„Antoś, pobudka”, Adrian Tujek, 2025, wydawnictwo j
.
Czy możemy udowodnić sobie, że w danym momencie na pewno nie śnimy? O ile ścisłowcy w takiej sytuacji podsuwają nam wykresy fal mózgowych jako dowód, o tyle filozofowie (jak to filozofowie) nie dopuszczają tak prostych odpowiedzi. W końcu poznanie, nawet to przez aparaturę medyczną, jest jedynie subiektywnym przybliżeniem rzeczywistości, a granica ontologiczna między snem a jawą – cienka. Do ukonstytuowania świadomości nie wystarczy jedynie akt otwarcia oczu. Budzić można się wielokrotnie i na wiele sposobów, także metaforycznych, co w swoim najnowszym tomiku Antoś, pobudka przemyca Adrian Tujek.
Sen zazwyczaj rozumiemy jako konkretny stan fizjologiczny, lecz może on też być synonimem życia w nieświadomości, w apatii, wyłączonego ze społeczeństwa. Sen wieczny stanowi eufemizm śmierci. Przespać coś, to nie być na czasie. We śnie chronologia wydarzeń zostaje zaburzona i nic “nie ma znaczenia, / chyba, że ma”. Adrian Tujek w swoich tekstach wydaje się sprawnie żonglować wszystkimi powyższymi skojarzeniami, jednocześnie wielokrotnie dając podmiotowi (lub raczej jakiejś zbiorowej podmiotowości, gdyż osoby mówiące w niektórych wierszach wymieniają się) szansę na przebudzenie. Rzadko jednak odbywa się ono tylko w sensie dosłownym.
Przebudzeniem pierwszym byłoby otwarcie oczu na rzeczywistość. Taką, jaka ona jest, ze zwróceniem uwagi na to, od czego chętnie szybko odwracamy wzrok. To przebudzenie kojarzy się z działaniem w kulturze afroamerykańskiej słowa woke (w pierwotnym tego wyrażenie znaczeniu), czyli ze świadomością nierówności społecznych oraz wezwaniem do reakcji wobec systemowych dyskryminacji. Patrzymy więc na wojnę w Palestynie i w Ukrainie, które dać nam mogą zniszczenie, brudną wodę, ale i sporo zarobić; na istoty tak zrezygnowane, że same podchodzą pod lufę. Patrzymy na obcych nam ludzi i na to, że nadal raczej rozmawiamy z oprawcami, bo są bliżej, choć wcale się nie rozumiemy. Lecz tym wszystkim spojrzeniom towarzyszy specyficzny rodzaj wyobcowania oraz bezradności. Jak bowiem ratować świat, a siebie nie?
Dlatego drugim przebudzeniem, którego próbę nieustannie podejmują osoby podmiotowe, jest wyjście z pewnego, kojarzącego się wręcz z depresją czy żałobą, otępienia. Nie relatywizując, Tujek snuje rozważania, jak można „być człowiekiem po siedemnastu latach snu”, jak pogodzić chęć odizolowanego samozachowania przez spacery po lesie czy kulinarne eksperymenty z obowiązkami wobec świata, jak przemóc się i „zabijać w sobie mały dzień”, a jednocześnie zachować własną tożsamość czy raczej: integralność. To przebudzenie, to także nieustanne starania o przejęcie inicjatywy, o wykrojenie dla siebie własnej przestrzeni w porządku rządzącej nami rzeczywistości.
Świat oraz czas w tekstach Antoś, pobudka sprawiają bowiem wrażenie autonomicznych bytów, których interesy rzadko kiedy pokrywają się z pragnieniami istoty tak małej, błahej i szybko przemijającej jak człowiek. Podmioty i bohaterowie liryczni wchodzą w interakcję z tymi siłami, jakby były one zupełnie obiektywne – w końcu dzień też może pomyśleć, co ma do powiedzenia – a rzeczy wydarzają się, zanim zostaną wysłowione.
