DSC_0004

Ewa Sonnenberg
Wiersze

SZYLD

 

kiedyś zachorował szyld
stał się strasznie prawdomówny
zamiast mówić „numer one” mówił „chujnia”
zamiast mówić „FREE” mówił „jesteśmy więźniami”
zamiast „SKLEP NOCNY” „CZAS ŚMIERCI”
nikt nie wiedział co mu się stało
jak zapobiec tej niebezpiecznej i groźnej prawdomówności
ci którzy byli tchórzami omijali szyld z daleka
ci którzy chcieli dowiedzieć się prawdy
czuwali w dzień i w nocy co szyld znów do nich powie
tak powstały dwa wrogie obozy
jedni chcieli szyld uleczyć choćby siłą
drudzy pikietowali pod szyldem w obronie wolności słowa
niepokorny szyld wzbudzał niechęć wśród innych szyldów
teraz te inne szyldy próbowały go podrabiać
było coraz więcej chaosu nieporozumień i zamieszania
sytuacja jakby wymknęła się spod kontroli
a wszystko z winy jakiegoś chorego szyldu na peryferiach
nagle niepokorny szyld zaczął mówić jak mędrzec
nikt nie rozumiał
jak to się stało że nieznany nikomu szyld
stał się z dnia na dzień rewolucjonistą
okoliczni czciciele pokoju obawiali się że pociągnie za sobą tłumy
obudzi w nich coś niepokojącego
wskaże im drogę jak być sobą
jak skończyć z wyuczonymi frazesami i kłamliwymi fasadami
odpowiedni ludzie zaczęli się niepokoić
zastanawiano się jak temu zapobiec
miasto zaczęło wysyłać swoich ludzi
by zbadać przyczyny zachowania szyldu
ewentualnie postawić trafną i skuteczną diagnozę
odnajdując wszystkie punkty zapalne
które demaskowały prawdziwą rzeczywistość
ale szyld był przebiegły
udawał że jest chory że ma grypę
kaszlał chrząkał i smarkał w pobliskie bilbordy
gdy odchodzili on znów zaczynał swoje
zamiast mówić „keep smiling” mówił „FUCK YOU”
zamiast „królowa” „ dziwka”
zamiast „superman” mówił „pajac”
w pewnym momencie ktoś próbował ten szyld zdjąć
ale szyld przyrósł do świata tak bardzo
że trzeba by było zburzyć całe miasto
musieli go zostawić
obok postawiono drugi szyld z napisem
„to ja jestem prawdą”

Wrocław, 2018

 

 

***

 

