie wspaniałe dzieła kultury, rangi światowej. Podobnie działo się na styku białoruskości i rosyjskości, dopóki białoruskość nie traciła polsko-białoruskiego poczucia wolności. Wielkorusy stale mają tendencję do traktowania Białorusinów, jak też Polaków, z pozycji mocarstwowej. To nie narody. To nie języki. To tylko odmiana naszej ruskości. Taki zabobon wciąż żyje u rosyjskich polityków w niezgodzie ze zmieniającym się stanem duszy obywateli mocarstwa.

Lubię polską żeńską wolność. To dopiero siła, odwaga, determinacja. Oby nie zgasła z winy kobiet irracjonalnych.

Tolo wtrąca się i mówi: Polacy zapomnieli, że wolna białoruskość i wolna polskość od wieków stanowiły całość, że to jedno, że to mieszanka wybuchowa w dobrym sensie da kultury. Ja: Ano zapomnieli. Naszych morderców robią na bohaterów. Leśni mordercy zrobili z nas  – zbiorowo – komunistów, nawet z niemowląt. Spalić. Zabić. Mam nadzieję, że wolni Polacy unicestwią ohydny kierunek polityków, gloryfikujący zwyczajnych bandytów.

Kastuś. Znowu nie wiem, czy w tym punkcie będzie weselej. Chyba będzie jeszcze smutniej. W Mostowlanach mamy pomnik Kastusia Kalinoǔskaho. Kastusia zabiǔ Murawjow, jakohi prazywali wiaszacialam. Kali Kastusia wieszali, jon ǔśpieǔ kryknuć: Na Biełarusi nima panoǔ, my ǔsie roǔnyja!

Ǔ turmie napisaǔ wiersz „Maryśka czarnabrywa”, a hety wiersz byǔ razwitańniem ni tolki z Maryśkaju, dy z żyćciom, z biełarusami. Pranzliwyja słowy kiruja piersz da czarnabrywaj Maryśki, a patom da biełarusaǔ.

(…) Bywaj zdarowy, mużycki narodzie,

żywi ǔ szczaści, żywi ǔ swabodzie.

I czasam spamiani pra Jaśku twajho,

szto zhinuǔ za praǔdu dla dabra twajho.

A kali słowa piarojdzie ǔ dzieła,

tahdy za praǔdu stanawisia śmieła,

bo adno z praǔdaj ǔ hramadzie zhodna

dażdżesz, Narodzie, staraści swabodna.

Naszyja żanczyny ǔsie czarnabrywyja, nawat jak ǔ jich jasnyja wałasy. Ni mahu zrazumieć, czamu niekataryja naszyja żanczyny wyrywajuć sabie czornyja brywy? Taż heta nasza bahactwo.

A nasza praǔda, jakaja? Chibo takaja, szto my jaszcze żywiem. I takaja, szto pastareli i chutko pamrem. Mieńszaść nasza pastareła i chutko pamre. Ci naszyja dzieci i ǔnuki pamruć, astaǔszysa biełarusami? Choć ǔ paławinie? My asymilawanyja poǔnaściu heta machlarstwo. Idziem ǔsie ǔ machlarstwo? Machlujam samich sibie? Kab szto? Lepiaj żyć? A buduczy saboju ni możam lepiaj żyć? Ci my toj natoǔp, nizdolny da woli, i ad strachu machlujam, szto my ni my? Zdajecca, szto tak, ali heta ni tyczycca ǔsich nas. Ziać (palak) pytaja minie, ci znaju, szto cełyja biełaruskija padlaszskija wioski piarachodzili ni tak daǔno na katalicyzm i polskaść, bo dumali, szto jim budzia lepiaj żyć, szto ab hetym cipier haworać ǔ Biełastoku, i patom pytaja, szto ja ab hetym dumaju. Hawaru, szto pierszy raz czuju, kab cełyja biełaruskija wioski tak pakidali sibie. Czuła tolki, szto tak rabili niekataryja, za sanacji, bo ni mahli wuczycca u licejach. Ali kab cełyja wioski? Ziać każa, szto tak napraǔdu było, szto jeść dakumienty.

