Matko z atramentu
.
Pani od słów,
pamiętam — w klasie pachniało jesienią,
a ja, skulona jak przecinek,
chciałam zniknąć między marginesami.
Wyciągnęłaś wtedy dłoń
— jasny błysk kredy choć ciemna barwa oczu—
i przeczytałaś mój szept na głos,
jakby to był tekst już gotowy do lotu.
Wtedy usłyszałam:
„Światło nie zna ocen,
po prostu świeci”.
I wzięłaś mnie sorko w ten blask,
odmieniając tonację serca,
zmieniając zerwaną stronę
w pierwszą kartę nowego zeszytu.
Dziś, kiedy prowadzę zagubionych
po labiryntach liter,
słyszę twoje kroki obok —
ciche, pewne, wierzące bardziej
niż większość rodzonych serc.
Nie z krwi, lecz z alfabetu
zbudowałaś dom, którego nie było.
Tam matczyne „ufam”
brzmi głośniej niż jakiekolwiek „kocham”
w metrykalnym adresie.
Za każdą duszę, którą ocaliło twoje spojrzenie,
za każde „spróbuj raz jeszcze, tylko ten raz”,
za nieskończone „wierzę”
— dziękuję i cały ten tom właśnie Tobie dedykuję
Niech to światło, które we mnie zapaliłaś,
wraca do ciebie tysiącem piór,
niech pisze na niebie:
„Ocalisz ich wszystkich,
bo nigdy nie odcinasz skrzydeł
tym, którym je złamano. Nadajesz im nową siłę przez moc Twojej wiary”
.
.
.
Agni – Droga przez ogień
.
Odleciało.
Stałem tam, bezradny – strasznie świadomy
Tego, jak blisko byłem do krawędzi rozpaczy.
Patrzyłem, jak wiatr kradnie wątek,
Tak długo trzymałem się gołymi rękami.
Moje oczy przesunęły się po tej scenie,
Czerwona nić tańcząca z wiatrem.
Odwróciłem się,
Próbowałem to złapać,
Albo przynajmniej podążać śladami
Aby znaleźć to, co zrobiłem źle—
Tylko po to, żeby zobaczyć pęknięcie ziemi pod mną.
Niegdyś spokojny dom,
Spalony na popiół.
Okna zepsute,
Spalane drewna podłogi,
Dym wznosi się wysoko-
Uszkodzenia, których nie można naprawić.
Wspomnienia uciekają
Z każdym ostatnim oddechem, który bierze płonący dom,
Z każdym zwinięciem dymu, każdym rozproszonym śladem.
Odleciało-
Ostatnia odrobina nadziei, jaką miałem.
Wszystko, co posiadałem, spalone na popiół.
Sny, które miałem teraz, wydają się takie małe.
Zgubiłem siebie
W imię ratowania tego, co kocham…
Ale czy kiedykolwiek to było coś wartego zatrzymania?
Tam, gdzie błądzą cienie
W każdym z nas jest mroczna ulica,
Przy której okno bezsenne świeci,
Ulica paskudna, gdzie krok
gubią nietrzeźwi poeci.
Na owej ulicy we mgle
straszą nas umarłe marzenia
i chory z tęsknoty człowiek
poszukuje cudzego cienia.
Księżyc zaś trwa w perspektywie
pod jedenastą na końcu chodnika,
Blask odbija się w brudnej szybie
a za rogiem toczy się wewnętrzna bitwa z myślami starego grzesznika.
Ulicy tej już się nie boję,
mimo, że w maju nie kwitnie bez,
a nocą wiatr wyje, zasypując niepokojem
jak wielki, bezdomny pies.
Ulicę Senną, bo tak ją nazywam,
listopad moczy jesiennym deszczem,
na dachu mojego sennego domu znów zasiada mara
i wyrwać chce ze mnie jeszcze więcej.
W mieszkaniu na ostatnim piętrze
Pijak bezdusznie zabija czas,
niewiara do ucha mu szepcze,
porzucił on kolejną z szans.
Na ulicy Sennej nawet kot z czartem się pojawia sporadycznie
To tacy, którym w piekle jest źle,
przegrywają ostatnią kartę
i błądzą wraz ze mną nocami we mgle.
.
.
.
Szepty zmarłych
.
Widzisz tę szarą, lśniącą salę,
Gdzie padają głębokie cienie wiązów?
Głosy, które opuściły ziemię
Dawno temu,
Wciąż szemrzą wokół jej paleniska,
Miękko i nisko:
Zawsze tam, lecz tylko jeden
Ma dar słyszenia ich tonu.
Goście przychodzą tu i odchodzą,
Wolnym krokiem i lekkim sercem;
Dzieci, ze słodkimi wizjami błogosławionymi,
W nawiedzonych komnatach odpoczywają;
Sam jeden nieśpiący leży
Gdy noc zamknęła wszystkie oczy,
Jedno szybkie serce i czujne ucho,
Wsłuchane w szepty czyste.