ręce go bolą
kilka dni temu niósł trumnę z matką
teraz idzie na rehabilitację i terapię
lekarz mu powiedział żeby na przyszłość
tego nie robił
że jak umrze matka
ma ją wyjąć z trumny
wziąć na ręce
i zanieść do miejsca gdzie go urodziła
tam zapytać o swoje drugie imię
ale nie odnalazł miejsca swoich narodzin
poszybował w górę
on był chmurą ona deszczem
żywiła martwym ciałem ziemię
potem pojawiły się kwiaty
słowa uwiły sobie w nich dom
dziwny to był dom
trwał tyle ile jeden jego oddech
potem stał się bezdomny
wyłudzał chleb i wodę
żeby przeżyć jeszcze jeden dzień
tylko deszcz mu towarzyszył
jego matka którą zostawił w górze
to co przynosił mu jej cień
odbierało mu słońce
nienawidził słońca
zaszył się w kryjówce nocy
aż stał się starcem
nikt go nie rozpoznawał
poza dziećmi wołały za nim:
śmierć! idzie śmierć!
szedł teraz odrzucony
anonimowy najemnik życia
sny przestały być jego własnością
życie przypominało mu
coś co już się wydarzyło
łany zbóż i on idący razem z matką
było wtedy między nimi milczące porozumienie
jakby byli jedyni na świecie
jakby śnili o tym samym
postanowił znów wrócić do matki
wziąć ją po raz ostatni na ręce
i razem z nią pójść tam
gdzie nikt ich nie odnajdzie
będą jak dwa kamienie
z rzeczy skazanych na śmierć
tylko kamienie przetrwają
raz jeszcze przemywa twarz deszczem
zapominając na jakim świecie żyje
zdarzenia nie zgadzają się z tym
co mówi mu ciało martwej matki
co czuje jego ciało które ją niesie
zjada swoją matkę każdym oddechem
odkąd jej ciało stało się przezroczyste
przenika każdy przedmiot
każda rzecz stworzona jest z niej
matka uderza pięściami o parapet:
wstawaj! podnieś mnie z ziemi
bo tonę w obcych śladach
leżysz jak śmieć między innymi śmieciami
te żądne wrażeń śmiecie i odpady świata
wstawaj! idź tam gdzie mnie zostawiłeś
otwórz pudło krajobrazu
wyjmij z niego to co jest naszą własnością
nie pozwól sobie odebrać
tego co łączy nas od tysiącleci
nieustannie będziesz mnie niósł
w kruchym naczyniu swoich rąk
mija kolejne lato
a on nadal niesie trumnę z matką
i tak przez całe życie
nikogo nie interesuje dlaczego to robi
w pewnym momencie
na matce wyrosły trzy cyprysy
mówił im żeby tego nie robiły
ale one uparły się
chcemy łykać krople deszczu
jak dar oczyszczenia
boli go ciężar matki
ofiara złożona z niego
ludzie skaczą sobie do gardeł
nie dostrzegając tego czym się zajmuje
a jemu z trudem przechodzi przez gardło słowo : matka
wie że to najgłębsze ze słów
wciąga go jak wir
nie daje mu chwili wytchnienia
rozmawia z nim przegranym życiem
nie wie kiedy to się stało
tak jak nie wie kiedy umarła matka
rozpoznaje ją choć już jej nie pamięta
upiory zaludniają jego przestrzeń
jest ich coraz więcej
ustawił matkę jak kamień pod drzewem
siada na tym kamieniu i patrzy przed siebie
odkąd jest razem z matką w trumnie
oddziela kości od słów
nie czuje już ciężaru
ciężar jest w innych

Wrocław, czerwiec 2017

 

 

***

 

ty byłaś tylko martwa
przecież to nic takiego
każdemu może się przydarzyć
czy nie tak?
każdy ma chwilę słabości
zwłaszcza ten który zabija
na raty na żywca
systematycznie i tak długo
abyś to odczuła
od urodzenia
od czasu gdy przejął moje imię
odkąd zaczęłam mieć świadomość siebie
byłam tylko martwa
nie trzeba specjalnie o to zabiegać
to nic szczególnego
zdarza się
nawet tym najlepszym
nawet tym co tak bardzo się starają
mówili mi jesteś
ale tylko ja wiedziałam
gdzie powędrowało to moje jestem
są światy o których nie macie pojęcia
są miejsca w których zdejmuje się sandały
są kraje gdzie serce jest kompanem duszy
mówię wam że to całkiem niezłe zajęcie
to bycie martwym
na co dzień i od święta
nikt cię nie zauważa
nikt cię nie słucha
każdy udaje że ciebie nie ma
czasami ktoś coś
jakby wykradał kawałek twojego ja
bo martwemu można wszystko
nie ma prawa do niczego
pozbawiany swojego miejsca i tożsamości
bo czy martwy bierze swoją tożsamość do grobu?
ty byłaś tylko martwa
to taka zabawa dla dużych dzieci
a ty już jesteś dużą dziewczynką
czyż nie?
można się nieźle pośmiać
z tych co jeszcze są żywi
ktoś rzuca kości
a oni poruszają się jak w jakiejś grze
ktoś przyciska enter
i nagle przyczyna i skutek szuka swojej ofiary
ktoś pociąga za sznurki
i wtedy rusza cały ten teatr
ale ja byłam martwa
coś poszło nie tak
pewnie reżyser mojego życia
stracił w pewnej chwili orientację
przejął się za bardzo swoją rolą
może przerosła go moja szczerość?
nieprzewidziany komplikacje
albo błąd w systemie
porzucił moje martwe ciało
na moście między tym i tamtym światem
miały mnie rozszarpać wściekłe psy
lub pożreć demony które wypuścił na wolność
po drugiej stronie lustra zacierali ręce
a ja pisałam na jego powierzchni
przegapiłeś moją śmierć
i co teraz będzie
przecież drugi raz nie można umrzeć