Majo pytańnie: i szto, lepiaj wam żyć? Lepiaj żywiecca pierafarbowanym? Ni żal kultury, falklora, mahiłkaǔ, wiery dziedaǔ? Mnie jakuś zdajecca, szto wy piarafarbawalisa ni ǔ palakaǔ, tolki ǔ  polskich szawinistaǔ, a heta wielizarnaja roźnica. Kab nawat paznać ni możno było, szto wy piarafarbowanyja.

Ci my, trumajuczysa jaszcze biełaruskaści, wolnyja ludzi? A jeśli, ta jak wolnyja?

Astatnija słowa Kastusia pra biełaruskuju roǔnaść biez panoǔ, wyrazili wielkuju praǔdu ab nas. My takija. My tak dumajam. My nijakich panoǔ nad nami ni choczam, bo my ni niawolniki. Kastuś byǔ zdolny da jaǔnaj woli. A my za czasto naszu wolu trymajam dzieś ǔ dusze i ǔstydajamsa jaje. Nu jak heta, prahnuć żyć biez panoǔ nad nami. Ta ż nas abśmiajuć, szto my kamunisty. A heta ni tak. Żyć biez panoǔ nad nami – heta ż praǔdziwaja wola wolnych ludziej. Naszaja paczućcio woli biez panoǔ nad nami wyrasło na tom, szto my ni bahacilisa na kałanializmie, ni rabili druhich niawolnikami dla naszaho bahactwa, i ni zaczynali  nijakich drapieżnickich rabaǔniczych wojnaǔ. Nasza wola najbolsz suczasna z ǔsich wolaǔ. Żal byłob, kab jana prywiała nas da maraǔ ab krywawaj wajnie z swajim tyranam ci z susiedami, i my stali krywawyja i niazdolnyja da woli, „jak ǔsie”, bo czystuju naszu wolu piararabili ǔ bandyckuju, i bandytyzm stali pieradawać naszczadkam. Żal byłob, kab my hetaj swajej woli dalej ǔstydalisa i trymali jaje za hubami.

Co mamy. Jeszcze wrócę do rozmyślań Wilhelma o masie ludzkiej, niezdolnej do wolności. Nie interesują mnie, podobnie jak Wilhelma, doraźne punkty widzenia.  Podobnie jak on, traktuję ludzi poważnie. On mówi coś bardzo ważnego: człowiek powinien dystansować się od maszyn, bo inaczej sam stanie się maszyną. Rozwój człowieka został daleko za maszyną, którą wynalazł, aby mu pomagała żyć. Rzeczywiście nawet na ulicy można spotkać ludzi-maszyny. Nic nie widzą, nic nie słyszą. Ludzie-słuchawki. Doraźne bełkotanie. Na internetowych stronach też doraźne bełkotanie.  Człowiek-maszyna zabija człowieka przy pomocy dronów. To nie wszystko, co dotyczy umaszynowionego człowieka. Parady wojskowe to też maszyna. Maszyna do zabijania. Wzmożone ćwiczenia wojskowe, nasze i wasze, to próba maszyn do zabijania.

Właściwie co mamy? Wilhelm: „(…) mamy wolnościowe pragnienie młodych ludzi i nic ponadto”. Zmilitaryzowana władza przejmie to pragnienie i będą nowe wojny. Każda wojna po II wojnie światowej to właśnie nowa wojna światowa. Nie łudźmy się, że jest inaczej. Wolni ludzie bronią wyłącznie pokoju. Wolni ludzie chcą żyć, a nie – nie żyć. Żyć, a nie tracić życie przedwcześnie, zwłaszcza w cudzej wojnie, wywołanej przez polityków, niezdolnych do wolności i posłuszną masę ludzką, tak samo niezdolną do wolności, która polega na swoim wodzu jak na Bogu, a więc jest irracjonalna i nieodpowiedzialna za swoje czyny. Odpowiedzialność za ofiary wojny, także domowej, rozpływa się. Tak myślał Wilhelm, i ja tak myślę, ale tylko w tej sprawie.

