Dagmara Pułaczewska: Tytuł najnowszej Pani książki – Wyższa czułość. W pierwszej chwili myślałam, że chodzi o głębokie uczucie, ale im bardziej zagłębiałam się w treść, odnosiłam wrażenie, że jest to zapis sejsmografu, wyczulonego na różne drgania, na to, co dzieje się wokół nas.
Agnieszka Kłos: Pierwotnie tytuł rzeczywiście odnosił się do czułości (cechy zanikającej, istniejącej bardzo rzadko albo podlegającej jedynie rekonstrukcji) narratorki wobec zjawisk i ludzi. Z drugiej strony jest to wyczulony sejsmograf, który zastępuje czułość, jaką mamy w środku. To technologia przejmuje od ludzi tę „wyższą czułość”.
Pomysł na tytuł zrodził się, kiedy zdałam sobie sprawę, że istnieje coś takiego jak funkcja wyższej czułości w fotografii i najprostszych programach graficznych. Byłam urzeczona, oczarowana tym określeniem i stwierdziłam, że może ono równie dobrze funkcjonować w twórczości językowej, że bardzo dobrze koresponduje z tym, co mam w środku. Na co dzień przyzwyczajeni jesteśmy do odbioru skompresowanych form, jak zdjęcia czy pliki dźwiękowe, nie podejrzewamy, że składają się one z warstw, szumu i zanieczyszczeń. W swojej książce podjęłam się próby rozwarstwienia rzeczywistości. Pomyślałam, że poprzez okrawanie tych warstw, można dostać się głębiej i głębiej, aż do istoty, jądra języka i zjawisk.
Czy takie podejście wpłynęło w jakiś sposób na konstruowanie fabuły?
Termin „wyższa czułość,” która jest funkcją stosowaną w programach graficznych czy służących obróbce dźwięku, przeszedł tutaj do tonu lirycznego. Wokół niego zaczęłam tworzyć tekst i rytm książki. Ten rytm, melodia w zasadzie organizują zdarzenia, słowa i wreszcie fabułę. Nigdy inaczej. W przypadku Wyższej czułości wydzielić można dwa rytmy, które się znoszą i uzupełniają. Pierwszy – podstawowy – to rytm codzienny, rytm miasta, bohaterów, którzy mówią. Drugi to rytm nocny – kiedy pisarz, pisarka pracują – nastawiają się na inny rodzaj czułości i wrażliwości.
Wyższa czułość ma zupełnie inną formę niż poprzednie książki – krótkie dialogi, brak narracji.
Ta książka to w zasadzie raport, archiwum kobiety, która żyła w XXI wieku i miała coś do przekazania. Z drugiej strony, co było ryzykowne, wprowadziłam „narrację serialową”. Chciałam, aby odbiorca, w czasach, kiedy ogląda się głównie seriale, wrzucony do lirycznego świata, musiał się od razu odnaleźć. Forma książki wynika także z braku zaufania do czytelnika, wynikającego z pośpiechu w jakim żyjemy. Narratorka przyjmuje cyniczną postawę i właściwie okrawa opowieść do komunikatu – grypsu – wysyłanego gdzieś, komuś na wolność. Wycina opisy, wycina narrację, kondensuje historie. Do czego jesteśmy dziś zdolni jako czytelnicy? Do przeczytania bardzo krótkiej informacji tekstowej, często nie rozumiejąc tego, co czytamy. W książce kryje się zatem dużo ironii wobec obrazu współczesnego odbiorcy, który nie ma na nic czasu, nigdy nas nie wysłucha, nigdy nie poświęci nam chwili, ponieważ nie przeczyta, a jeżeli przeczyta, to nie zrozumie.
W książce podjęła Pani próbę podziału fabuły na pory roku.
Takie było pierwotne zamierzenie, jednak nie udało się tego zrobić z uwagi na to, że klimat nie pozwala na klarowny podział: wiosna, lato, jesień, zima. Taka organizacja czasu głównej bohaterki nie sprawdziła się, bo w mieście znaki związane z porami roku są już nieczytelne. Smog, zanieczyszczenia, brak zwierząt. To epoka antropocenu. Podział, który czujemy, wynika dziś głównie z konsumpcjonizmu: święta, takie czy inne, organizują nasze postrzeganie czasu i rzeczywistości.
