Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Hubert Czarnocki
Wiersze

***

.

Wyrwałem je krwi i powietrzu.
Napisałem każdym oddechem.
Wytęskniłem ze światła.
Wydymiłem półprzymkniętymi
ustami.

Tyle razy chowałem je
w butelce i wrzucałem
w potok nieba.
Do kogo je milczałem?
Na czyich dłoniach
chciałem zapisać?

Długo w nocy pochylony
stawiałem koślawe znaki,
moje kulawe modlitwy.
Moje kulawe gołębie,
które wylatywały
z moich ust.

I siadały na twojej
dłoni Boże i długo długo
opowiadał ci mnie.

.

.

.

Zgubiony

.

Ty, który znasz wszystkie
gwiazdy po imieniu.
Który każesz rosnąć
w górę łodydze,
a w dół korzeniowi.

Który łączysz sprawy
śpiewających ptaków
ze sprawami
szumiących traw.

Wytęskniłem cię
ze wszystkich sił.
Każda kropla mojej
krwi płonęła do ciebie.
Dzwonki na szyjach
owiec wydzwoniły
psalm dla ciebie.

Przedzierałem się za tobą
tysiąc lat. I chociaż
w końcu cię znalazłem,
nie znalazłem cię całego,
bo noc spadła mi na powieki.

Jak mam teraz żyć
z tobą bez ciebie.
Jak mam teraz widzieć
będąc ślepym.

.

.

.

***

.

Dlaczego nie podpisujesz się
pod listami z podmuchów?
Co się stało z sekretnymi
błyskami dawanymi lusterkiem?

Otwieram okno, a tam
nie ma ciebie, tylko noc
pada jak ostatni strzał.

Drążę tunele światła,
okrążam miasta
w poszukiwaniu ciebie.
Przeszukuję niebo.

Kiedyś pachniałeś
deszczem albo sianem.
Teraz nie ma żadnych tropów
i tylko moje płuca i nerki
tęsknią za tobą.
Płoną i płyną do ciebie aorty.

Gdzie się zaszyfrowałeś?
Blizna po kuli, którą noszę
ma kształt ciebie.
Bądź tą kulą.

.

.

.

***

.

Oleńka maleńka kropelka
ma w sukienkę wszyte
najpiękniejsze gwiazdy.
Nie każdy
może jej dotknąć.

Przekradasz się do niej zakosami,
przemykasz się tropami wilg.
Bezpiecznie ci pod kloszem jej włosów.

Zbierasz w dłoń jej ślady.
Rozpalasz ogniska,
szukając jej uwagi.
Z wysoka i z niska
wymarzyłeś ją każdą
cząstką swego ciała.
Chciałbyś, by chciała.

Zmieniasz kanały a na każdym ona.
Jak bardzo wytęskniona
jest jej zielona sukienka.
Trochę nieśmiała, jakby pamięta-
ła,  jak jechałeś do niej tajemnymi
korytarzami ukrytymi na dnie miasta.
Jak witała cię cała w blaskach.

.

.

.

Samo

.

Szło mu się coraz trudniej.
Samotność sięgała do kolan, do pasa.
Do ust.

Miał kieszenie pełne samotności.
Była w szufladach, na półkach, we włosach.
Otwierał drzwi, a ona stała za nimi.

Dławił się nią, pływał w niej,
aż w końcu ona popłynęła w nim,
w jego żyłach.

.

.

.

On

 .

A jeśli jest tak wielki,
że go nie zauważamy.

Może rzeki to strużki łez
na jego policzkach,
a Wielki Kanion jest
niewielką zmarszczką
na jego lewej skroni.

Może Droga Mleczna
to kilka siwych włosów
w jego brodzie.

A tutaj na dole jakieś
bieganiny, podatki, ubezpieczenia.
I on, bliżej niż myśleliśmy.

.

.

.

Zapachy

.

Nigdy nie spodziewał się, że historia jego życia
będzie historią zapachów. Prędzej oczekiwałby,
że będzie to opowieść złożona z dźwięków,
kształtów czy kolorów.

