i tak być musi, i tak się właśnie staje (blenda i błędy)
(K & K)
zenit z podczepioną zmienną ogniskową obiektywnie łapie nie tylko światło
ogniska w południe i nowej relacji z relatywnie starymi znajomymi, ale też wbijanie
szpilek w wyciągnięte ręce albo kulek do łuzy. łzy, kiedy kruchy amant ze zdjęcia
przynosi mocarzy: czyta Śpiewaka, śpiewaka zanosi do łóżka. lśni nieśmiało,
bo śmie śnić i ślęczy, żeby wyczarować czarę mocy z grupy potłuczonych lunatyków,
chociaż zwykle wystarczy ich lekko oczarować i niech tam nawet, że przez pryzmat
pryzmy węgla albo że nabiera się na nawroty – puste i wystudiowane. mamy czas
na danie sobie czasu. mamy czas
na budowanie i brakowanie. intuicje, inicjacje i intonacje.
nie wiem, czy K. leczył, czy kaleczył raczej, w zasadzie nie wiem jeszcze bardziej,
czy cokolwiek to zmienia. jeśli dajesz się wykorzystywać, bo chcesz to wykorzystać,
idź, bez względu na cenę i cele. jeśli daję się oszukać, to tylko alertom pogodowym.
i niech nawet, że wcześniej:
A. suszy głowę o sushi, zadaje pytania jak (rany! znowu to zrobiłam) – ciosy
(czasem miewam problem z wyrażaniem błysków) – zobacz, nadir i zdejmuję z nich obraz,
zostawmy soczewki i słabość do słabych. piekłem za niedobre odpłacam
chyba z przyzwyczajenia, naprawdę przecież starał się odnosić, nie obnosić, choć
próbował złapać mnie na to, że niby łapie się na łapaniu
rytmu mojego walącego się serca. gniazda
też nikt nie popsował, braliśmy je za punkt (honoru nie ujmując koniom!). na koniec:
oto jest Kasia – kobiecość obosieczna jak oczekiwania. idzie we własnej sukience, sprawie,
na pomoc, na przekór albo po zwycięstwo. boję się, że blaknę albo że jednak za bardzo
odbijam to światło, chociaż ciągle powtarzam: zen
i ty – większa odległość gwarantuje ostrość.
jeżeli mi na czymś zależy, to na niezależności
(R)
półnadzy chłopcy uczyli mnie odwagi
Magdalena Krytkowska
piję kalorie i wiem o tobie to, co potrzebne: podrzędne detale
i że ściskałam cię dwie sekundy za długo. nie wiem jeszcze,
że cię nie potrzebuję. to zapewne zapewnienia i oczekiwania
– a nie czekanie! – zabijają relacje albo siedzę tutaj obwiązana
obowiązkami i umiem się skulić, skupić już nie – znoszę znowu
konsekwencje niekonsekwencji jak znosi się do domu błoto i kurz.
J. pyta, czy zgubiłam tam miłość, czy jednak tylko
wsuwkę z włosów i niebieski guziczek od koszuli. to była twoja
próba. mnie minęła już ochota. albo lepiej: nie minęła mnie, tylko wolę
powiedzieć, że przeszła na kogoś innego – na czerwonym zabrał ją, nabrał
jak nabiera się wody albo przekonania, że już cię nie potrzebuję. podszczypuję
się sama, chociaż to więcej niż sen. sęk w tym, że wszystkie
życiożerne rozmowy rozcieńczyły się szybciej niż mnie wycieńczyły. porażka
już nie poraża. żałuję ci czasu, ale to lepiej, niż gdybym miała żałować ciebie.
Oliwia Betcher, założycielka Fundacji Leksem, trenerka umiejętności komunikacyjnych w zakresie j. angielskiego. Recenzentka, poetka. Tłumaczy amerykańską poezję, z życiowych błędów się nie tłumaczy. Mieszka w Warszawie.