Jacek Bierut: Aż ciśnie się na usta pytanie, co polski autor robi w Chinach?
Adrian Skoczyński: Chiny są moim drugim domem już od ponad dziesięciu lat. Pojechałem tam w wieku dwudziestu lat i właściwie spędziłem w Państwie Środka całe swoje dorosłe życie. Zawsze lubiłem języki obce, chiński wydał mi się ciekawym wyzwaniem, a dodatkowo przyciągnęła mnie filozofia Dalekiego Wschodu. Za Wielkim Murem skończyłem studia magisterskie, następnie byłem pracownikiem polskiej ambasady. Dziś jestem szczęśliwym mężem Hong Ye, a już za cztery miesiące będziemy witać na tym świecie nasze dzieciątko. Słowem, jak dotąd Chiny mi służą.
Jako autor czuję się w Państwie Środka bardzo dobrze. Myślę, że odległość i nowa perspektywa pozwoliły mi na nieco inne spojrzenie na Polskę, ale i szerzej na Europę i nasz krąg cywilizacyjny. W Chinach mam jednak znacznie mniej szans na rozmowę w języku polskim, dlatego często sięgam po polskie książki i w ten sposób mój polski aż tak szybko nie rdzewieje. W wolnych chwilach lubię czytać Gombrowicza, który udowodnił, że pisarze emigracyjni mogą mieć istotny wkład w rozwój rodzimej literatury, nawet przebywając na innym kontynencie.
Ale Chiny to nie Argentyna i zderzenie z nową kulturą było dla mnie na początku szokiem. Język chiński pomimo całej swej trudności jest językiem jednego wielkiego „Kali jeść, Kali pić” i to dzięki temu kontrastowi udało mi się dostrzec piękno drzemiące w języku polskim: bogactwie rzeczowników żeńskich i męskich, niezwykłej plastyczności naszego języka. Myślę, że Ukryte życie słów w pewnym sensie musiało powstać w Chinach, bo ludzie żyjący na pustyni zawsze śnią o oazie, a mi w morzu chińskich znaków śniły się słowa obdarzone duszą.
JB: Ale kiedy myślę o świecie przedstawionym w Ukrytym życiu słów, nie dostrzegam polskich pejzaży, widzę raczej Grecję, i to nie tę współczesną. A chyba oczy wciąż mam sprawne?
AS: Dokładnie, większość utworów przenosi czytelnika bardzo daleko. Wykorzystanie polskiej gramatyki stało się jedynie wstępem do ucieczki gdzieś wyżej, dalej… do bezczasowej Grecji, do prehistorii, a nawet w przyszłość. Przyciągnęła mnie tematyka cywilizacji helleńskiej oraz jej zamiłowania do personifikowania słów i tworzenia wizualnych odzwierciedleń poszczególnych cnót czy idei. To właśnie w Grecji podchodzono niegdyś do słów z powagą, jakiej dzisiaj nam brakuje. A zdarzały się momenty, kiedy ją podzielaliśmy – do dziś możemy oglądać w Ogrodzie Saskim rzeźby, które przedstawiają na przykład: Wiedzę, Poezję i są alegoriami ważnych słów. Ukryte życie słów stanowi podobne dążenie, tyle że na płaszczyźnie literackiej.
Oprócz tego, uważny czytelnik z pewnością dostrzeże wybrzmiewające w tej książce echa herbertowskiego Króla mrówek – szczególnie w aspektach humorystycznych i szerzej, w wyrażaniu pokory wobec słów, ich pojemności. Z Herbertem łączy mnie przeczucie, że wszystko, co narodziło się w Grecji, miało przemożny wpływ na całą kulturę europejską. Z tym że Herbert skupiał się w Królu mrówek bardziej na mitologii i jej psychologii, a ja chciałem zajrzeć pomiędzy słowa, z których się ona składa i stworzyć nową mitologię metodą lingwistycznej indukcji.
Po krótce, metoda indukcyjna wygląda tak:
Mamy słowa: Mądrość i Filozofia, które narodziły się w Grecji. Ich historia naturalnie przeniesiona została w książce do Grecji (stąd tytuł Na zachód od Lesbos). Oba rzeczowniki są rodzaju żeńskiego, a jednocześnie swego czasu były wręcz nierozłączne, stąd od szczegółu do ogółu, powstaje efemeryczna historia ich pełnej zawirowań miłości.
