***
rok szkolny w rumunii zaczął się tej jesieni tydzień później niż w polsce
kluż napoka a odświętnie ubrane dzieci niosą kwiaty
rodzice trzymają je za wolną rękę
samochody trąbią słychać gwizdy i śpiewy
wężowiska kabli przecinają niebo ospale się wybrzuszają
znalazłam wyciszoną część miasta
spałam tamtego dnia trzy godziny ale nie czułam zmęczenia
zachwyciłam się pierwszym dniem września.
***
braszów, 13.09.2019
myślałam że tylko w kluży będzie czuć
zapach dzikich winogron
ale braszów też nimi pachnie
słychać dzwony ale może
to jeszcze ten pociąg do bukaresztu
jedzie po głowie dalej
dziewczyna z przedziału miała błękitne oczy jej chłopak też
byli niebiescy i piękni
nie wyślę jutro pocztówki mimo że jedną napisałam
i tak wiesz jaki smak mają dzikie winogrona
***
już nie pamiętam kiedy byłam w rumunii
zgoda – widzę daty w kalendarzu i wyciągi z konta
ale nie pamiętam
tylko tęsknię za dniem kiedy weszłam na
wszystkie wzgórza i szczyty dookoła braszowa
było słonecznie widziałam miasto z góry ze wszystkich stron
w zadyszce upale walczyłam z lękiem wysokości
popijałam kefir w plecaku czekał Salinger
mały kot podszedł do mnie łasił się ocierał o łydki
chwilkę szliśmy razem
wdrapywaliśmy się na kolejny szczyt
gra świateł trochę cienia i za zakrętem
ciepło wylewa się na głowę prysznic
robi się miękko uśmiechasz się bezwiednie
krople wody na każdym centymetrze skóry
nie potrzebujesz już niczego
a teraz oczami okrągłymi jak ból
próbujesz go zobaczyć.
***
wsłuchuję się przed snem
w spokojne oddechy
nie twoje nie jego nie ich poprzednich
nie moje własne
już przecież nie oddycham
tylko mojej matki i mojego ojca
tak prosto jak to brzmi
a i tak z trudem jak po grudzie
wychwytuję ich rytm który ma w sobie
coś z tajemnicy
gdy siedzą przed telewizorem
oglądają filmy
rozmawiają i żartują
w domu pachnie świeżym praniem
czekam aż usłyszę
daleko
oddechy wrócą odłożą się na miejsce.
***
to ostatni mały wiersz o twojej wielkiej miłości:
kiedy stałeś nade mną i krzyczałeś
bo wzruszyłam ramionami
siedziałam skulona na chodniku płakałam
powtarzałam pod nosem „jestem popierdolona przepraszam”
“przepraszam że cię tak ranię”
nie mogłam oddychać nie wiedziałam co się dzieje
“czy my się właśnie rozstajemy?”
twój jeszcze głośniejszy krzyk
już zupełnie nie oddychałam
nie uciekałam od odpowiedzialności.
mówiąc, że jestem popierdolona.
tak się czułam. w to wierzyłam. z każdą
“dyskusją”, “przepracowywaniem”
wtedy i za każdym razem a było ich wiele.
za dużo. (nie zawsze był krzyk, z reguły
było subtelniej).
nie czułam się źle bo “mało wychodziłam z domu”
nie miałam siły z niego wyjść
nie mogę nawet powiedzieć, że “tym byłam”.
byłam nikim.
nie napiszę już nic więcej o tej przemocy
tylko dalej strach przed nazywaniem się
rzeczy po imieniu.
***
zaczęłam myć zęby pod prysznicem
nie mam siły pod nim stać włosy wypadają
znowu boli mnie serce
a sąsiad znowu przyłapał mnie
na tańczeniu w windzie
bawi mnie ta sprzeczność
woda ścieka po szybie ciała
osuwam się siadam w jej strumieniu
noszę czapkę tylko wtedy kiedy jest mi zimno
boję się kupić kalendarz na nowy rok
nic się nie zaczęło może na wiosnę się uda rychło w czas.
Zuzanna Środa – ur.1996, mieszka i studiuje w Warszawie, debiutowała na łamach pierwszego numeru „Wizji”.