Główną scenerią książki jest ulica, można wyczuć jej rytm, pośpiech.
Jeżeli chodzi o tkankę językową Wyższa czułość ilustruje jałowość, wykolejenie, pośpiech i chaos. Takim językiem władamy, dalece zubożonym. Narracja w książce jest rytmem pospiesznym, prymitywnym, w wiecznym biegu, opiera się na podsłuchiwaniu języka ulicy. Jaki on jest? Ulica wykreowana tutaj jest ulicą wiecznego pośpiechu, nikt nikomu nie poświęca uwagi. To książka pożegnalna, dekadencka. Zapowiada katastrofę, która gdzieś się kluje – odniesienia do martwych zwierząt, proroctw wariatów miejskich, snów.
Myśli Pani, że szum, którym się otaczamy, jest formą ucieczki?
Zastanawiam się, kto to zatrzyma i czy to nie będzie gwałtowne zdarzenie. Odnoszę wrażenie, że czeka nas wojna, w takim czy innym wymiarze – politycznym, militarnym, klimatycznym. Człowiek po drugiej wojnie światowej niczego się nie nauczył, po nic wydarzenia w Jugosławii czy Rwandzie. Nigdy nie potrafił skonfrontować się z cieniem, czyli z samym sobą. Nieustannie projektuje cień na zewnątrz, a zatem będzie w końcu zmuszony do poszukiwania „wroga” i spotkania z nim. Kultura, zjawiska społeczne, dynamika życia pokazują, że nieustannie przed czymś uciekamy, ale każdy rodzaj konfrontacji jest nam potrzebny. Widzimy coraz wyraźniej, że oblepiają nas zmielone wartości świata niczym piasek. Wszystko się sypie. Jakie wartości mogą pomóc przetrwać? Dobrze oddaje to sytuacja dzieci. Są coraz bardziej zastraszone i zagubione w tym świecie.
W związku z tym w Wyższej czułości prezentuję rodzaj kolażu, bo ta forma przedstawienia wydawała mi się najbardziej adekwatna do sytuacji, w której uczestniczymy – gatunek dramatyczny, ale też zdecydowanie wyczulony na krótki komunikat, który tak dobrze oddaje pustkę i cierpienie, jakie w sobie nosimy.
Wspomniała Pani dzieci, ich zagubienie…
Jeżeli dzieci stają się monetą przetargową w rozgrywkach politycznych dorosłych, to są to oznaki kryzysu, nie emancypacji. Bezradność dorosłych w życiu i opuszczone dzieci, które za chwilę stają się bezradnymi dorosłymi.
Dość smutna wizja.
Czy nie jesteśmy w momencie wielkiej zmiany, krańca, końca, czasów dekadenckich, w których nastąpi kres form nie tylko społecznych, ale przede wszystkim ekologicznych, politycznych, państwowych? Europa ostatecznie zmienia swój status tożsamościowy i staje się kompletnie inną wartością na świecie. Czy nadal jest atrakcyjna terytorialnie, jak za dawnych czasów, czy też inne kontynenty patrzą na nią jak na skansen pewnych wartości i polityk, skończonych, kończących się, wymarłych, które święciły swoje triumfy wieki temu? Dziś Europa jest pochwałą przeszłości i niespełnioną obietnicą polityczną, lecz zmiany galopują tak szybko, że i Polskę, i Europę zmiotą. Ten trudny do uchwycenia proces próbowałam oddać za sprawą poetyki Wyższej czułości, która stała się rejestrem dynamicznych, zmiennych, kapryśnych fal radiowych. Wyszukiwaniem ich na różnych skalach i zakresach.