Oczywiście nie każde słowo śledziłem z tak dużym zapałem geograficznym, bo np. Jasność i Cień występują dosłownie wszędzie i w takich przypadkach po prostu pozwalałem słowom na snucie swoich historii bez większych ingerencji z mojej strony. Za kompas służyły mi rodzaje rzeczowników i ich relacja w otaczającej nas rzeczywistości. Ale te relacje bywają bardzo niejednoznaczne.
JB: Stąd labirynt? Tak pięknie zwizualizowany przez Artura Skowrońskiego?
AS: Tak, podobnie jak Herbert i jego Labirynt nad morzem, skojarzyłem Ukryte życie słów z labiryntem, który z jednej strony jest pewną przeszkodą, ale z drugiej strony jest rodzajem rozrywki dla tych, którzy zdecydują się poświęcić mu chwilę swojego czasu. Jak wiemy, labirynty chronią swoje centrum przed niepożądanymi przybyszami, a jednocześnie dają dowód temu, że w ich sercu spoczywa coś o wielkiej wartości (czasami coś groźnego, ale każda gra ma swoją cenę).
Labirynt jest zatem czymś w rodzaju azjatyckiego Yin i Yang, posiada plusy i minusy. Nie można go oceniać jednostronnie, należy zawsze patrzeć na całość, która stanowi pewną opowieść; historię troski i miłości wobec wnętrza labiryntu skrywanego w samym środku. Z tego powodu jestem niezwykle szczęśliwy, że pan Artur Skowroński zaprojektował piękną książkę, która skrywa między swoimi wierszami kolejne odsłony wciągającego labiryntu.
JB: Książka porusza się po grząskim terytorium. Z jednej strony aż kusi, żeby czytać ją z perspektywy niejako historycznej, może nawet historiograficznej, z drugiej ważne sprawy, którymi się zajmuje, wciąż są ważne, żywe, bulgoczą, bolą nas i niepokoją dziś, teraz. Potrzebował Pan dekoracji, żeby zająć się współczesnością?
AS: Z rzeczywistością lubię mierzyć się z szerszej perspektywy, bo sądzę, że „dziś” jest bezpośrednią konsekwencją „wczoraj” – stąd wiele nawiązań do starożytności, kilka obrazków z prehistorii, a nawet wyskoki w daleką przyszłość. Mierzenie się ze współczesnością jest procesem trudnym zarówno dla autora, jak i dla czytelnika. Aktualnie w literaturze pięknej portretuje się dużo brzydoty, można to podejście uznać za realizm i odpowiedź na rzeczywistość, natomiast z mojego punktu widzenia warto jest malować wszystkie przebłyski piękna. Dekoracyjność jest dla mnie rodzajem uwypuklania tego co piękne, a nie sztucznym dodawaniem kwiatka do kożucha.
Całe Ukryte życie słów cechuje pewna dwoistość – nie brak tu zachwytu nad tym co dobre, ale pomiędzy wierszami pojawia się również wiele krytyki i rozczarowania szkodliwymi schematami myślowymi, które zatruwają nasze postrzeganie świata. Starałem się zdemaskować słowa, które powszechnie uważa się za bezspornie dobre (np. Postęp i Sukces), a jednocześnie przywróciłem dobre imię wielu na co dzień “oczernianym” słowom (jak np. Tajemnica czy Los). Mam wrażenie, że przewartościowanie pewnych słów może dać nam zupełnie inne spojrzenie na życie, a jednym celów napisania tej książki było zaproponowanie czytelnikowi nowej perspektywy na codzienność – perspektywy, z której będzie się ona jawić znacznie piękniejsza.
JB: Zastanawiałem się, czy bohaterami tej książki bardziej są pojęcia, czy postawy. Co Pan sądzi?
AS: Myślę, że pojęcia. Ale jestem zdania, że pojęcia pośrednio rodzą postawy. To jak patrzymy na świat decyduje o naszych akcjach. W tym kontekście pomiędzy pojęciami a postawami istnieje pewien bardzo szczególny związek.
W moim odczuciu, korzeniem wielu schematów myślowych są słowa wpajane nam od dziecka „akurat w tym”, a nie w innym znaczeniu. Nasze dziecko prędzej czy później zetnie się zetknie się ze słowem „Los”. Ale to od nas zależy czy będzie je rozumiało, jako straszną siłę, która rządzi naszym życiem, czy też jako rodzaj drogi, po której idziemy podziwiając widoki i z której możemy próbować zboczyć. Przedstawienie pojęcia „Losu” w odpowiedni sposób może zatem prowadzić do innych postaw w dłuższym ujęciu czasowym.
