Barbara Klicka, Allel, 2021, Wydawnictwo J
.
Można powiedzieć, że wydany w 2021 roku Allel Barbary Klickiej przeszedł w środowisku literackim bez większego echa – szczególnie, jeśli spojrzeć na osiągnięcia pozostałych tomików poetyckich czy utworów prozatorskich autorki (m. in. Nagroda Silesius, Nagroda Literacka Gdynia, liczne nominacje). Takie pominięcie wobec zbioru misternie skomponowanych, polisemiotycznych wierszy, wykonanych w dodatku za pomocą niezwykle dojrzałego warsztatu literackiego, wydaje się zupełnie niesłuszne.
Allel, podobnie jak wcześniejsze książki poetyckie Klickiej, cechuje wieloznaczny (a wręcz wielojęzykowy) tytuł. Pierwsze skojarzenie, które wywołuje, to oczywiście termin zapożyczony z greki przez genetykę. I faktycznie, dużo wspólnego z tą dziedziną (tj. genetyką) można znaleźć w materii wierszy. Bynajmniej nie chodzi tylko o bezpośrednie ukrycie akronimu kwasu deoksyrybonukleinowego w tytułowym wierszu („Od d n a // do dnia gna…”).
Rozkładanie zdań oraz słów na czynniki pierwsze czy gra na poziomie głosek stanowią już cechę rozpoznawczą lingwistycznej poetyki tomiku, a w kontekście „genetycznego” odczytania Allelu takie odautomatyzowanie języka nabiera dodatkowej wartości. Litery składają się w w sylaby, sylaby w słowa, słowa we frazy – płaszczyzna ogniskowania sprawnie przechodzi pomiędzy skalą mikro i makro. Podobnie jak chromosomy wiersze Klickiej stanowią strukturę wysokiego rzędu upakowania informacji, zmieniając swe znaczenie w zależności od tego, w jakim powiększeniu się je analizuje.
Słowa nieustannie zderzają się ze sobą w warstwie znaczeń (z których żadne nie wydaje się w danym zestawieniu nadinterpretacją) oraz brzmień, niczym cząsteczki w pierwotnym bulionie, tworząc nowy wszechświat. Język w Allelu staje się niemal autonomicznym, żywym organizmem, który jest zbudowany z własnego kodu powracających słów oraz sensów. Zwierzęta, oko, drzewo, wiatr, deszcz – jeśli istnieje jakiś klucz do zrozumienia tego wszystkiego, to czytelnikowi nieustająco wyślizguje się on z rąk.
Być może po to, żeby zamiast skrupulatnie analizować, poddać się dryfowi – wszak ruch to to, co napędza teksty w Allelu. Nie przebiega on w linii prostej, lecz fluktuuje we własnym, wyjętym poza rzeczywistość czasie. Wszystko zmierza tu nie tyle ku chwalebnej ewolucji, co raczej w kierunku śmierci, sugerowanej przez sztafaż powracających grobów, trumien, popiołów czy metafory śniącego „niesnu”. Odnosi się jednak wrażenie, że nie jest to jedynie symbol końca, ale także (podobnie jak w tarocie) – nowego początku, zmian, przekształcenia, a więc i mutacji.
W ten sposób wracamy do tytułu tomiku – allelu w znaczeniu jednej z wersji genu. Takie warianty mogą różnić się od siebie budową na poziomie zasad azotowych, w większości przypadków zapewniając nam osobniczą inność. Lecz przez fakt zdegenerowania kodu, wcale nie musi powstawać odrębny produkt. Informacja zapisana w DNA pozostaje taka sama, choć wyrażona innymi znakami. Podobnie wydaje się działać najnowszy zbiór wierszy Klickiej – używając odmiennych narzędzi, wrażliwości czy ścieżek interpretacji możemy czasem dojść do tych samych wniosków lub uczuć. W końcu „łączy się wszystko // ze wszystkim – nie pęka”.
