czas wyczekany \ białawe kopie spostrzeżeń
niejaskrawie sunące ruchem okrężnym na taśmach zwojów mózgowych układających się w pachnące przygodą trasy, alejki, szosy, kulkolandowe zjażdżalnie, czerwone place zabaw przed McDonaldami
taśmy są nietrafionym obrazowaniem (!) przecież nie ma w tym ich posuwie ani krzty sekwencji, tj nie są po kolei, wjeżdżają z różną prędkością i trafnością : majestatyczne, równoległe, rozproszone
law i no wo
bardzo są rozedrgane, jak świeżo narodzone króliczki, zależne, małe różowawe robaczki – serdelki (paluszki polarki misie)
widma małych różowych robaczków (worki pod oczami, napuchnięte powieki)
po rozchyleniu (nabrzmiałych wilgotnych) powiek patrzyłam na zielone listki, w powidoku dostałam czerwone (prezencik)
powidok składa się z dwóch faz:
1 fazunia : momentalny, niemal nie dający się wychwycić obraz dodatni /posiadający wszystkie prawdziwe wymiary (kolor!) obiektu – wywoływacza/ nie każdy jest w stanie go złapać (pręciki i czopki)
2 fazka : faza obrazu negatywnego,widma, przeszkody (na opak) czyli dopełnienia (wtedy można być najlepszym)
i nie sposób patrzeć pomimo tej pozostałości (ponad nią)
można próbować ją unicestwić, zestawiając z odwrotnością (np. barwy niebieski – żółty)
ALE CO JEŚLI smuga jest wielkogabarytowa
co jeśli przysłania wgląd
i nie ma możliwości ruchu – stopy są stabilnie przytwierdzone do gleby
nadal grzęzną w błocie, a fe, całe buty umorusane
WTYMMOMENCIE pojawia się on, ziomek w powiewającj (szelest!) pelerynie, on Pan Koncepcja
mówi słowa : uwaga, jedną z opcji jest kondensacja niebezpieczeństwo polega na tym, że gdy czynniki (się) (wzajemnie) dopełniające spikniemy, tracimy nad nimi kontrolę, a nawet bardziej kontakt. sygnał się rwie, obraz śnieży, mogą zupełnie zniknąć w odmentach wzajemności. i na nic błagania, lamenty, płacze, zgrzytanie zębów.
kondensacja polega na nakładaniu na siebie kolejnych półprzezroczystych kalek (w różnych odcieniach pastelowych kolorów) które przedstawiają kolejne odpowiedzi na stymulowany, powtarzający sie identyczny bodziec (uszczypnięcie)
cały pomysł jest w ogóle względnie funkcjonalny, nikt nie zmusi układu (maszyny) do reakcji na powtarzający się ten sam bodziec w sposób jednostajny, samo odczytanie wyniku nie jest łatwą misją, wszystko się zmienia w zależności od miejsca pobytu (stania) odczytującego
problem polega na tym, że w tym konkretnym przypadku, nie było niczego powtarzalnego
ciepło/zimno/nacisk/uszkodzenie
w czasie rzeczywistym (chłodny, szorstki zapach selera naciowego, jego mydlany smak w ustach i wierny towarzysz Wiewiórczy Chrupot)
słowem : niespodzianka
niczego się nie spodziewałam (kłamstwo)
zwiotczałam (mnie) zwiotczyło
usta o smaku papierosa, mam oko na maroko (nos na kwintę)
czasami nadal miewam to przed oczami (powroty)
i w takim pęknięciu trwam (z całkowitym pominieciem kategorii zeszmacenia) (zniesmaczenia) (furanie, nie)
drugą z opcji jest zawierzenie, jemu, ulicznemu domokrążcy
(w tym momencie typo w pelerynie się dematerializuje) (albo nie, nie wiem, straciłam czujność)
w każdym razie, uliczny domokrążca ma złoty ząb, którym opromienia słuchaczy w przypadku uśmiechu
instytucja złotego zęba jest dość ciekawa:
- złoty ząb przywodzi na myśl łachmyckie historie z ledwie wyczuwalną marynistyczną piracką nutą (aj aj kapitanie)
- posiadacz sprawia wrażenie kogoś, kto zetknął się na swojej drodze z jasnymi, szarymi, ciemnymi, „spod ciemnej gwiazdy”, po prostu : różnorakimi gostkami i całą z nich płynącą mądrością
- taki ząb super cool
- aspekt praktyczny : można mieć złoto zawsze przy sobie, a nawet : w sobie (otulić gumowym mięsem dziąsła)
domokrążca pewnym pukiem (uderzenie) oznajmił chętkę na wejście do mojego biura (zajmuję się depilacją laserową i usuwaniem blizn, na receptę)
moja praca nie należy do lekkich ani łatwych, przez klinikę przewijają się tabuny maruderów mających skłonność do uskarżania się na swoje wyimaginowane dolegliwości. moim fundamentalnym kłopotem jest niemożliwość dyskusji. nie mam argumentów na brak bólu w drugim człowieku, mam wyłącznie narzędzia (skalpele, pensetki, nożyki, piły)
(pękająca błona uszna wydaje głuchy dźwięk)
więc przewija się (bezsensownie) ta cała masa ludzi, którym nie mam jak pomóc, ponieważ zajmuję się wyłącznie estetyką. usuwam blizny.
– proszę – powiedziałam (a niech wchodzi)
tyle
tymczasem (przez ten dziab czasu) w tle
pukanie,
puk puk, widzę zarys pukającej dłoni przez matową (mleczną) kryjącą grubą szybę, zajęte (jestem zajęta nie przeszkadzaj) sikam myję się zmywam pienię zmywam zmywam zmywam zmywam zmywam zlewam w czaszę, w karafkę, puchar koniecznie kryształowy, zalewam w pamięć
duszność i nhalatory, bo widzę ostatnio bardzo nierówno
Zofia Skrzypulec, 19 lat, Kraków.