Najbardziej cenię wiersze, które wymyślają język na nowo. Które po matczynemu uczą nas w tym języku chodzić i tańczyć. Które przestawiają nam grodzenia, nicują cno, dopinają bit i orbitują w „zstąpieliska tąpnień”. Takie właśnie wiersze – krzesane ze śnienia i waśni, zaumne w „wyzbą-dach”, „obtoczone w szczerku” – wylśniła dla nas Katarzyna Michalczak. Hopsa w tę osobliwość, być inną osobą!
Joanna Mueller
Książka Kasi jest tak pojemna, że mieści się w niej nie tylko pieniążek, ale i całe tabernakulum. A zarazem tak ruchoma, że wszystko z niej zaraz wylatuje. Trzeba to łapać, ale rąk nie starcza.
Adam Wiedemann