Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Kocham to, czego już nie mam
Z Tomaszem Dalasińskim rozmawia Paweł Majcherczyk

P.M.: Alte Liebe to Twoja dziesiąta książka poetycka, a druga wydana we wrocławskim Wydawnictwie J. Czy planujesz z tej okazji jakiś jubileusz?

T.D.: Dziękuję za skrupulatność! Z tymi moimi książkami jest tak, że, przynajmniej do pewnego momentu, eksperymentowałem z różnymi głosami, językami, dykcjami, przez co każda z moich wczesnych książek to jakby osobny świat, dość hermetycznie zamknięty na inne. Dopiero w Sztuce zbierania mgły, zdaje mi się, znalazłem to, czego szukałem. Od tamtej pory wydałem Wiersze dla żywych i teraz Alte Liebe – i te trzy książki stanowią już jakieś logiczne kontinuum, wchodzą ze sobą w relacje, są połączone tożsamością doświadczenia i języka, które mogę nazwać moim doświadczeniem i moim językiem. Gdyby wobec tego ktoś zapytał mnie, ile wydałem „własnych” książek, odpowiedziałbym: zaledwie trzy.

P.M.: Ostatnio spodobał mi się wiersz Tadeusza Różewicza Powrót. Są w nim takie wersy, że autor się wstydzi dawnej twórczości, z niektórymi utworami „nie może się pogodzić” i „nie może się ich wyrzec”, bo te „kaleki i doskonałe”, „wyśmiane i odrzucone” w końcu „zbiegną się w jedno”. Co czujesz, gdy czytasz swoje pierwsze wiersze, np. z Twojego debiutu? Chciałbyś się ich wyrzec? Przyznajesz się do nich? Odczytujesz w nich siebie?

T.D.: Myślę, że trochę już na to pytanie odpowiedziałem wcześniej. Różewicz ma tutaj rację, Różewicz zresztą w wielu sprawach ma rację, za wyjątkiem tych, w których się myli. Ale tu nie myli się wcale. Czy się przyznaję do swoich starych wierszy? Tak, sygnowałem je przecież swoim nazwiskiem. Czy odczytuję w nich siebie? Nie, ponieważ są one zbyt głęboko zanurzone w Innym. Czy chciałbym się ich wyrzec? I tak, i nie; tak, bo nie są do końca „moje”, a nie, bo wiele z nich to, jeśli można w ten sposób oceniać własne teksty, wiersze sprawne i niezłe technicznie. Gdyby chcieć zastosować tu metaforę anatomiczną, to moje stare wiersze mają mocne kości, w miarę solidne mięśnie, ale brakuje w nich potu, krwi i przede wszystkim oddechu, a przecież każdy wiersz, jak wiemy dzięki wzmiankowanemu już Różewiczowi, jest walką o oddech.

P.M.: Tematem Twojego tomu poetyckiego Alte Liebe są, krótko mówiąc, wspomnienia (powroty). Chociaż ma on znacznie więcej tropów (m.in. subtelnie piszesz o lekcji znikania, chowania się, przemijania, powracasz do lat nie tylko szkolnych, ale i wcześniejszych, dziecięcych). Dla mnie wspomnienia również są niewyczerpaną inspiracją literacką. Coraz częściej po nie sięgam. Uważam, że mózg, oprócz bardzo ważnej funkcji mówienia, planowania, rozumienia itd., pełni jeszcze jedną, nie mniej istotną: pamięta. Czym jest dla Ciebie pamięć w twojej twórczości, w literaturze w ogóle?

T.D.: O pamięci można powiedzieć sporo, a o pamięci w literaturze, paradoksalnie, jeszcze więcej. Natomiast ja w swoich wierszach tylko pozornie korzystam z pamięci jako rezerwuaru tropów. To znaczy: pamięć czy to, co w pamięci, jest dla mnie oczywiście punktem wyjścia, ale nie na zasadzie takiej, że oto teraz stary człowiek wspomina, jak to był młody, bo ani nie jestem przesadnie stary, ani nie do końca wspominam. U mnie jest raczej tak, że mam nieodparte wrażenie – tak w wierszach, jak i poza nimi – że swoje życie już przeżyłem. Nie wiem, czy rozumiesz, o co mi chodzi? Mam tu na myśli to, że, jak napisałem w jednym z Wierszy dla żywych, „mniej przede mną niż za mną”. Że większość „pierwszych razów” już się nie powtórzy, że całe to odkrywanie świata, jego smaków, zapachów, dźwięków, kolorów już nie będzie mnie dotyczyć. I w związku z tym – że tylko zwrot ku temu, co pierwsze, pozwala mi jeszcze poczuć ważność rzeczywistości, nawet jeżeli jest to zwyczajna autoiluzja. To przeświadczenie spotęgowały zresztą narodziny mojej córki w marcu tego roku. Kiedy Pola pojawiła się u nas, zrozumiałem, że to, co ja już dawno mam za sobą, na nią dopiero czeka i czyha. Że ona przejmuje po mnie całą słodycz i całą gorycz doświadczania świata. A ja powoli odsuwam się w cień.

P.M.: Czy można być niewolnikiem wspomnień? Miewasz natręctwa pamięciowe? Na przykład, że nie potrafisz pewnych wspomnień wyrzucić z umysłu albo nie chcesz z nich zrezygnować, jak chociażby bohaterowie filmu Zakochany bez pamięci?

T.D.: Oczywiście, że tak. Mam wiele wspomnień, których nie chcę, a jeszcze więcej takich, których nie umiem wymazać z pamięci. I te wspomnienia przychodzą w najmniej oczekiwanych momentach, sprowokowane smakiem coca-coli, zapachem perfum, wilgocią deszczu albo szumem liścia, czymś, co na zasadzie asocjacji czasowej pobudza umysł do grzebania w jego odmętach. Osobnym pytaniem pozostaje natomiast to, czy każdemu takiemu wspomnieniu powinienem ufać i czy każde z nich odnosi się do tego, co kiedykolwiek naprawdę się wydarzyło, a jeśli tak – to czy naprawdę wydarzyło się w sposób, w jaki ja to pamiętam.

P.M.: Czy narodziny Twojej córki wpłynęły na Twoje pisanie? Jeśli tak, to w jaki sposób?

T.D.: Wspomniałem już, że narodziny córki uwyraźniły mi moje ubywanie. To chyba kluczowa sprawa. Ale równie ważne jest to, że o ile wcześniej relację ojciec-dziecko mogłem, także w wierszach, rozpatrywać jednotorowo, o tyle teraz mogę ją postrzegać w perspektywie: mój ociec-ja-moje dziecko. To diametralna zmiana optyki, a co więcej – zmiana roli, do której odgrywania przez prawie trzydzieści osiem lat zdążyłem przywyknąć. Taka sytuacja musi mieć wpływ na moje postrzeganie świata, a więc wtórnie – na to, co i jak piszę. Nie ukrywam też, że dzięki narodzinom Poli pojawiła się w moich wierszach – może jeszcze nie do końca w tych z Alte Liebe, zdecydowanie bardziej w tych, które piszę teraz – odrobina skrywanej, lecz mimo wszystko dającej się zaobserwować, radości.

P.M.: Coraz rzadziej stosujesz metafory w swoim, nazwijmy to, dojrzałym pisarstwie. Czy metafora Ci spospoliciała?

T.D.: Metafora to jeden z najpiękniejszych środków stylistycznych w poezji, ale tylko, jeśli jest dobra i dobrze używana. Zawsze wolałem przeczytać jedną celną metaforę niż dziesięć przeciętnych. W pierwotnym projekcie Alte Liebe zamieściłem dwa wiersze, z których każdy był wielką metaforą, jednak ostatecznie usunąłem je. Dlaczego? Dlatego, że obydwa wydawały mi się nazbyt proste i oczywiste w wymowie. O ile metafory były dość, by tak rzec, kunsztowne i „niezgrane”, o tyle to, co z nich wynikało dla czytelniczki i czytelnika, ociekało banałem. Zrezygnowałem więc z dwóch dobrych językowo wierszy z powodu tego, że tzw. przesłanie płynące ze zbudowanych poprzez te wiersze metafor prowadziło na manowce, które może nawet i były cudne, ale ostatecznie pozostawały tylko manowcami.

P.M.: Wiele wierszy z Twojego najnowszego tomu ma tło związane ze wsią, lasem, naturą. Ja zazwyczaj poszukuję literatury w dialogach przepełnionego pubu (przynajmniej kiedyś tak było), a ty, Tomaszu? W pubie czy w parku, a może na wsi? Gdzie znajdujesz poetyckie frazy?