Ale to właśnie zapachy przywoływały najbardziej
i przypominały najsilniej. I nie miało znaczenia,
że niektórych z nich mógł nie czuć kilkadziesiąt lat.

Wystarczyło, że przejeżdżał czasem latem wieczorem
przez jakąś wieś i poczuł zapach dymu z komina.
Przed oczami stawał mu zaraz obraz dziadków
grzejących na piecu dla niego pięcioletniego
wodę ,,na mycie”.

W takich miejscach, w takich wioskach
prawie wszystko pachniało czymś
i zapach był czymś więcej niż zapachem,
skoro mógł w jednej chwili przypomnieć
walczących ze sobą ołowianych żołnierzy,
spracowane dłonie dziadka i tornister
z kolorowymi kredkami. A nawet ją,
biegnącą drogą od lasu w sukience
poplamionej jagodami.

.

.

.

Jeden dzień

.

Szczęście kapało na twarze,
biegliśmy przez powietrze
albo na dzikich gęsiach
odlatywaliśmy na wschód.

Puszczaliśmy nad rzeką
pierwsze latawce,
które niosły nas
w jasne krainy.

(Hostia słońca spadała na twarze,
wędrowaliśmy jej brzegiem.)

Za drzewami czekały na nas
dobre fauny, częstując miodem
i zaczarowanymi smakołykami,
zaś wielkie białe centaury
niosły wszystkich
na swych grzbietach.

Tamtego dnia biegaliśmy
w wielkim sadzie,
nie wiedząc o swojej beztrosce,
a łagodne tchnienia
porywały nas od baśni do baśni.

.

.

.

***

.

Czas rozprawił się z nami dokładnie.
Zgwałcił nasze twarze i wybił nam zęby.

Podpalił nam ubrania i siekierą
przekreślił nasze inicjały na drzewie,
pod którym kiedyś leżeliśmy.
Porachował nam wszystkie kości.

Na koniec jego palec zawisł
nad klawiszem Delete.
Chwyciłem go i szybko
nacisnąłem Backspace.

.

.

.

Księga

.

W pewnym parku znalazłem przywiązany do drzewa zeszyt,
w którym było napisane:

Zeszyt, który trzymasz w rękach, to księga wystawy. Nie niszcz go.
Wpisz do niego swoje refleksje i wrażenia związane z tym, na co patrzysz.
Park, w którym jesteś, pałac i oranżeria, które do niego przylegają,
jak również pozostała część miasta, pobliskie łąki, rzeki i lasy
i właściwie prawie cały pozostały świat, to tak naprawdę instalacja,
którą sprowadziliśmy do naszej galerii.
Podziwiaj, rozkoszuj się widokiem, uwiecznij go w księdze wystawy.
Jak widzisz wszystko jest sztuką. Cały świat. A sztuką nie jest tylko
ta galeria, do której dzieło zostało (na pewien czas) wypożyczone.
Twórca tego i innych dzieł jest anonimowy.
Nie ma pseudonimu ani adresu, nigdy nie pobiera żadnych honorariów.
Spróbuj poznać go po jego dziele.

.

.

Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

.

Hubert Czarnocki – urodził się w 1980 roku w Radzyniu Podlaskim. Ukończył polonistykę na KUL-u i Akademię Fotografii. Wiersze publikował m.in. w ,,Toposie”, ,,artPapierze”, ,,Kresach”,  ,,Portrecie”, ,,Arkadii”, „Frazie”, ,,Wyspie”, ,,Elewatorze”, na stronie internetowej ,,Odry” i w ,,Dwutygodniku”. Autor e-booka ,,Jasność” (2008) tomików ,,Wołania” (2009), ,,Opowieść” (2011), ,,Tropy” (2015) i ,,Oddech światła” (2018). Pracował jako nauczyciel, fotograf, dziennikarz radiowy i prezenter. Obecnie wykonuje działalność lektorską.

PODZIEL SIĘ