Takim spoiwem mogłaby być woda, przeciekająca przez tomik pod różnymi postaciami – wszak to z niej składają się w większości wszystkie organizmy żywe. Zdaje się, że w całej książce można znaleźć kilka okruchów (zamierzonych bądź nie) bliskich teoriom hydrofeminizmu – od wysokiej świadomości klimatycznej, przez ciągłe eksplorowanie kobiecej cielesności (namacalnej, lecz wiecznie w stanie ciekłym: łzy, deszcz, związane z wodami owodniowymi rodzenie), po przesączanie się biologiczności („naturalności”) w sferę kultury („sztuczności”) i vice versa. To ostatnie podkreśla nie tylko syntetycznie kanciasty język, lecz także szata graficzna wydania. Z jednej strony mamy niezwykle organiczny karton okładki, z drugiej – prowadzące przez wszystkie kartki linie, łamane pod rzadko spotykanym w naturze kątem dziewięćdziesięciu stopni. Przypominają one trochę schemat drzewa filogenetycznego, ale nawet bardziej – plan metra czy przewody na płycie scalonej.
W najnowszej książce poetyckiej Klickiej daje się odczuć również przenikanie tego, co wielkie i małe, zupełnie jak w analogii mikro- do makrokosmosu (spopularyzowanej w doktrynie alchemicznej, choć zagarniętej przez Paracelsusa jeszcze od Platona), według której człowiek ma w sobie pierwiastek duszy wszechświata (oraz na odwrót). Wydaje się, że w Allelu kryje się jakaś próba przynajmniej przelotnego muśnięcia tej „żyjącej” nieskończoności przez mówienie o małym, zwykłym, wręcz codziennym.
Teksty notorycznie krążą wokół eksplorowania przestrzeni liminalnych: umieranie, narodziny, czyściec (jak rozumieć można chociażby metaforyczną stację z wiersza tor – „Mieszkam ostatnio na dworcach // […] //. Przez bardzo niedługo jeszcze // nie czekam, nie czekam na żadnym peronie”). Na granicy balansuje także składnia – niezwykle szeroka, rozbudowana jak na poezję, lecz nie do końca ustanawiająca prozę.
Wszystko to spowija atmosfera polifonicznej oniryczności, na którą składają się zderzenia sekwencji wydarzeń, uczuć, obrazów w wysokim zagęszczeniu. Mimo to, utwory Klickiej zdają się stale przypominać o fakcie, że są jedynie językowym rusztowaniem wokół wszechobecnej (według teorii atomowej budującej 99,9% wszechświata) pustki.
Głos podmiotki także balansuje pomiędzy dystansowaniem się (wszak „niech zagra to Helen Mirren”), a próbą wypełnienia owego samotnego braku intymnością. Zdradzają to familiarne zwroty w drugiej osobie liczby pojedynczej („rybko”, „kochana”, „iskierko”), niemal jakby tłumaczyła coś dziecku. Żadne odpowiedzi nie są jednak proste – zamiast rozjaśnić obraz, gmatwają go tylko narastającą ilością nowych pytań, wywołując poczucie zagubienia i bezsilności wobec działania świata; wiru, w który zostaliśmy wplątani przez narodziny.
Zanim zdążymy poskładać jakiekolwiek sensy w całość, dojrzeć piękno w tym chaosie różnorodności, nim dostąpimy jakiejś duchowej epifanii – już przemijamy. Bezlitośnie zastępuje nas kolejna replika człowieka – z pozoru taka sama, lecz pod wieloma względami różna. I zamiast radosnego hebrajskiego Alleluja zostaje tylko przyziemny: Allel.
.
,
Allel wciąż jest dostępny tu: https://allegro.pl/oferta/barbara-klicka-allel-10866067448
.
.
.
Julia Jerzykiewicz – ur. w 1998, obecnie studentka ostatniego roku na kierunku kultura i praktyka tekstu: twórcze pisanie i edytorstwo na Uniwersytecie Wrocławskim, nieustannie poszukująca.
.
.
