Pociągi
Temat pociągów ciągle do mnie powraca. Chyba jestem zajezdnią pokus. Siedzenie w przedziale zawsze kojarzyło mi się z przygodą. W podróży musi kryć się podświadomy symbol erotyczności. Mijanie się jednorazowymi spojrzeniami. Ocieranie się…
O bycie posądzonym o pogwałcenie czyjejś intymności. Na co się, kurwa, gapisz? Wypierdolić ci? Problemu szukasz? W sumie to tak. W sumie jak każdy w pewnych znaczeniach tego słowa. Z wypierdoleniem jest niezręcznie. Ostatecznie i tak kończy się na rękoczynach.
Więzi. Nie lubimy się z więźniami. Nie jestem typem, co idzie na społeczne ugody. Chyba jestem aseksualny, tak jak i aspołeczny. Niemniej jednak, gdybym miał się srogo pierdolić z ludźmi, to pierdoliłbym się pospiesznym. Pierdoliłbym do ludzi przejazdem. Coś jak Sokrates w jedną stronę. Tylko brak mi do tego otwartości na innych ludzi. Wolałbym być bardziej ekstrawertyczny, a tak wychodzi, że pierdolę ich za wcześnie, zanim zdążyłbym się z nimi pierdolić w ogóle. Mam zbyt wypierdolone, żeby móc się przejmować.
cło niecelne
czuję jak migrują ze mnie myśli
odprawa i od prawie się zestarzałem
towar na eksport towar na import
taki jesienny sezon kafkaesque
czuję jak migrują do mnie myśli
pociągają mnie pociągi dostawcze
bilet first minute w jedną stronę
celnikowi szkoda tylko tych liści
Oby nie skoki
Skoczyłem. Skończyłem się. Mam nieodparte wrażenie, że to już się wydarzyło. Pewne paralelne ścieżki nie miały wyboru, jak tylko zdążyć się zamknąć. Grawitacja usilnie próbuje mnie wypchnąć. Paranoje embrionalnych skurczów nasilają się, kiedy zmęczenie składa do snu. Tak jakbym nie potrafił oprzeć się inercji. Łapię się na tym, że ręce mimowolnie wkręcają się w prześcieradło.
Próbuję tłumaczyć sobie, że noc jest moją kotwicą, że jest moim sojusznikiem. Ostatecznie tak się właśnie dzieje, porażenie pomaga mi przetrwać. Ouroboros srebrzy się na horyzoncie, czy bym tego chciał czy nie. Woła mnie, słyszę jego głos na wszystkich taflach myśli. Nie dziwię się mu. Musi być naprawdę samotny. Empatia na nic się zdaje. Lepiej byłoby nie mieć dodatkowych powodów katalogowanych w zakamarkach umysłu. Syreni śpiew jako koncepcja brzmi dosyć uroczo. Może jednak nie parędziesiąt metrów ponad ziemią.
Tak się złożyło, że nigdy nie nauczyłem się lewitować, w przeciwieństwie do lunatykowania. Pierwsze lekcje kończyłem w cztery oczy z podłogą. Wtedy jeszcze byłem daleki od świadomości, jakim zagrożeniem są dla mnie okna. Dużo przyjemniejsza byłaby nieznajomość wszystkich zastosowań. Mógłbym się stosować bezproblemowo.