Komunikacyjnie zaś wiersze Tujka przypominają wieżę z klocków Jenga – autor stale testuje, ile można z niej wyciągnąć, aby konstrukcja się nie zawaliła. Same cegiełki nie są jednak wcale symetryczne – cechuje je nieregularność i miewają ostre krawędzie. Język Antoś, pobudka miesza ze sobą różne rejestry, wybijając czytelnika z rytmu oraz sygnalizując tym samym niczym alarm budzika, że teraz pora otworzyć oczy szerzej, wyostrzyć swoją percepcję, przeprowadzić świadomą analizę. Słowa ostatecznie tworzą poszarpaną melodię, w której poczucie schyłku jest obecne na równi z soczyście zieloną nadzieją na niemal arkadyjskie życie.
Ludzkość w kryzysie, znajdująca się na końcu dotychczasowej ery, uznanie obecnego stanu rzeczy za przejściowy – w jakiś sposób nasuwa skojarzenia z nurtem New Age. Można przecież „Znaleźć kogoś, kto jeszcze żyje, / słoneczko na niebie ciemności, / i poczekać razem z nim” na nowy początek. Ale czy w świecie, w którym wszystko ma jednakową szansę na wydarzenie się (nawet wstecz), zamiast szukać nadzrozumienia w duchowym przebudzeniu, nie lepiej raz po raz otwierać oczy na z pozoru prozaiczne detale jak chrzan z kardamonem i zadziwiać się dopiero co odkrytą w nich świeżością? Ostatecznie warto objąć świadomością nie tylko to, co wielkie, ale i to, co małe.
Przecież finał także nadchodzi bez fanfar, tak jak puenta w większości tekstów z Antoś, pobudka ulega deflacji. I podobnie jak w Miłoszowej Piosence o końcu świata zastanie nas przy codziennych obowiązkach. A kiedy na dodatek nasza podmiotowość wciąż waha się pomiędzy pragnieniem wypisania się z obecnego życia i jego najpełniejszego doświadczenia, to czasem ciężko stwierdzić, czy już obudziliśmy się już ostatecznie, po drugiej stronie. Niepewność nie niesie ze sobą jednak strachu, a wyłącznie możliwość rozważania wszystkich alternatywnych ścieżek, w których czas wcale nie płynie liniowo w jednym tylko kierunku.
I tak zawsze gdzieś jakiś cykl się dopełnia. Znowu jest zima, a my niepewni, czy nadal biegamy jak chomik w kołowrotku życia, czy śnimy właśnie swój ostatni, zatrzymany w czasie, wieczny sen. W końcu świat jest uroborosem zjadającym w nieskończoność własny ogon. Tujek nie daje jednoznacznych odpowiedzi, jak się z nim pogodzić. Krążenie, otwieranie oczu na nowo czy afirmowanie cofania się jako kroku naprzód pozwala podmiotom na zrozumienie sił zewnętrznych i wewnętrznych rządzących rzeczywistością i tylko w jakimś stopniu. Kolejne powtórzenia różnią się jednak od siebie – niemożliwym wydaje się przygotowanie na każdy scenariusz, kiedy i rzeczywistość, i my piszemy go na bieżąco zgodnie z własnym, niepoznawalnym w pełni porządkiem.
Dogłębna znajomość tego porządku nie jest jednak warunkiem koniecznym wychodzenia do świata, zawiązywania wspólnot. Czasem intuicyjnie potrafimy odnaleźć to, co można drugiej osobie ofiarować z własnego nadmiaru – czy to głos, miłość czy gotowane ziemniaki. Dbanie o siebie nawzajem staje się strategią przetrwania w nieustannym kluczeniu pomiędzy snem a jawą – wciąż i wciąż, a później na wspak i od nowa, gdy w niewiedzy tkwi swoiste piękno.
.
.
Książka dostępna tu: https://allegro.pl/oferta/adrian-tujek-antos-pobudka-17589771246
.
.

.
.
.
Julia Jerzykiewicz – ur. w 1998, obecnie studentka ostatniego roku na kierunku kultura i praktyka tekstu: twórcze pisanie i edytorstwo na Uniwersytecie Wrocławskim, nieustannie poszukująca.