Jednym z momentów przejawiania się niesamowitości według Freuda jest ten, gdy spotykamy w tłumie swojego sobowtóra. Takie spotkanie budzi grozę, ale też fascynuje. No dobrze, sobowtór w tłumie – a w języku? W poezji?
Taka lustrzana niesamowitość spotkała mnie dotąd kilka razy. Jednak najmocniej – gdy w tłumie poetyckich nieznajomych mignęła mi lata temu Dagmara Kraus. Nasza relacja na początku była translatorska – Dagmara przełożyła na język niemiecki kilka moich wierszy, które później zaistniały w tomiku Mystische musthaves / Mistyczne masthewy (hochroth Verlag, 2016, druga tłumaczka: Karolina Golimowska). Przy okazji promocji książki w Berlinie spędziłyśmy z Dagmarą kilka inspirujących godzin, z których najmocniej wrył mi się w serce wykład „Ay yay! The Cry of Literature” Hélène Cixous (miał on potem duży wpływ na powstanie Waruj). Dagmara opowiadała mi dużo o Alejandrze Pizarnik, której poezją zajmowała się naukowo, ale też ugościła we własnych wierszach. Właśnie, wiersze! Z Berlina wyjechałam z tomikami poetyckimi Dagmary – i wtedy poznałam ją nie tylko jako świetną tłumaczkę (między innymi dzieł Mirona Białoszewskiego), wnikliwą naukowczynię, ale także wspaniałą poetkę.
Dagmara Kraus urodziła się w 1981 roku we Wrocławiu. W Polsce spędziła siedem lat, później wyjechała do Niemiec, ale mieszkała także we Francji. Podkreślam te biograficzne fakty dlatego, że rzucają one światło na wielojęzyczność poezji autorki, jej namysł lingwistyczny i swobodne nomadyczne wędrowanie pomiędzy słownymi „dojczyznami”. Autorka porusza się jednak nie tylko we współczesnych rejestrach niemiecko-polsko-francuskich. W swoich podróżach Kraus zstępuje w etymologiczne (a często: pseudoetymologiczne) głębie języków, w arche mowy, w zmącone źródłosłowy. Inspirujące są dla niej dawno zapomniane podania, z sowizdrzalską przekorą wywraca kanoniczne teksty (mitologiczne czy biblijne), nicując je aż do podszewki apokryfu, ożywia pokryte patyną gatunki literackie, jak choćby średniowieczną francuską poezję purnonsensową fatrasie czy dworską pieśń miłosną aubade. Nie jest jednak tylko archeolożką, archelingwistką – przeciwnie: jej wiersze to neolingwistyczne wolty, rozbłyski nowych słów, awangardowych konceptów i wynalazków gatunkowych. W tym właśnie sensie ośmielam się nazywać Dagmarę swoją „siostrą słowiarą”, mając na myśli nie tylko podobne rejony, po których błądzimy w naszym poetyckim „szwendolino”, ale też zapewne sobowtórowy opór krytyczny, jaki może wzbudzać jej i moja poezja.
Skąd ten opór? Opór, który – dodam – sprawił, że tom dojczyzno moja ukazuje się w polskim przekładzie dopiero teraz, mimo że od lat czyniliśmy z autorem brawurowych przekładów tej poezji – Ryszardem Wojnakowskim – starania o to, by wiersze Dagmary Kraus mogły wydawniczo zaistnieć w polszczyźnie. Podejrzewam, że kiedy czyta się te wiersze pobieżnie i pośpiesznie, aparat odbiorczy może wychwytywać w nich głównie językowe precjoza, kurioza oraz świecidełka, a prześlepiać straty, głębie i mroki. Jeśli jednak wczytamy się w teksty niemieckiej poetki, dostrzeżemy, że to, co braliśmy za popisy słowne, jest tak naprawdę exodusem milionów słów uchodźczych, tułaczych (jak w poruszającym tytułowym wierszu tomu). W purnonsensowych frazach i wysadzających żenadometry dowcipasach – odkryje się przed nami najczarniejsza rozpacz, w żonglowaniu figurami kultury – błyśnie traumatyczne doświadczenie samej autorki, a w schludnej antycznej architekturze ujrzymy gruzy współczesnych miast toczonych wojnami.
Dagmara Kraus, owszem, penetruje granice słów, wytrąca język z równowagi i sprawdza naszą czytelniczą wytrzymałość – ale nie czyni tego dla lichej rozrywki. Ta poetycka wywrotowość ma swoje uzasadnienia: filozoficzne, społeczne, religijne, polityczne, emancypacyjne, głęboko osobiste. Wiersze Kraus są wyrywne i wariackie, poetka nie boi się bić po oczach abiektem, blasfemią i maladycznością, w „kicim kiczu” queeruje i cripuje, żeby nas screepować i skrępować, wybić kalekowaniem ze strefy komfortu i ustalonych ról, pobobrować w klematisie naszych mózgów. Fascynuje mnie swoista anarchomistyka tej poezji (tu także jesteśmy „sisty”) – antyklerykalny i feministyczny bunt nie wyklucza przekornej fascynacji świętymi (choćby Janem czy Hildegardą) ani nawet podskórnej tęsknoty za metafizyką, robioną jednak w wierszu na własnych zasadach.
Tom dojczyzno moja, już w tytule odnoszący się do tego, co zarazem swojskie i niesamowite, pracuje w doświadczeniu Unheimliche, od którego rozpoczęłam mój krótki tekst towarzyszący. Czytelniczkom i czytelnikom niniejszej książki – mojego spełnionego „dagmarzenia” – życzę niesamowitych spotkań w słowach Dagmary Kraus: zaskakujących, przewrotnych, siostrzanych i braterskich.
.
.
Książka jest dostępna tu: https://allegro.pl/oferta/dagmara-kraus-dojczyzno-moja-17654954948
.
.

.
.
.
Joanna Mueller
Urodzona w 1979 roku w Pile. Poetka, eseistka, redaktorka, mama wielodzietna. Wydała: siedem tomów poetyckich, ostatnio „Waruj” (poemiks, z J. Łańcucką, 2019), „Hista & her sista” (2021) i „trule” (2023); eseistyczne „Stratygrafie” (2010, nagroda Warszawska Premiera Literacka) i „Powlekać rosnące” (2013); a także książki dla dzieci: „Piraci dobrej roboty” (2017) oraz „Niewidka i Zobaczysko” (bajka kamishibai, z J. Łańcucką, 2023). Kilkakrotnie nominowana do nagród (m.in. Silesiusa, Nagrody Szymborskiej). W 2023 roku została laureatką Silesiusa za całokształt pracy twórczej. Jest członkinią stowarzyszenia Wspólny Pokój. Mieszka w Warszawie.