Ostatni i pierwszy kajman

Ostatni i pierwszy kajman

//

Nie ma tu żadnego kajmana. Jest nieustający przeciąg, w nim Konwerska czuje się świetnie.

Między „jak” i „więc”, między dobrem i złem, między rzeczą a jej zrozumieniem, między Konwerską i Konwerską.

Książka Konwerskiej to niestety nie jest ona, ale nie masz Konwerskiej, a masz jej książkę.

Piotr Janicki

Nie jest lekko, bo „Ostatni i pierwszy kajman” nieustannie się obraca i donikąd nie ucieka. Ale też nie atakuje. Mężnie reaguje na zasyp napięć i konfliktów, bo nic i nikt tu nie głaszcze go po główce. Sam nie oddaje, raczej rejestruje napięcia i spogląda z niezwyczajnym spokojem. Ale jak nazwać spokój tego tomu? Spokój dzikiej książki?

Coś tu się rejestruje. To z ulicy, z gazet, skądkolwiek. Rejestruje się, liczy, rozpoznaje hierarchie. Nie żeby oswoić. Raczej rozpoznać, zauważyć konstrukcje i przebiegi logiczne, a potem przewrócić, jak się przewraca domek z kart.

Wszystko tu jest śmieszne i straszne? Oczywiście, jest śmieszne, bo przygląda się temu nie byle kto. A straszne? Niby tak, ale Emilia Konwerska niczego się nie boi. Rozpoznaje, ustala definicje, gmera w nich patykiem.

/

/

/

/

Partnerem Wydawniczym książki jest Wrocławski Instytut Kultury.

Do góry