Nie chcę sobie jednak zaskarbiać prawa do wyrokowania o tym, jak należy podchodzić do poszczególnych słów. Mam natomiast nadzieję, że refleksja nad tymi zagadnieniami może czytelnika zaprowadzić do nowych, lepszych interpretacji ważnych pojęć. Może nawet do pewnych zmian w swoim życiu.
JB: Literatura może zmieniać świat?
AS: Jak najbardziej. Oczywiście większość namacalnych zmian może się kojarzyć z O powstawaniu gatunków Darwina, Kapitałem Marksa czy Mein Kampf Hitlera. Literatura piękna nie jest jednak pozbawiona podobnej mocy oddziaływania na rzeczywistość.
Uważam, że każdy człowiek jest niejako osobnym Wszechświatem. Jedna zmiana naszej postawy wobec życia jest rodzajem zmiany świata, a im więcej osób dokona takiej pojedynczej zmiany, tym większy jest kolektywny wpływ danej książki na cały świat.
Ukryte życie słów nie jest rodzajem indoktrynacji, ale zachętą do porzucenia pochodzących z zewnątrz schematów i wsłuchania się w głos własnego serca. Co sami sądzimy np. o sukcesie? Czy naprawdę go pożądamy, czy też jest to mimikra i naśladownictwo otoczenia? Za czym chcemy naprawdę dążyć? Czy możemy zacząć od dzisiaj? To są zmiany, które mają prawdziwe znaczenie.
JB: Niebyt w Pana książce niechcący począł dziecko z Prawdą, ale czytelnik zostaje wyprowadzony na manowce i wcale nie ma pewności, że Niebyt mógł to zrobić, bo go może wcale nie było. Nie jest to jednak rzecz o niepokalanym poczęciu, raczej o niepewności, a nawet kłamstwie. Kłamstwie Bytu. Przejdziemy do filozofii? Bo jest książka ocierająca się o tę sferę ludzkiego dorobku i tego „co ma prawdziwe znaczenie”.
AS: Nie mógłbym dać czytelnikowi jednej słusznej odpowiedzi, bo sam jej nie znam. Stąd otwarte zakończenie i wyprowadzenie czytelnika „na manowce”, które są jednocześnie strefą kryzysowego szukania odpowiedzi na własną rękę.
Lubię zaczytywać się w książkach filozoficznych, a jednocześnie nieco bawi mnie uczone traktowanie o bycie, niebycie, absolucie etc. Oczywiście, są to ważne tematy, ale rozbieżność wniosków oraz ich diametralne zmiany na przestrzeni wieków wskazują, że jesteśmy poszukiwaczami, a nie odkrywcami.
Z tą tematyką staram się zresztą zmierzyć w krótkim tekście Wyżej (dużo wyżej) od ludzi:
Absolut istniał i to „istnienie” w zupełności mu wystarczało. Nie chciał „zaistnieć”, nie szukał sławy ani poklasku. Nie pragnął też uwielbienia ani adoracji. Chciał po prostu być – i to ponad wszystkim. No więc był ponad wszystkim i tylko ludziom nie podobało się, że Absolut był ponad nimi, a oni byli gdzieś niżej (dużo niżej) od niego, dlatego – jak to mieli w zwyczaju czynić wobec lepszych od siebie – ogłosili, że „Absolutu wcale nie ma!”. Absolut przez grzeczność nie zaprzeczył i pozostał tam, gdzie był, czyli gdzieś wyżej (dużo wyżej) od ludzi.
Jest to spojrzenie na absolut z perspektywy deizmu (chociaż wolę unikać dywagowania o stwórczych mocach „mojego” Absolutu). Niektórzy łączą istnienie absolutu z panteizmem, ale ja pozwoliłem go sobie „oddzielić” od części stworzenia. Czy słusznie? To wie tylko absolut.
W książce mamy też szczyptę determinizmu (Koniec z przypadkami?). A jednak, w innych opowiadaniach pojawiają się przebłyski wiary w wolną wolę (Lepsze z dzieci nocy czy Jeden mały błąd). Po raz kolejny, wnioski należą do czytelnika. Chętnie przeczytałbym każdą inną wersję opowieści o Absolucie, Przypadku, Bycie czy Niebycie spod pióra moich czytelników. Mam nadzieję, że ktoś mi kiedyś zaprzeczy albo idąc wyznaczoną drogą, dojdzie do czegoś całkiem nowego. Słowa należą do wszystkich.
JB: A co z religią? Ukryte życie słów obnaża jej merkantylność i właściwie to, że poza merkantylnością niczego więcej w niej nie ma.
AS: Religia jest dla mnie bardzo ciekawym zjawiskiem. Dostrzegam w niej wiele merkantylności, ale jest w niej również coś ze sztuki, a szczególnie z literatury. Każda religia jest jakąś narracją, rodzajem opowieści, którą staramy się zarazić nowe osoby – im więcej, tym lepiej.
Religia jest jednocześnie mieczem obosiecznym, bo z jednej strony stanowi próbę wyjaśnienia świata, a z drugiej strony dokonuje jego podziału na dobre i złe, poprawne i niepoprawne, moralne i niemoralne. Każda z religii posiada tutaj pewne odstępstwa, ale w większości przypadków jest mnóstwo punktów stycznych (nie zabijaj, nie kłam itd., rzeczy z którymi się zgadzam). Cenię aspekt wyjaśniania świata, smuci mnie natomiast zapał do wartościowania i szufladkowania (my dobrzy, oni źli).
Umieszczenie słowa Religia w Ukrytym życiu słów wzięło się u mnie zatem częściowo z rozczarowania, a częściowo z podziwu. Podziwiam zaraźliwość niektórych idei religijnych. Bestsellerowe religie to niejako bestsellerowe opowieści. Warto te opowieści poznawać. Ale warto je również głębiej analizować i jak najczęściej mówić „sprawdzam”. Do tego zaprasza czytelnika opowiadanie pt. Królowa Słońce.
JB: A jak Pan wytłumaczy ostatni tekst w książce. Odbiega od reszty nie tylko formalnie.
AS: Garstka informacji o skrawku Idei to moje pożegnanie z Ukrytym życiem słów i zarazem rodzaj posłowia lub komentarza do mojej postawy wobec słów. Akcja tego udającego opowiadanie eseju jest osadzona w przyszłości. Na sali akademickiej pojawia się „próbka” Idei umieszczona pod mikroskopem, a wyraźnie zafiksowany na jej punkcie profesor rozpoczyna swój żywiołowy monolog.
Na co dzień nie przepadam za monologami, ale w tym opowiadaniu pozwoliłem się mojemu profesorowi „wygadać”, bo wiele z jego pomysłów jest wartych wyłuszczenia bez zniekształceń fabularnych – stąd forma eseju/wykładu.
Najważniejszą myślą tego wykładu jest porównanie idei do wirusa. Podobnie jest moim zdaniem ze słowami, które przenoszone są niczym wirusy. Potrzebują nas – ludzi – żeby móc wybrzmieć, móc żyć. Bez nas umierają lub żyją tylko w pożółkłych księgach, niczym rośliny w zeszytowym zielniku.
NOSICIEL. To jest dla wirusa słowo klucz! Dobrowolny czy przymuszony, świadomy czy nieświadomy – ważny jest tylko nosiciel! (…) przy spotkaniu z choćby najbardziej pozbawioną sensu Ideą, ostatecznie zostajemy jej nosicielami i bezwiednie popychamy ją swoimi reakcjami wprost w jej genetycznie uwarunkowane błędne koło mutacji, transformacji, reprodukcji oraz replikacji. To dzięki nam, drodzy państwo, Idee żyją.
Idee bywają piękne, ale też niebezpieczne. Oblekane są w słowa, które także mogą mieć różne zabarwienie. Czasami słowa zmieniają swoje znaczenie, a czasami to my zmieniamy swoje podejście do niektórych słów. Język jest żywym organizmem, który warto badać. Chciałbym, żeby czytelnicy Ukrytego życia słów odważnie analizowali swoje spojrzenie na różne słowa – może odkryją wówczas, że nie każde „ważne” czy „dobre” słowo jest w ich przekonaniu aż takie ważne i dobre. Zapraszam też do odkrywania słów niedocenianych (u mnie np. Los, Tajemnica, Empatia).
JB: Dziękuję za rozmowę. I za spotkanie.
.
.
Książka jest dostępna tu: https://business.allegro.pl/oferta/adrian-skoczynski-ukryte-zycie-slow-17900576672
.
.

.
.

.
Adrian Skoczyński (ur. 1995 w Rzeszowie) – sinolog, tłumacz oraz promotor kultury chińskiej. Absolwent Filologii–sinologii na KUL i Handlu międzynarodowego na Chongqing University. W latach 2021-2025 pracownik Instytutu Polskiego – Wydziału Kultury Ambasady RP w Pekinie. Publikował w Nowym Napisie, Akcencie, Magazynie Zakład i Tlenie Literackim. Szczęśliwy mieszkaniec Chińskiej Republiki Ludowej.