Sytuacja liryczna w książce zasadza się na tragedii narratora, który odkrywa, że skoro nie ma przeszłości, musimy pozostać na ulicy – w wiecznym chaosie. To konflikt jak w Poetyce Arystotelesa; dramatyczna i tragiczna sytuacja człowieka, lecz nieunikniona. Stawiam w niej pytanie: jeśli zabraknie przyrody, najważniejszego fundamentu pamięci człowieka, to w oparciu o co funkcjonować będzie nasza pamięć? Co warunkować będzie naszą tożsamość? Wulgarny język ulicy? Zwierzęta, które częściej nie żyją, niż żyją, i funkcjonują jako artefakt w muzeach? Skoro skazani jesteśmy na wieczne „teraz”, to życie jest piekłem. Bo nic nie przynosi ukojenia. Jeśli nie ma miejsca na czułość, co nam pozostaje? Ulica lub ucieczka w sen.
Sen, sny są obecne w Pani książkach.
Sen jest jedynym wymiarem życia pozbawionym konsumpcji, nieśpiesznym, wolnym, autoterapeutycznym, dającym schronienie przed drapieżnym kapitalizmem. Tylko on pozwala człowiekowi spotkać się z przodkami na własnych warunkach, w ciszy, godności, spokoju. Pozwala odnaleźć swoją tożsamość, obojętnie jak bardzo jest kaleka czy zagmatwana. To w nim możemy przeżyć śmierć, a we współczesnym świecie nie radzimy sobie ze śmiercią. Wciąż próbujemy coś z nią zrobić, a ona nie wymaga szczególnych zabiegów. Śmierć to smutek i żałoba, na które należy się zdać i je przeżyć.
Sen staje się również przestrzenią zbawienną dla ludzi pogrążonych w depresji, wydziedziczonych, tych, którym się nie powiodło, którzy nie są zdolni, żeby ten „nowy wspaniały świat” XXI wieku odkrywać.
Babcia jest postacią, która bardzo często pojawia się w Pani twórczości. To postać z pogranicza, tego co realne i nierealne.
Babcia jest bardzo ważną osobą, ostoją, źródłem rodziny, fundamentem mojej pamięci. To postać kluczowa. Pojawia się zawsze we właściwym momencie, to znaczy wtedy, gdy dzieje się coś złego. To uwewnętrzniony stróż, wyższa instancja we mnie. I ona rzeczywiście jest bohaterką liryczną w moich książkach, a jednocześnie należy do dawnego świata, którego już nie ma.
Od chwili jej śmierci sen stał się naszym łącznikiem. Dlatego ufam snom, bo to nie tylko natchnienie, ale rozmowa lub przestrzeń na rozmowę z tymi, których już nie ma. W moich snach, w tamtej rzeczywistości, alternatywnej, toczy się normalne życie. Po wielu latach cierpienia, kiedy nasza rozłąka stała się czymś potwornym, niewyobrażalnym i trudnym do zniesienia, okazało się, że babcia urządziła się po tamtej stronie, przestała cierpieć, tęsknić, bo ma nowych znajomych i nowe życie. Obserwuję to z uwagą i miłością. Przynosi mi to radość, daje nadzieję, zabliźnia ranę. Sen i świadomość życia „tam” jest czymś fundamentalnym, bo wciąż szukamy możliwości wyjścia z różnych sytuacji. A tragizm życia polega na tym, że nie mamy wielu możliwości i żadnego ruchu. Jesteśmy osieroceni, z żałobą żyjemy. Jak podsumowała to Maria Janion: „Żałobą oddychamy”.
Ze zdziwieniem odkrywam, że coraz mniej ludzi pamięta „tamto oblicze” świata. Dlatego w Wyższej czułości pojawia się wielka tęsknota, nostalgia za tym, co minęło. Żyjemy w dziwnym świecie, coraz szybszych zmian, a to co przeżywamy, nie daje już poczucia jedności duchowej. Cierpimy, jest nam źle. Choć może ci, którzy mają krótkotrwałą pamięć, są nastawieni na doraźność, nie czują tęsknoty za przeszłością. A może cierpią i nie wiedzą dlaczego.
W swoich książkach bardzo często odwołuje się Pani do przeszłości, pamięci, ale również wybiega Pani myślą naprzód. Jak się to ma do modnego obecnie stwierdzenia „bycia tu i teraz”?
Współczesność, to czym żyjemy, mam na myśli kulturę miasta, kult ciała, nowe trendy, uczy nas uwagi dla obecnej sytuacji, jakby nie było przeszłości i przyszłości. To bardzo wygodne z punktu widzenia ekonomii, ale zgubne dla człowieka. Bo człowiek jest znacznie bardziej skomplikowany, niż mówi współczesność, przede wszystkim posiada duszę, ma pamięć, język i nie może tego zanegować. Choć czasem chce.
Język ulicy, reklamy, konsumpcji i mediów mówi nam, że istnieje tylko „tu i teraz”, żebyśmy wydawali „tu i teraz” pieniądze.
Pozbawieni kontaktu z przeszłością, odcięci od funkcji pamiętania, skazujemy się na chorobę duszy. Bo bez funkcji etycznych nasze życie nie zadba ani o teraźniejszość, ani przyszłość. Nie zorganizujemy bez niej życia ani sobie, ani przyszłym pokoleniom, o ile będą.
Z drugiej strony rozumiem mantrę buddystów, żeby zwracać szczególną uwagę na bycie „tu i teraz”, bo jeżeli nie jesteśmy świadomie obecni w teraźniejszości, to nigdy nie będziemy obecni ani w przeszłości, ani w przyszłości. Tylko mówimy wtedy o wymiarze duchowym, a nie ma to nic wspólnego z tą spłyconą wersją ekonomiczną, kapitalistyczną, która krzyczy z każdej reklamy.
Czy według Pani Wyższa czułość jest zamknięciem pewnego cyklu?
Wyższa czułość zamyka pewien etap i wyczerpuje to, o czym próbowałam opowiedzieć w swoich książkach dotychczas. Jest próbą wskazania na pamięć jako funkcję etyczną. Zapisałam ją w formie haiku, ciszy, która zeruje podejmowane tematy. Stąd ta forma, język, zbliżony do języka liryki, poezji; zacieranie gatunków, próba montażu lirycznego i wyjście na ulicę, na zewnątrz. W poprzednich książkach bohaterka miała ten punkt ciężkości osadzony bardzo głęboko w sobie; wszystko z niej wypływało, bo to ona oglądała świat. W Całkowitym koszcie wszystkiego jest bardzo żarliwa, zależy jej na opowiadaniu historii, mnoży je. W Grach w Birkenau mamy do czynienia z bardzo silnym kobiecym podmiotem lirycznym, który opowiada o swoim świecie. A w Wyższej czułości następuje próba pokazania rzeczywistości od zewnątrz; poprzez oddanie głosu mieszkańcom miast, miasteczek. Narratorka jest okiem patrzącym, podsłuchującym: wychodzi na ulicę, próbuje zbliżyć się do rzeczywistości, ale widzi, że ta próba jest fiaskiem. Próba przekazania alternatywnej wersji historii jest fiaskiem. Próba skomunikowania się z drugą osobą również jest fiaskiem. Z drugiej strony „wyższa czułość” jest funkcją organizującą rzeczywistość. Jest bardzo mocno obecna, bo bez niej nie ma człowieka, nie ma relacji, nie ma umów społecznych ani moralności.
Nowa książka, którą zaczęłam konstruować, będzie zupełnie inna. Jest to opowieść pozbawiona wyraźnych odniesień autobiograficznych. Mam już język, rytm i bohatera. Ta historia będzie inna, aniżeli wszystko, co do tej pory napisałam.
A czym dla Pani jest tworzenie, pisanie?
Zapis, pisanie jest formą pomagającą uporządkować wewnętrzny świat. To dobra organizacja czasu i celu. W momencie, kiedy jest nam źle albo kiedy wokół chaos, dobrze jest nadać swojemu życiu wymiar bardzo konstruktywnej wypowiedzi. To zawsze uzdrawia. W tym sensie książki bardzo mi pomogły. Mam nadzieję, że w równym stopniu pomogły, zainspirowały albo zatrzymały odbiorcę. Opowiadania mają wielką moc, zawsze będę to powtarzała. Nadają pewien azymut, dzięki nim możemy przetrwać najgorsze czasy. Myślę, że narracja najczęściej przerasta nasze życie, nieszczęścia, niepowodzenia. To ocalająca, bardzo ważna, jak każda praca twórcza, energia, która nadaje sens każdej egzystencji. Obojętnie czy mamy do czynienia z twórczością plastyczną, czy literacką.