Kawałek dalej kończyło się miasto i tak już zostało. Życie nie poszło w tę stronę. Dwuklatkowy blok z późnego Peerelu, w którym kiedyś przez wiele lat mieszkałeś wraz z rodzicami i siostrą, cztery piętra plus parter, po dwa mieszkania na każdym, wygląda na opuszczony. W oknach nie widać świateł, na balkonach śladu człowieka. Nikt nie suszy prania, nie szczeka żaden pies. Dozorczyni z parteru nie filuje w kuchni zza firanki. Zresztą, nie ma żadnej firanki, co każe ci myśleć, że to samo z twoimi. Choć w innych miastach, w zdumionych oczach twych, kiedy przekręcasz kluczyk, luzujesz ręczny i cofasz, wciąż są. Stoją oparci o barierkę balkonu, machają w twoją stronę. Widzisz ich jeszcze przez chwilę we wstecznym lusterku. Matka i ojciec, oboje z nieutwardzonej masy ludziowej. Ale to nie tu i nie ten.
Ten jest nieczynny, wygaszony. A jednak – drzwi z domofonem nadal wglądają solidnie. Jak nowe. Nadal strzegą wejścia. Więc pojawia się nadzieja. Lecisz po guzikach z góry do dołu, ale nikt nie otwiera, nikt nawet nie podnosi słuchawki, nie rzuca żadnym z tych krótkich, szorstko brzmiących pytań. Nie szkodzi, pamiętasz krótką kombinację, która pozwoli ci dostać się do środka. Wpisujesz ją i coś się zaczyna dziać, choć charakterystyczny dźwięk, po którym luzuje się blokada, nie rozbrzmiewa. Mechanizm ma już swoje lata, myślisz, widocznie musi się zastanowić, przeliczyć, sprawdzić, czy kod jest ważny. Słyszysz, jak stłumiony sygnał krąży we wnętrzu tego organizmu, przepycha się przez jego tętnice. Czekasz.
Nie wiadomo kiedy i skąd pojawia się ten chłopak, staje obok, wyciąga dłoń i naciska przycisk „Anuluj”. Odwracasz się wzburzony i:
– Co robisz?! – krzyczysz.
– Kim ty jesteś? – pyta.
– Mamy tak samo na imię! Przez lata mieszkałem tu nad tobą!
Kiedy na naszych oczach ludzie stają się kimś innym – choć może bliższe prawdy byłoby powiedzieć, że w nich – nie ma w tym zupełnie nic niezwykłego czy zaskakującego. Dziecko sąsiada okazuje się po prostu kolegą z pracy, tym bezgranicznie oddanym idei samorozwoju pracoholikiem tworzącym bez wytchnienia dniami i nocami oryginalny systemu skrótów do szybkiego zapisu tekstu, którego zawsze podejrzewałeś o lekką postać socjopatii i aleksytymię, a który teraz, wysiadłszy chwilę wcześniej z tramwaju na przystanku, gdzie kiedyś stała ławka i rosła akacja, czyli właściwie tuż obok, ponawia „Anuluj”, wskazuje po jednej małej łezce w kącikach swoich oczu i mówi:
– Grzegorz. To są najprawdziwsze, szczere łzy, które przypłynęły tu prosto z serca.