Rada
Moja rada? Patrzeć i czekać na przypływ —
czekaj, jak czeka łódź na plaży, nie myśląc
o tym, że czeka albo że kiedyś wypłynie.
Jak sam to nader trafnie ująłem: „Cierpliwy tryumfuje,
bo życie jest długie, a sztuka to tylko zabawka”.
No, dobra… Załóżmy, że życie jest krótkie,
a morze nigdy nie dotknie twojej łódeczki —
po prostu czekaj, patrz i czekaj, bo sztuka jest długa;
a, zresztą. Jeśli mam być z tobą szczery,
nic z tego nie ma większego znaczenia.
Piosenka dla Natalii „Tusi” Beridze
O, Natalio, TBA, Tusiu: długo zakładałem, że kominiarka terrorysty, w której wystąpiłaś na okładce płyty Annulé —
a zbyt długo był to jedyny wizerunek ciebie, jaki posiadałem — służyła ukryciu szpetoty albo jakiejś deformacji,
a może po prostu zdradzała (no i proszę, mimo wszystko miałem nadzieję) młodą kobietę walczącą
z paraliżującą nieśmiałością. I oto ta ostatnia teoria znalazła w pełni potwierdzenie, kiedy cię wyguglałem!
O, kim jest ten ciemny anioł z niesfornymi słowiańskimi brwiami ułożonymi jak pistolety do pojedynku, pocący się nieznacznie w bladym świetle ekranu TFT?
O, spójrzcie na jej spowitą cieniem koncentrację, na jej smutnie piękną twarz zdradzającą prawdziwe skupienie kogoś nie tylko zadowolonego — jak bez wątpienia zadowoleni byli inni na Manöver Elektronische Festival w Wiedniu —
z kliknięcia play podczas oszukańczego poprawiania poziomu głośności,
ale raczej kogoś zanurzonego w manipulowaniu jakimś skomplikowanym softem w real time’ie, jak Ableton Live, MAX/MSP albo SuperCollider.
O, Natalio, jak mogę złożyć hołd twojej nieskończenie zróżnicowanej mieszance Nancarrowa, Mille Plateaux, Venetian Snares, Xenakisa, Boards of Canada i Nobukazu Takemury,
nie wspominając o tych rozświetlonych padach — w swojej harmonicznej brawurze tak silnie odsyłających do bitonalnej sielanki Charlesa Koechlina z połowy wieku —
albo twojemu znakomitemu wokalowi, który choć wyraźnie ograniczony w zakresie i mocy, jest mimo tego o wiele wdzięczniejszy niż te wdzięczące się arktyczne poszeptywania identycznie ponurych
Stin, Hann i Björków, będąc w rzeczywistości bliżej ducha Blossom Drearie w glitch-hopowym wydaniu?
Z twojego zdumiewająco pomysłowego wykorzystania dość prostych syntez tablicowych wywnioskowałem także,
że inaczej niż u wielu twoich kolegów z Europy Wschodniej wszystkie twoje wtyczki VST, choć nie są może najlepsze z dostępnych,
najprawdopodobniej co do jednej mają legalne upgrade’y — naprawdę wyobrażam sobie, że cała twoja stacja robocza jest czysta jak łza, bez żadnego syfu i wirusów,
a przez to kocham cię jeszcze bardziej, bo wykazujesz się nadmiarem prawości, biorąc pod uwagę umiłowanie komputerowego piractwa, z którego twój kraj jest powszechnie znany.
Choć powinienem wyznać, że czasami twój nawyk zwiększania
skali tymi odstraszającymi nietoperze, modulowanymi pierścieniowo sinusoidalnymi wybuchami i bardziej niepokojącymi psychoakustycznymi właściwościami inwersji faz w niskich częstotliwościach wydaje mi się dość wymuszony,
jesteś mimo tego tak piękna jak sami Boardsi w swoim bezwstydnym nadawaniu kodowi organiczności,
jak gdybyś wygrzebała wszystkie te piłokształtne przebiegi prosto z gruzińskiego matecznika.
O, Natalio — wszystko ci przebaczam, nawet twoje katastrofalne wykorzystanie tych i tak już gównianych wersów z
Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy
w skądinąd wspaniałym kawałku „Sleepwalkers”, a kiedy otwierasz te dolno-
przepustowe filtry w czymś, co brzmi jak emulacja Minimooga, zdaje się, że otwierają się one i w moim sercu.
O, Natalio: wiedz, że nie wyobrażam sobie, powtarzam, nie wyobrażam sobie ciebie z jakimś powystawowym laptopem kupionym za niewielki grant od lokalnej kooperatywy artystycznej, jak siedzisz w zagraconym pokoiku do spania w pokomunistycznym bloku w Tbilisi albo Kutaisi,
ale kiedy to piszę, szczegóły twojej biografii są dla mnie wyjątkowo niejasne;
mimo tego jestem pewien, że zanim ten wiersz ujrzy światło dzienne, Wire uhonoruje cię daleko bardziej rozbudowaną sylwetką twórcy, niż ta, kiedy wspomniano o twoim cudownym remiksie Pharrella
pomiędzy dłuższymi tekstami o gitarzyście noise’owym z Kyoto znanym jako Idiot O’Clock i kobietą zwaną Sonic Pleasure, która gra na cegłach.