Wrocław, 18.11.2017

 

 

***

 

Człowieku, aby opisać zło, które sięgnęło po to, co było
niedotykalne nie wystarczy jeden zeszyt
By to opisać nie wystarczyłyby wody w oceanach całej Ziemi

Jeśli jesteś cichym wspólnikiem moich wierszy
z kim ci się lepiej rozmawia aniżeli ze mną
jestem jak słowa w których odnajdujemy siebie
jestem jak instrument przemieniający ciało w język
ciało jest tylko dekoracją jak forma obraz rama jakiś próg
wytrzymałość słów na znaczenia z spoza czasu
z kim ci się lepiej spaceruje w obrazie świata
jestem twoją gejszą mężczyzną z perłą w ustach
jestem twoją maiko uczę cię jak delektować się ciastkami
w obrazie świata jesteśmy jak przestrzeń między dostrzeżony i przemilczanym
w obrazie świata jest nam zabawnie bo tuż obok towarzyszy nam obraz innego świata
ktoś przystawia nam ściany do ust i mówi: chleb codzienności
z kim ci się lepiej zachowuje pozory i sekrety
jak umiejętnie prowadzony ogród geometryczne odniesienia do ludzi
jak nasze portrety na których pozostajemy nieustanni poprzez stulecia
mówi mi ból ciała gdy ktoś obok się uśmiecha
z kim ci się lepiej wie to co nieodwołalne i zasługujące na śmiertelny cios
jestem twoim skrzydłem niewidzialnego wojska
jestem twoją pękniętą tarczą słowa z której rodzi się ostrze światła

Wrocław, 2012

 

 

Poszukiwacze skarbu

 

jak A na które zamierza się dziecko
bo nie rozumie że taki początek ma ludzkość
analfabeta widzi w literach magiczne złowrogie kształty
które mogą mu zaszkodzić
walczy z nimi nie wiedząc że walczy sam ze sobą
jak B po którym powinno nastąpić coś jeszcze
cywilizacja Gilgamesza Echnatona Sokratesa szuka
wspólnego języka z teraźniejszością
gdyby ktoś odczytał to co literuje mrok dziejów
byłby tym kto odnalazł tożsamość światła
władza nad słowami jest krucha
nie pyta motyla czy zna kolor swoich skrzydeł
piszę dekret o wolności robię przełom w słowie
przeciskam się między literami na otwartą przestrzeń
noszę w sobie zmarłych przyjaciół i kochanków
strzegę ich niemych źrenic czekając jak zakwitną
stanę się wówczas jedną z liter i ogrodem
odkąd poznałam ludzi próbuję uciszyć w sobie skarb
skarb to odrzucenie: w szkole dzieci zaganiają mnie do szatni
plują na mnie i na moje rzeczy obrzucając obelgami
stałam wtedy pod murem zdana tylko na niebo
skarb to jakieś miejsce: dzieci szczują mnie
zamykam się w szkolnej sali przeczekując ich atak
zauważyłam wtedy że przeniosłam się w inne miejsce
od tego miejsca zaczynam się to kim miałam być i kim jestem
potem długo zastanawiałam się gdzie w tym zdaniu zdarzenia jest ukryty skarb
zdarzenia nie muszą przystawać do rzeczywistości
rosnąca góra której wcześniej nie było i nigdy nie będzie
drzewa które zostały stworzone by zrobić z nich krzyż
nie ma chronologii to się dzieje tworzy kolejne wersy
jeden z przyjaciół dał mi niewidzialny prezent
zmienia się stosownie do sytuacji
odtąd nie jestem już samotna kamień pod głową
zamienia się w stado białych słów
jak łabędzie z koroną na głowach ginęły we mgle
dlatego nikt nie umiał przeczytać moich wierszy
śniłam za dnia przebywając w dwóch światach jednocześnie
gdyby wszyscy ludzie mieli jedno serce
skarb upodobniłby się do nich?

Wrocław, 2017

 


Fot. Barbara Ligman

 

PODZIEL SIĘ

Do góry