mam cztery gekony
.
i kadzidło o zapachu bawełny
zanurzam się w gęstym wymiarze
mglisty dym okadza zbolałe światem zmysły
wokół mnie rozległe plantacje
słońce w zenicie
nie pali mi jednak skóry
patrzę do lustra
ciało
pokryte mam łuską
.
.
,
.
.
.
szorstkie dłonie Stwórcy
.
szorstką dłoń położył dziś na niesfornej głowie.
poklepał
pogłaskał
i skarcił.
dotyk rozlał się po ciele falą kosmicznej wibracji.
eony rozbrzmiały zapomnianą melodią.
głębokie bruzdy na dłoni i chropowata tekstura
przywodzą na myśl surowe Pustkowia Matki.
Matki
pracującej wytrwale dla swych niepokornych dzieci.
a dzieci lubią psocić.
zepsuć
i zostawić.
Matka
brudne ma paznokcie. jest już zmęczona.
kończą się jej zasoby. o pomoc woła Ojca.
Ojciec znów wyciąga szorstką dłoń
swoją ojcowską szorstką dłoń wyciąga
i delikatnie
otwiera dzieciom oczy.
.
.
.
niechciane dzieci
.
wysokie barykady druty porosłe skórą
sępie oczy na straży
ostre pazury gotowe by rozszarpać
i przerzucić na drugą stronę
nocne podchody by minąć czujne psy gończe
które za zwierzyną dziko lecą
gwizdek!
słychać krzyk ofiary
puszczyk podrywa się do lotu
on może jeszcze uciec
suche trzaski kaleczą leśną ciszę
ziemia nasiąka bólem
jak głęboko sięga strach?
grzybnia przyjmuje i prowadzi dalej
za krwią oblepione zasieki
ciebie tam nie ma
ciebie to nie dotyczy
czego oczy nie widzą
ale ona tam jest
dniem i nocą
o życie walka
niechcianych dzieci
.
.
.
melodia synaps
.
klik klik klik
jedno kliknięcie jedna komórka nerwowa
ile takich kliknięć usłyszał już świat
klik klik klik
ma naszych oczach umiera
melodia synaps
.
.
.
wiśnie w syropie
.
ten sam ciepły pokój
szkarłatne ściany boleśnie napierają
a nasze ciała toną w gęstej pościeli
widzicie nas przez dziurkę od klucza
morderczy spleen
(nie)czysta furia
słodka melancholia
tak sobie myślę
czy wtedy choć raz
zabolało was żebro?
.
.
.
sępom na przeżarcie
.
w miniony piątek
umarłam
w miniony piątek
narodziłam się
zdrapując resztki śluzu dawnego ja
z krzykiem radości weszłam w siebie
zjadłam pępkową pijawkę
okruchy zostawiając sępom
w ustach wibrował smak przeszły
powietrze pachniało wilgocią
i światem
.
.
.
emocja niczyja
.
gdybyś mógł odpuścić emocję
jedną
nieodwracalnie
i zasiać na ziemi niczyjej
którą byś wybrał?
czy radość bez smutku
miałaby wówczas
to samo oblicze?
.
.
.
.
Paulina Sacharczuk zielonogórzanka, obecnie mieszka w Krakowie, autorka tomu poezji Kolor duszy. Jej wiersze ukazały się w antologiach: Mosty, Primavera, Hulaj dusza, Wwierszowzięci (edycja polsko-włoska), Gwiazdozbiór Pegaza (edycja polsko-angielska), Nadmorze (antologia wierszy czytanych) oraz w internetowych dziennikach literackich Wydawnictwo J i Helikopter, piśmie literacko-artystycznym Bezkres oraz Akant, a także kwartalnikach Post Scriptum i Pro Libris. Absolwentka studiów azjatyckich na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pasjonatka słowa i natury, także tej ludzkiej. Podróże i tańce boso przy ognisku pozwalają odnaleźć jej spokój. Jej wiersze można śledzić na FB: słóvvianek