Wilhelm, ja myślę wolnością białoruską, którą krótko opisałam powyżej w języku prostymi, a którą wykrzyczał Kastuś Kalinoǔski przed powieszeniem. Ta nasza przewaga, że nie robiliśmy wojen napastniczych, że nie bogaciliśmy się na koloniach, że nie chcemy nowej krwi, a przede wszystkim alergicznie nie znosimy panów nad nami, będzie traktowana przez masę, niezdolną do wolności, jako słabość i powód do wstydu. Ruszcie dupy i zabijajcie wrogów. Niech poleje się krew, to uwierzymy, że jesteście wolni. Nie. To reakcja niewolników, niewolniczej masy. To co robić? Rozwijać w sobie poczucie wolności i nie cedować na cudotwórców. Robić swoje, wzmagać obywatelską samorządność. Nieustępliwie. Występować przeciw faszyzacji i stalinizacji czy też bolszewizacji w masie ludzkiej, nie cedować tego, co do nas należy, na wodzowskich polityków, wodzowskie partie czy zagraniczne cudotwórcze interwencje. Żywie Biełaruś?  Baczu, szto żywie, a żywie zaǔsza ǔ dźwiuch mowach. I heta całkam nikiepsko. Chacia możam skazać: adna nasza mowa heta zaǔsza mowa naszych panoǔ, byǔszych, ali i cipierasznich, jeśli naszyja byǔszyja pany znoǔ robiacca na panoǔ, a nas liczać horszymi.

Frojdyrzenie. Znowu wrócę do Wilhelma. Wilhelm, frojdyrzący mężczyzna u podstaw myli się w sprawach seksu. Kant uważał, że nierozumnym uproszczeniem jest tłumaczenie przemocy stłumionym seksem (czy złym dzieciństwem). Ty, Wilhelm, mówisz, że dziecko jest seksualne i musi mieć seksualne życie. W związku z tym powinno mieć prawo do onanizmu, bo inaczej popędzi robić wojny i rewolucje. Zgoda, dziecko ma prawo do onanizmu, ale orgazmy dziecięce wymusza sam organizm i nie należą one do przyjemnych. Dla dziecka są nieprzyjemne i to bardzo, organizm sprawdza swoja sprawność, zanim dziecko dojrzeje, żeby wiedzieć, co to jest. To nie jest życie seksualne. I nie od orgazmów dziecka zależy, czy będzie pokój czy wojna.

Ale nie to chcę powiedzieć. Otóż w prawosławiu nikt nie hamuje dziecka, jeśli ono uprawia onanizm, bo tego domaga się organizm. Nie ma żadnego wymogu trzymania rąk na kołdrze, aby się nie bawić genitaliami. Nikt nie krzyczy: ręce na kołdrę! Dziecko może onanizować się do woli. Tak było od wieków. Nikt nie nadzorował prawosławnego dziecka, czy się bawi ptaszkiem, czy nie. I czy dziewczynka sama sobie  dobrze robi, czy nie. Prawosławni dorośli uważali ten dziecięcy onanizm za sprawę naturalną. A duchowni mieli rodziny i seksu do woli, więc te sprawy wierni postrzegali inaczej, niż w innych wyznaniach z rękami na kołdrze. I co? Mniej z tego było czerwonego terroru? Czerwonym terrorem zajęli się i prawosławni, którzy dzieckiem będąc, do woli się nabzykali sami ze sobą. Produkując frojdyrzenie, mylimy się, Wilhelm.

Zgadzam się, kiedy mówisz, że to w matriarchacie istniała ekonomia seksualna, to jest nikt nie zamykał tam małżeństw w danej klasie społecznej i nie odmawiał prawa do miłości w szeregu od góry w dół, i odwrotnie, bo inaczej będą mezaliansy i kara za miłość kogoś bogatego do kogoś biednego, i odwrotnie. W matriarchacie życie seksualne odbywało się naturalnie, z góry na dół, w poprzek, i z dołu do góry. Było wolne. Na kochanka, kochankę, męża, żonę każdy wybierał, kogo chciał. W Polsce tak było w wioskach białoruskich, bo było tu wiele z matriarchatu. W polskich wioskach na terenach byłego Wielkiego Księstwa było tak samo.

Kiedy jednak mówisz o jakimś życiu seksualnym dzieci, mylisz się u podstaw, o czym mówiłam wyżej. Zachęcasz pedofila do uprzyjemniania dziecku życia seksualnego, którego ono nie posiada.

 

PODZIEL SIĘ

Do góry