***
Wyliczony małymi palcami diabłów
Dodany braminom w modlitwach o deszcz post scriptum
Straciłem już raz serce
ale teraz ty
prowokujesz do ryzyka
kolejnej utraty
Teraz ty
podbiłaś mi oczy
czerwoną flagą swej szminki
Mandale dotyków
Wyrażany już jedynie twoją emocją
Nie mogę oddychać w twoich oczach
Pozwól mi już nigdy nie znać powietrza
***
Byłem synem nocy
Najprzedniejszym
Chłopcem księżyca
Zaręczony z każdą gwiazdą
Ożeniony z każdą kobietą trwającego wieczora
Dlaczego postanowiłem rozwieść się z wszystkim
Dla twego niezrównanego piękna niepewności reakcji
Stańmy w szranki zakładów kochanie
Może nareszcie przegram
***
Chciałbym rozszyfrować nuty hieroglifów
Przeliterować
i znowu powrócić do człowieczej formy
Niech zstąpi światło iluminatywnej wiary w niemoc moją
Chciałbym rozszyfrować twoje ubranie
Utrzymać
I znowu powrócić do cierni
Niech moje miejsce nie zostanie naruszone pod skałą
Rewolta umysłu od zmysłów
W głębokim przekonaniu, że tłum myśli naprzód zmysłami
Rzucę przecież tak niewiele
to tylko człowiek
to ja
Obrzydliwie mała cena zakładu
To aż człowiek
To fantasmagoria przyszłych łez
To będzie tylko miraż
Niech żywi nie tracą nadziei
Nazwany czernią zostałem
Chciałem tylko wyjść po oddech
a teraz mnie już nie ma
Kursywą: Antonin Artaud – Teatr okrucieństwa
***
Największą wadą
szklanych ust
jest niemożność całowania
a szklanych włosów
niemożność moknięcia
w ich burzy
Największą zaletą
szklanych oczu
jest możliwość trwania w nich cały czas
Jesteś zakładem z moim umysłem
Zamieszkałem w swym mniemaniu
a ty
zaprosiłaś mnie
bym spróbował słodyczy szczęścia
Jakże mógłbym ci odmówić
***
Ona podąża nieustannie
w stronę
zachodzącego słońca
odwracając czasem się
całym ciałem
ukazując przy tym
błogosławieństwo uśmiechu
Rzuca mi zalotne spojrzenie
będące zaproszeniem do wyzwania
oparcia się pokusie dotknięcia
Jej głowa nienagannie przyzdobiona wieńcem
kwiatów nieprawdziwych barw
Ezoteryczna biżuteria
ma przyszpilić do niej wzrok
jeszcze bardziej
Spokojny rytm oddechu
Piekło jej dłoni
próbuje wszystkich możliwych mu czarów
by okiełznać
niewypowiedziane siły
trawy zbyt polnej na ten krajobraz
Sukcesywnie wchłania nas las
jedyne przejście
w niepełnoprawnej podróży szeptów
Konkluduję jej biodra
Mimo zupełnej niezmienności
tempa kroków pochodu
zdaje się ona
niesamowicie niedościgniona
i ucieka mi coraz dalej
Igły upadłych gałęzi
nie śmią kaleczyć jej stóp
a mnie zdzierają nieśmiale
Cienie biegną
niemal niezauważalnie
po jej włosach
okalając całą jej postać
w ekscentrycznej podróży fali
A ja dalej kroczę za nią
wygodnie wpatrzony w wieniec
Nie znam szeptu potoku
który muska jej łydki
będące mi aktualnie
pewnego rodzaju gwiazdą polarną
przez ich mleczny kolor
wybijający się
ze zwiewnie polanowej zieleni sukni
Obmywa z nas woda proste grzechy
Przedzierające się zuchwale światło
zwiastuje koniec drogi
Na wsródleśnej polanie
płonący szarmancko ogień
przejmuje jej wieniec
i oddaje go swemu synowi
Antyczna pieśń w charakterystycznej strofie
podkreśla w niej nieskalaność
Ona odrzuca moje wahania
tańczącym krokiem zbliżając usta
i staje się drugim słońcem
Później
tańcząc walca z ogniem
ku czci trwającej nocy
podczas której odniesie zwycięstwo
nade mną i mrokiem
W chwili zatrzymania tańca
prawdziwie staje się córką księżyca
żeni mnie następnie z jej dłonią
Oddaje się w objęcia Morfeusza
skrępowanego jej światłem
Pozostaje mi jedynie
czuwać nad pięknem jej snu
Jakub Ligęza (ur. 2004) – miłośnik poezji, powieści i filozofii mieszkający w Krakowie, uczęszczający do I Liceum Ogólnokształcącego w tym mieście. Pisanie jest nieodzowną częścią jego życia, od kiedy zapoznał się z utworami Rimbauda i reszty symbolistów.