Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Ewa Jarocka
Wiersze

szukałam najładniejszego liścia
w parku i znalazłam cały park

 

teraz nie wiem, co zrobić z tym
marzeniem. nie ususzę lasku, bo jest
przyrośnięty do ziemi bardziej niż ja
do mamy. on będzie się pięknił
jeszcze długo po tym, jak ja i mama
pocałujemy świat od drugiej strony.

wyrwałam jednak liść z drzewa
i zaniosłam go do kościoła, ćwiczyć
całowanie świata od podszewki.
w sumie byłam tam tak wiele razy,
że tym razem kościół mnie pokochał,
wysunął język z ust i wsadził
mi go do gardła, udusił mnie.

więc modliłam się o ratunek i przyszła
pomoc. brudny park, którego nie ma
w mojej okolicy, który okala popowice.

najpierw był żółty, potem zrobił się
czerwony, jakby ktoś go przypiekł.
pomyślałam, że to bóg
robi sobie w świecie ognisko.

 

 

 

mieć na nazwisko jak gatunek jaszczurki

 

zagrożony wyginięciem,
to jak wygrać bilet do kina
na własny sen. erotyk,
na którym można się dowolnie wić,
nie ma się hamulców,
wychodzi z człowieka
jaszczurka. potwór przysysa się
do wszystkiego i ssie każdy jeden
element świata, jakby każda jedna
jego część była ogromnym sutkiem.
w sumie jaszczurki się nie całują,
a tym bardziej nie liżą sutków,
one nie mają sutków, tylko fun.

mimo iż nie mam na nazwisko jaszczurka,
oglądam porno w kształcie potworów.
gady jęczą w zielonym kartonie,
wiją się u moich stóp, więc mrużę oczy
i żyję swoim życiem bez nazwiska.

 

 

 

wrażenie

 

odkryłam coś nowego w sobie,
jakiś paproch, który łzawi. też mi się chce
płakać, kiedy na niego patrzę,
dlatego odwracam wzrok. robię się ślepa
na jedno oko, to bliżej paprochu. drugim
okiem dostaję się do wewnętrznego świata.

w moim środku płynie rzeka szczątków i jest
morze paprochów, i wszystkie drobiny toną
w sobie, jakby były przeźroczyste,
nie miały granic, a ich łzy produkowały
więcej rzek i mórz. przestaję więc płakać

i milczę, jakbym skończyła odkrywać nowe
rzeczy, a paproch, który łzawi, utonął.
może pewnego dnia i ja się utopię?
utopię się, bo w moim środku brakuje życia.
brakuje mi mamy albo patrzę na nią
chorym okiem. tym zdrowym widzę
okruch, który jednocześnie łzawi i tonie.

hej, po co ci morski
brzuch nieczystości? po co ci łzy
i mama? nimi nie najesz się, okruch
cię strawi, a matka nie da ci życia.
nie da ci go drugi raz, najwyżej
pierwszy raz zabierze je we
śnie o paprochach.

 

 

 

przyrosłam do ziemi

 

wpuściłam w glebę korzenie
i pić mi się zachciało, jakbym była
sobą. nie jestem sobą. pozostałością
otworu gębowego wprowadziłam do środka
trochę deszczu. to nie była ulewa,
tylko przelotne opady.
korzeniom też się zachciało
pić. za przyzwoleniem nieba
poiła je ziemia, z której wyrósł kwiat.
kwitnę więc teraz jasnym fioletem,
jakbym studiowała filozofię.
nie umiem analizować życia,
ale widzę sens w przyrastaniu
do ziemi, otwieraniu się na deszcz.
to pomidory. bo z moich kwiatów
dałam ci pomidory, a ty wyrwałeś je
z ziemi z korzeniami i jadłeś,
jakby były kapuśniaczkiem.

teraz swędzi mnie ciało trawione
w twoim brzuchu. kwas żołądkowy
rozpuszcza pozostałości, jakby mnie
analizował: nie jesteś filozofką,
a pomidory nie mają fioletowych
kwiatów, choć pachną deszczem,

są słońcem.

 

 

 

środek brzucha urósł w mojej fantazji
do rozmiarów zielonego ludojada

 

przykro mi, bo mam
w brzuchu szczaw, który powoli
mnie zjada, bo lubi krew
i jest mięsożerny.

przypomina drapieżnego
ptaka, który poluje na padlinę,
ale wyjada tylko brzuchy upadłe.

dlatego myślę o sobie
jak o resztkach człowieka
z pasożytem w brzuchu,
który wprawdzie jeszcze się
porusza, ale już myśli
o niebie
i o piekle.

z tego wszystkiego nurkuję
ze szczawiem do brzucha,
nie zostawię go tam samego,
on sam zapłakałby się
na śmierć lub umarł.

i tam częstuję go bebechami,
przecież brzuch nie będzie konsumował
kwaśnych liści, od tego są
weganie, a najlepiej konsumenci
spożywający świeżyznę.

kiedyś namaluję szyld
i otworzę w żołądku mięsny.
będę handlowała swoim brzuchem,
a resztki trzewi zacznę oddawać
roślinie, by ją wykarmić
na potęgę. ona lubi krew,

limfę, chrząstki. polubi też
siebie, gdy mnie zabraknie.
zostanie swoim zielonym
brzuchem, krwią, limfą
i chrząstkami. może nawet
zakwitnie inaczej niż szczaw,
dając ludziom znak,
że to jednak ja.

 

 

Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

 

Ewa Jarocka – magistra sztuki, pisarka, poetka, malarka. Absolwentka SL-A przy UJ. Autorka trzech tomów: nie ma dobrych ludzi (Wrocław, 2016), Dno cekina (Wrocław, 2017), cienie piszczących psów (Łódź, 2020) – za debiut nagrodzona na XIII Festiwalu Złoty Środek Poezji w Kutnie; za dwa pierwsze nominowana do nagrody wARTo 2017 i 2018; za ostatni nominowana do nagrody Literackiej Gdynia 2021 – oraz książek prozą Nie zostawia się dziecka w niebie (Gdańsk, 2019), Dresik (Kraków, 2020) i Skończyło się na całowaniu (Ligota Mała-Dùn Èideann, 2021). Stypendystka Prezydenta Wrocławia w dziedzinie literatury.

PODZIEL SIĘ

Do góry