T.D.: To nie ja znajduję frazy, ale one łapią mnie – i nie mówię tego po to, żeby uznano mnie za wieszcza albo, z drugiej strony, za kabotyna, tylko dlatego, że tak jest naprawdę. Wiersz u mnie, to znaczy w mojej głowie, zaczyna się albo od obrazu, który przywołuje jakiś inny obraz, albo od frazy, która pojawia się znikąd i rozwija w coś większego. Natomiast wieś, las i natura to obszary, z których wyszedłem, które następnie odrzuciłem, przez jakiś czas mieszkając w mieście, i do których wróciłem, opuszczając miasto chyba na zawsze. To wszystko znajduje odbicie w moich wierszach. Gdyby czytać je chronologicznie w tej perspektywie, okazałoby się, że podmiot wychodzi ze wsi, zachłystuje się miastem, następnie to miasto odpluwa i wraca tam, skąd przyszedł. W mieście nie czuję się dobrze. Próbowałem się tak czuć, ale to było sztuczne. Z natury jestem samotnikiem, a wieś daje zdecydowanie większe pole do tego, żeby w tym samotnictwie się realizować. Chociaż, kiedy myślę o sobie z czasów, kiedy mieszkałem w mieście, to prędzej czy później dochodzę do wniosku, że nigdy i nigdzie nie byłem samotny tak bardzo jak tam, w tych przepełnionych pubach, wśród przyjaciół, kumpli i znajomych. Jednak, na pewno się ze mną zgodzisz, to jest zupełnie inny rodzaj samotności.

P.M.: Zauważyłem, że wydajesz średnio raz na dwa lata tom poetycki. Jak wygląda u Ciebie praca nad tekstem? Czy poprawiasz swe wiersze? Czy raczej udaje ci się zapisać poetycki tekst bez poprawek?

T.D.: Piszę dużo, a jeszcze więcej skreślam lub odrzucam. Proces pisania to dla mnie proces porównań i selekcji. Wstępne wersje książek od tych finalnych niejednokrotnie różnią się u mnie diametralnie. Chyba jeszcze nie zdarzyło mi się, żebym, już po zamknięciu książki, nie miał poczucia, że coś mogłem w niej zrobić lepiej. A co do samych, pojedynczych tekstów – owszem, bywa tak, że wiersz, który powstaje, jest od razu gotowy, a ewentualne późniejsze zmiany dotyczą tylko detali, choć z reguły tekst pierwotny to zaledwie szkielet, który wymaga dalszej obróbki. Mam jednak to szczęście, że od Sztuki zbierania mgły pracuję ze świetnymi redaktorami – najpierw ze Szczepanem Kopytem, teraz z Jackiem Bierutem i Grzegorzem Hetmanem – i nie ukrywam, że dzięki ich celnym uwagom moje wiersze sporo zyskują. Chyba zresztą właśnie ta dobra redaktorska robota zdecydowała o tym, że po wydaniu Wierszy dla żywych w Wydawnictwie J zdecydowałem się kolejną książkę opublikować również w tym miejscu.

P.M.: Zakończmy nietypowo, to znaczy początkiem, a dokładniej – tytułem. Tytuł Twojej najnowszej książki pochodzi z języka niemieckiego i oznacza „starą miłość”. W tomie jest kilka wierszy poświęconych pierwszym pocałunkom. Czy stara miłość nie rdzewieje?

T.D.: Zdecydowanie nie rdzewieje! W tym sensie, że każda miłość, którą przeżyłem, odcisnęła na mnie piętno – i to piętno pozostanie ze mną do końca życia. Oczywiście te wszystkie stare miłości i miłostki dawno już wygasły, jednak sentymentu do nich tak łatwo wyrzec się nie można, i, jak sądzę, nie warto. Ale „stara miłość” to miłość nie tylko w sensie literalnym, osobowym. Ja po prostu kocham to, czego już nie mam. To, co utraciłem, napędza mnie poetycko. Alte Liebe to tak naprawdę rzecz o tym, co kochane jako utracone – a może nawet: o tym, co kochane jest właśnie dlatego, że na dobre ode mnie odeszło.

.

.

Książka jest dostępna tutaj: https://allegro.pl/oferta/tomasz-dalasinski-alte-liebe-16836812990

.

.

Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

PODZIEL SIĘ