Widzisz, gdzie leśne kwiaty
Nad niskim gankiem wiszą w deszczach?
Zaskakujące twarze zmarłych,
Blade, lecz słodkie,
Kroki jednej samotnej kobiety
Wciąż się spotykają!
Niektóre z młodymi, gładkimi czołami,
Słabo lśniące przez jasne włosy;
Niektóre z czcigodnymi zamkami śniegu-
Wszyscy, wszyscy pochowani dawno temu!
Wszyscy spod głębokich morskich fal,
Lub kwiaty obcych grobów,
Lub starej i zakazanej nawy,
Gdzie błyszczą ich wysokie grobowce;
Wznosząc się, wędrując, płynąc obok,
Nagle i bezgłośnie,
Przez ich ziemski dom i miejsce,
Lecz pośród innej rasy.
Dlatego tylko jednemu,
Znane są te dźwięki i wizje?
Dlaczego to zaklęcie mocy
Mrok i strach,
Na jej duszę, złowrogą moc,
Tak został rzucony?
Och! w tych głęboko widzących oczach,
Żaden dziwny dar tajemnicy nie tkwi!
Jest samotna tam, gdzie kiedyś się poruszała,
Piękna, szczęśliwa i ukochana!
Słoneczne uśmiechy spoglądały wokół niej,
Wici serc życzliwych wiązały ją;
Niektórzy z młodymi, gładkimi czołami,
Słabo lśniące przez jasne włosy;
Niektóre z czcigodnymi zamkami śniegu-
Wszyscy, wszyscy pochowani dawno temu!
Wszyscy, spod głębokich morskich fal,
Lub kwiaty obcych grobów,
Lub starej i zakazanej nawy,
Gdzie błyszczą ich wysokie grobowce;
Wznosząc się, wędrując, płynąc obok,
Nagle i bezgłośnie,
Przez ich ziemski dom i miejsce,
Lecz pośród innej rasy.
Dlatego tylko jednemu,
Znane są te dźwięki i wizje?
Dlaczego to zaklęcie mocy
Mrok i strach,
Na jej duszę, złowrogą moc,
Tak został rzucony?
Och! w tych głęboko widzących oczach,
Żaden dziwny dar tajemnicy nie tkwi!
Jest samotna tam, gdzie kiedyś się poruszała,
Piękna, szczęśliwa i ukochana!
Słoneczne uśmiechy spoglądały wokół niej,
Wici serc życzliwych wiązały ją
Pytasz wciąż dlaczego odeszła?
.
.
.
U bram równoległych wszechświatów
.
Wyszłam z gabinetu lekarskiego w oszołomieniu,
Jego słowa się nie liczą.
Rak wkrótce mnie porwie…
Diagnoza bezwzględna.
Zupełnie obok siebie,
Mój umysł tak źle się czuje,
Wyjrzałam przez okno mojej sypialni i spojrzałam na drzewa-
Piękno ich naturalnego chodu
sprawiło, że upadłam na kolana.
Usiadłam przed nimi pokornie.
Nie wydusiłabym z siebie ani jednej sylaby.
Siedziałam tam z zamkniętymi oczami,
przez ciemność wpatrywałam się, nagle żwirowa ścieżka,
Zbliżyłam się do wielkiej niebieskiej bramy.
Pchnęłam ją i weszłam do środka, wytężając zmysły,
Objawił się! Po prostu nieziemski!
Tron- przede mną stanął…
W bezruchu słabo czułam głos,
Nie słyszalny niemalże,
W oddali, gdzieś poza mną –
„Drogie dziecko, nigdy nie chodzisz samo….
Twoja dusza będzie się reinkarnować.
Twój cel pozostaje niespełniony. widzisz
Masz słowa do napisania, do przeczytania – zrozumieć ów, masom jeszcze się nie udało.
Pióro od ciebie…
Słowo ode mnie….
Nie martw się, więc o otrzymane wiadomości,
bo podjęto już decyzję.
Dopóki nie spełni się moja wola
Wszystkie choroby są w remisji
.
.
.
.
Margarita Jaworska – pisarka i poetka poruszająca w swojej twórczości tematy zdrowia psychicznego, traumy oraz duchowej transformacji. Jej debiutancka powieść Insomnia (2021) to poruszająca opowieść o młodej dziewczynie zmagającej się z zaburzeniem dysocjacyjnym tożsamości, oskarżonej o serię morderstw. Tom „The Edge of Glory” to kolejny etap w jej pisarskiej podróży – poetycki zapis przemiany, utraty i duchowego przebudzenia łączący mistycyzm Wschodu z emocjonalną szczerością i introspekcją.