Jakkolwiek udało mi się dowiedzieć choć tyle: po pierwsze, jesteś żoną Thomasa Brinkmanna, którego nagrania są nudne — a myślałem tak na długo przed tym, zanim porwała mnie miłość —
i po drugie, że TBA
nie jest skrótowcem, jak na początku zakładałem, ale gruzińskim słówkiem oznaczającym „jezioro” — a zatem pewnie ma nieme „t”, jak „Tbilisi”, i dlatego wymawia się baa,
co dziwnym zrządzeniem losu jakby się trochę rymuje z jedynym gruzińskim słowem, jakie znam, „matka”, czyli „dada” albo może ze słowem „ojciec”, czyli „mama”.
Wątpię, żebyśmy mieli się kiedyś spotkać, chyba że wiatr zaniesie ci ten wiersz;
nigdy nie usiądziemy przy szklance czaju w jakiejś knajpce wykładanej boazerią, żebym mógł dokładnie wypytać cię, jak zaprogramowałaś tę niewiarygodnie wspaniałą pętlę w utworze „Wind”,
o tak uporczywym, ale jednocześnie elastycznym plaskaniu, że brzmiało to zupełnie jak dwunastocalowa plastikowa linijka bijąca ze złością w miękki gong
wielkiej białej dupy, która za chwilę miała przestać być biała.
Ale Natalio — Tusiu, jeśli mogę — nie będę udawał, że mam nadzieję na coś więcej między nami, choć przyznaję się do ułożenia skromnej apologii:
Nie jestem jak te inne chłopy w średnim wieku,
które jarają się IDM: nie mam na twarzy wypisanego ich boomerskiego patosu, mój entuzjazm geeka jest wstydliwą tajemnicą, którą powinien być
i czego mi brakuje w owłosieniu, umięśnieniu i ogólnie pojętej męskości nadrabiam ciętym i sarkastycznym dowcipem… ale wiem, że czas i przestrzeń spiskują przeciwko mnie.
Pozwól mi przynajmniej, moja droga, życzyć ci tylko tego, co najlepsze:
dostąp błogosławieństwa
wspaniałego instrumentu, na który zasługujesz, wyposażonego — kiedy to piszę — w procesor Intel dual-core 2 GHz i dostatecznie dużo kości RAM DDR2 dla jak najbardziej złożonych zadań;
wtedy te przepiękne akustyczne przestrzenie będą dostępne
nie tylko przez procedurę offline wykorzystującą darmowy program do pogłosu splotowego i niedoskonale nagraną odpowiedź impulsową, na nielegalnym nagraniu z Concertgebouw dokonanym przy użyciu pośpiesznie rozstawionych pojemnościówek i paczki po czipsach,
bo chciałbym słyszeć wszystkie twoje wtyczki w czasie rzeczywistym, w nienagannym, pozbawionym opóźnień niebie 32-bitowego zmiennoprzecinkowego środowiska, bez glitchy, freezów, dropoutów i lagów;
dałbym ci też złoty kontroler midi o takiej responsywności i wygodzie obsługi,
że wzięłabyś go za niewidzialnego pośrednika, za czysty łącznik i odczuła nagłą jedność maszyny i zwierzęcia.
Tego ci życzę, kiedy wyjeżdżając z Inverkeithing i z Fife,
słucham sobie Trepa N już po raz dwieście trzydziesty czwarty w życiu,
z każdym włoskiem na moim prawym ramieniu wznoszącym się w nie-faszystowskim jedno-rękim pozdrowieniu
w stronę Natalii, Tba, mojej Tusi i wszystkich górskich jezior jej małego narodu.
Konrad Hetel (urodzony w 1991) poeta i dramaturg. Pracował w wydawnictwach Znak i a5 oraz jako sekretarz Joanny Olczak-Ronikier i asystent (współpraca dramaturgiczna) Krystiana Lupy przy Procesie w Teatrze Nowym w Warszawie. W teatrze współpracował m.in. z Magdą Szpecht (Ostatnie zwierzęta w krakowskiej Łaźni Nowej), Martą Streker (Tragedia Coriolanusa Szekspira w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu) i Mikołajem Mikołajczykiem (Śmierć w Wenecji w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku). Jako dramaturg i dramatopisarz stale współpracuje z Radkiem Stępniem (m.in. Panna Julia Strindberga w Teatrze Ludowym, Studium o Hamlecie Wyspiańskiego w Teatrze Słowackiego, Śmierć komiwojażera Arthura Millera w Teatrze Wybrzeże, Kto zabił Kaspara Hausera w łódzkim Teatrze Jaracza, Słowacki umiera w Teatrze Starym, Studium o Hamlecie w AST). Prowadzi fanpage z poezją ±1354.