Poezja Armitage’a odsłania dziwność codziennego życia, jego cudowność i grozę, posługując się melodyjnym, klarownym, nieraz skrótowym językiem. Wspaniale, że przekładu podjęli się dwaj znakomici tłumacze i poeci, ten obszerny wybór sprawia wielką radość!
Julia Fiedorczuk
Simon Armitage, jeden z najpopularniejszych współczesnych poetów brytyjskich i jedyny, któremu udało się tak skutecznie urynkowić własną markę, jest właściwie rówieśnikiem naszego pokolenia „brulionu”. Gdyby odnieść jego wiersze do początku lat dziewięćdziesiątych, odkrylibyśmy wiele zaskakujących powiązań z polską poezją epoki przełomu: od wspólnej fascynacji nowojorczykami, przez konwersacyjną formę i zamiłowanie do lokalnej, żywej mowy, po eksploatowanie codzienności i prywatności, podszyte jakąś metafizyczną tęsknotą. W „Mało brakowało” dostajemy rozwinięcie wyboru z „Nocnej zmiany i innych wierszy”, portowej kooperacji Jarniewicza i Gutorowa z 2003 roku, poszerzonego o cztery kolejne tomy autora, aż do zeszłorocznego „Flit”. Z czasem Armitage klasycznieje i staje się jeszcze bardziej komunikatywny, inaczej korzysta z masek i daje czytelnikowi więcej miejsca na oddech. Coś jednak pozostaje w jego wierszach niezmienne i dzięki temu wciąż intensywnie drąży w polszczyźnie: realizm i precyzja opisu, związane z obraniem perspektywy zwykłego człowieka w zwykłym, czasem komicznym, czasem zasmucająco monotonnym świecie. Trudna sztuka refleksyjnego bycia (w refleksjach? w refleksach?) to jedyna i wystarczająca prawda tej poezji.
Jakub Skurtys
Jacek Bierut, wydawca drugiego wyboru wierszy Simona Armitage’a po polsku, a także ważny prozaik i poeta, zwrócił się do mnie niedawno w liście per Derek. I to właściwie tyle o wyraźnych śladach dużego wpływu nowszej poezji brytyjskiej na tę bardziej rozgarniętą poezję polską, bo trochę mało tutaj miejsca (sam niedawno przy zacnej okazji cytowałem świetny wiersz Davida Harsenta z elementem polskim i chętnie bym o tym jeszcze poopowiadał). Armitage, uchodzący obecnie za kogoś w rodzaju żyjącego klasyka, zaczynał jako łobuz spod znaku punka. Jerzy Jarniewicz wspomina, że kiedy przed laty spotkał się z poetą w Oksfordzie, angielszczyzna autora „Mało brakowało” tę oksfordzką przypominała tylko trochę, a i to nie na pewno. W tym roku mija trzydzieści lat od publikacji pierwszej książki Armitage’a, a także – o czym nie pozwalają nam zapomnieć politycy, ci najwięksi wrogowie poezji – od tzw. przełomu czy też „narodzin wolności” w Polsce. To dobra okazja, żeby porównać i prześledzić tę konkretną poetycką ewolucję, nie zapominając o poezji polskiej, bo przy wielu zaletach tych wierszy, najważniejsza jest dla mnie tutaj ewolucja poety, którą w niniejszym wyborze Gutorow i Jarniewicz pokazali jak trzeba.
Darek Foks
Jeżeli macie już dość tej nieco przereklamowanej pary: konkretu i codzienności, nie czytajcie wierszy Simona Armitage’a. Jeśli jednak chcecie zobaczyć tę parę raz jeszcze, inaczej, w blasku niedopowiedzeń i czegoś nieuchwytnego, co na powrót czyni ją atrakcyjną, wiersze Armitage’a powinny być waszą lekturą obowiązkową.
Andrzej Niewiadomski
PUBLIKACJA KSIĄŻKI BYŁA MOŻLIWA DZIĘKI POMOCY WYMIENIONYCH INSTYTUCJI: