Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Kornel Kotecki
Prozy poetyckie

Magneto

.

Lotne inwazje brzytewek muskają policzki. W dole, pod warstwą samochodów, wylewką betonu i trawnikiem, oddycha kolosalne dobro. Sąsiad wyszedł na balkon zapalić. Dosyć mam zaplątywania się w ich problemy – pomyślał Magneto – i wyplątywania w innym, gorszym miejscu. Żona uciszyła go informacją, nieludzko zachwycona. On rzucił się na stertę makulatury po prezentach, oblał i czeka na zapałki. Jej czerwony intelekt, który wszędzie wchodzi z hukiem. Jego tępota, do tej pory zaledwie podrażniona, teraz otwiera się jak oblany purpurą kwiat. Na ich twarzach widzę oranie trójzębu. Dialogów słuchają syn i mucha z NKWD.

Pierwszy dzień świąt. Za tydzień petardy poniosą gdzieś psinę. Następnie śpiewy, hymny, strzały. Koniec nocy, koniec zimy. Nad każdym uchem wisiał śrubokręt i mierzył, ale nigdy więcej. Archanioł dmuchnie, podpalając nasze głowy niebieskim płomykiem. Ona powie do niego: musisz się postarać zmniejszyć, a później zmieścić w zasięgu mojej kpiny.

Życzę ci, abyś był wiecznie młody. Życzę niezapomnianych przygód i dobrego trawienia. Jak u niedźwiedzia Mnóstwo czasu na lekturę pod prysznicem i spanie pod prysznicem jak aligator. Ujeżdżania każdej chwili. Bezwstydnej praliny każdego dnia. Niechaj się inni wstydzą.

Wrony obsiadły żyrandol… jego kryształowy charakter człowieka-wrony… Chyba tylko kamieniem mógłby ją zatrzymać przy sobie – pomyślał Magneto. Po co tyle pali? Nie wyplączę go spod tej aparatury, nie mam takich obcęgów. Ściany będą w kolorze mięty, a ja nie wtopię się w moich błękitnych rajtuzach. Ucichną głosy nad ranem. W ciszy jeden oddech podskoczy jak mała bladoniebieska mandala. Silny oddech wepchnie życie w mrowisko. Do jego mostku i żeber skrada się Obcęgogłowy.

.

.

.

8 powodów

 .

 

 

Czułaś się bezpiecznie, ja czułem się bezinteresownie: oboje mieliśmy zły gust. Tobie zabrakło wyobraźni, moją ogarnął stan zapalny (noski eskimoski, czyli cycek na szybie; Norwid, czyli łóżko nie oddaje ciepła). Nie da się wyjść z tylu łóżek i lodówek i nie opowiedzieć o tym. Wtedy miałem dłuższy lont i mogłem tego cierpliwie słuchać, kobieto, mężczyzno.

Placówki broni biologicznej, placówki osłony psychospołecznej. Opłacane przez gminę i źle finansowane, skazane na szarą strefę i wynoszenie materiału tyłem, wcześnie rano. Pracownicy niedoświetlonej półkuli, pielęgniarki, paleciarze, policja. Papieros i drugi na później, za uchem. Odsmażane ziemniaki (złego słowa o nich) i fartuch (bezlitosne słowo). Widzimy jak skrzyżowanie bakteriofaga z rotawirusem dziarsko wędruje z tobołkiem na ramieniu pod niekończącym się błękitem ekstrawagancji. Jego ciało jest zielone i tryska zdrowiem jak latorośl. Kocha słońce z wzajemnością. Ich wspólny proceder ma się doskonale.

Syn wielokrotnie uwalniał się od ciała. Czy syn pozostawał z panią w kontakcie? Proszę pana, syn wielokrotnie uwalniał się od ciała.

Niektórzy z tutaj obecnych czują się stale obserwowani. Istota wyższa. Zaciekawione oko. Zimne, z pewnością nieludzkie, poza wszelkim współczuciem. Te osoby proszone są o zamknięcie mordy.

Bo mam firmę i wyznaję sentymentalny darwinizm. Bo jest mi za gorąco.

Bo ludziom kina dają wyroki tylko w zawieszeniu.

Ponieważ wszedłeś i depczesz arbuzy. Kolego, to nie jest poligon.

Ponieważ chciałem się nazywać Stratus. Powieki łopoczą. Rzeki w dole jak filakterie, zawirowania piany i wielka rafa. Stratus.

.

.

.

Kalendarz wolnomularza

.

Wkładając dwie stopy do jednego buta wygrywasz maraton. Wspinałem się przez lata i dziś nie spławią mnie jak kłodę, po kamieniach i żwirze zamiast wody: wygrywam piramidę. Znajduję się u stóp dupokobziarza, ślimaka i głowonoga. Ślimak mnie potwornie upokarza; osobowość dominująca pieczętuje osobowość słabszą, więc odbijam jego okrutną apatię. Rozkazuje mi dupokobziarz. Wreszcie Byk, najważniejszy z ludzi. I widzę troje epoksydowych oczu, i napełniam się paniką.

Szaroniebieski dym kończy ćmić swojego człowieka. Pokolenia ambitnych grzybów kolonizują powietrze. Idę przez palarnię, do kamienicy, przez fioletowe liście i białe patyki. Na parapetach wysychają pryzmy ptasiego wapna. Cofa się październik i zaczyna kolejne święto przesilonej depresji. Najmniejszy z ludzi, nazwijmy go Kompost, został skatowany, bez hałasu, jakbyś rzucał mokrą ziemią w gong.

To był mój prime, czuli to wszyscy, nawet ślimak (prawnik). I chyba zazdrościli. Na koniec zamówiono dla mnie taryfę i zawieziono do hotelu. Zdjąłem zegarek, rozmasowałem kark, poćwiczyłem oddech, i wtedy się stało. Wrażenie spadania i straszny, rozpaczliwy banał. Zbliżanie się parzydełek bladego światła badających ciemność.

Najpierw Aszur modli się do kamienia. Kamień wypuszcza trujący wiaterek. Dusza,  zielony wiaterek, wiruje z kamieniem w środku. Pustynia wygląda tak, jak o niej piszą, i daje to, czego potrzebujesz. Znalazła mnie i przygarnęła jak swoje. Znalazła coś swojego we mnie, więc korzyść była wspólna. Jeśli to czytasz, nie wróciłem i rozmawia z tobą moja atrapa.

.

.

.

Cut

.

Jadąc do ciebie, widziałem świetną rzecz. Elegancka pani na światłach (pewnie sędzia? pewnie tak) poszatkowała rozmówcę. Nie wiem, czy rano podpalił ją przy windzie spocony sąsiad, czy koreański system inteligentnego cofania, który skamle, widząc byle gówienko, a może rozdrażnił ją durny sen o czarciej łapie na rozporku; w każdym razie widok jej dłoni i szybkich, rytmicznych cięć, nasunął mi taką myśl dla ciebie: uwolnij się, wykonaj serię ruchów w stronę uwolnienia się, krzyknij, kaszlnij, otrzep dłonie. W naszym ciele mamy zapis zdrowych sekwencji, które pozwalają przemieścić, a następnie uwolnić złogi stresorów. Wyzwól kortykoliberynę, kojąco rozwibruj nadnercza. Nie wiem co się z nią stało. Czy hiperwentyluje w pokoiku socjalnym, regresując do stadium prenatalnego metodą Grofa? Może zdziera palcami karoserie. Nie znam jej, nie wiem, kto to jest! Kiedy o niej pomyślę – nie mówię o tobie – narasta we mnie stres. Sądziłem, że mam w nim (w stresie) pomocnika. Robił dla mnie rzeczy, których inni nie robią: hamował perystaltykę, pobudzał gruczoły potowe, rozkładał glikogen. Ale za plecami mnożył błędy i absencje. Wiesz co mówią: stres (czas, seks, cokolwiek) to chirurg w rękawicach kuchennych.

.

.

Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

.

Kornel Kotecki (ur. 1984)- urodził się, mieszka i pracuje we Wrocławiu. Jest absolwentem kulturoznawstwa. Publikuje w sieciowych czasopismach od 2019 r.

 

PODZIEL SIĘ