1.
Wypuściłem Gizmonda na tamte dzieciaki,
nie miałem wyrzutów, patrząc jak rozszarpuje
ich szyje swoimi zębami, które nadawały się
nie tylko do tego, ale także do wielu innych
zabaw i żartów. Nieludzki Gizmondo był
kawalarzem. Kochał duże kawały i drobne
kawałki. Miał wiele zalet: potrafił wyć do
okrągłego kawałka sera zawieszonego na
ścianie, myśląc że to księżyc. Był nieczuły
dla innych, ale waleczny. Jego zalety były
spisane na kartce, która wisiała na lodówce.
Kazał mi je spisać, w razie gdybym zapominał.
2.
Istnieje wiele dowcipów. Wiele odłamków
świata. Wiele kawałków kawałów Gizmonda
i ścieżek rowerowych, które obsikał. To była
przyjaźń od pierwszego wejrzenia. Łaskocząca
rozkosz posiadania. Coś niezobowiązującego
– wręcz przeciwnie. Gizmondo żądał wiele
wyrzeczeń i podporządkowywania planów.
Jego zaborczość wydawała się oznaką miłości.
Nikt nie myślał, że posunie się tak daleko w tym
swoim ekskluzywnym uczuciu. Potrzebował
ciepła, uwagi. Potrzebował wyznawców, może
nawet kultu. Daliśmy mu to. Aż w nadmiarze.
3.
Gizmondo łaknął i pragnął sprawiedliwości.
Był wiecznie nienasycony, wiecznie głodny.
Żądał krwi i ofiar, albo z innych, albo z siebie.
Dla niego nie było większej różnicy, kto komu
(kto sado, a kto maso)
robi przykrość i sra pod drzwiami. Liczył się
tylko sumaryczny bilans cierpienia. Każdy
z nas to pies. Każdy z nas to kiełbasa –
jak mawia poeta. Nieziemski Gizmondo, liryczny
Gizmondo. Krnąbrna łachudra w łachmanach,
zwisająca z trzepaka i tańcząca salsę na
szczudłach. Nasza dwunastka była jego oczkiem
w głowie. Chociaż podobno chciał darmowej karmy
dla wszystkich.
Mateusz Chról – ur. 1995 we Wschodniej Polsce. Pisze eseje, teksty krytyczne, recenzje filmowe, opowiadania i wiersze. Publikował pod pseudonimem i własnym nazwiskiem m.in. w „Nowej orgii myśli”, „Tlenie Literackim”, „Stonerze Polskim”, „Akcencie”, „Fragile” i „artPapierze”.